Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1979, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z dwóch czasów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z dwóch czasów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bob Shaw jest jednym z czołowych angielskich autorów science fiction. W powieści „Człowiek z dwóch czasów”, wykorzystując możliwości fantastyki, stwarza interesującą sytuację psychologiczną.

Człowiek z dwóch czasów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z dwóch czasów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Trzeba było wyregulować hamulce.

— Tak? Myślałem, że w tych samochodach hamulce regulują się samoczynnie.

— Być może, nigdy tego nie sprawdzałem. — Breton zaczął się zastanawiać, jak długo to jeszcze potrwa. — Wiem tylko, że miałem kłopoty z hamowaniem.

— Dam ci dobrą radę: zanim wyjedziesz, sprawdź, czy koła są dokręcone. Widziałem samochody, które wracały z warsztatów po regulacji hamulców i nakrętki ledwie im się trzymały.

— Teraz już na pewno będzie wszystko w porządku.

— Nie ufaj im, John, jeżeli tylko mogą zostawić coś nie dokręconego tak, żeby zaraz nie odpadło, zostawią z całą pewnością.

Convery obrócił się nagle i zanim Jack zdążył się ruszyć, złapał za rączkę bagażnika, otworzył go spoglądając tryumfalnie na Bretona, po czym zatrzasnął mocno, przekręcając rączkę.

— O, widzisz, mogłaby ci ta klapa odskoczyć przy szybkiej jeździe, a to jest bardzo niebezpieczne.

— Dziękuję ci — powiedział Breton słabo — jestem ci bardzo zobowiązany.

— Drobiazg. Dla obywatela wszystko — Convery z zastanowieniem pociągnął się za ucho. — No, muszę już iść. Moje dzieciaki obchodzą dziś urodziny i nie powinienem był w ogóle wychodzić z domu. Wpadnę jeszcze.

— Wpadnij, jak tylko będziesz miał ochotą — odparł Breton.

Stał chwilę niezdecydowany, a następnie ruszył za Converym i znalazł się przed frontem domu w momencie, kiedy zielony wóz porucznika odjeżdżał właśnie z rykiem rury wydechowej. Zimny wiatr rozwiewał zeschłe liście przed Bretonem, który zawrócił z miejsca. Ostatnia uwaga Convery’ego była znamienna. Świadczyła o tym, że jego wizyta nie miała charakteru ani towarzyskiego, ani przypadkowego, a Convery nie zapowiadał się bez wyraźnego powodu. Breton odniósł więc wrażenie, że został ostrzeżony, co postawiło go w dziwnej, a być może nawet groźnej sytuacji.

Nie zabije przecież Johna, skoro porucznik Convery może po prostu krążyć w pobliżu, czekając na rozwój wypadków.

Ale jednocześnie po tym, co się stało, nie może również zostawić Johna przy życiu — a na rozwiązanie problemu zostało mu bardzo niewiele czasu.

XI

Upłynęło kilkadziesiąt lat od chwili, kiedy generał Teodor Abram postawił nogę na polu bitwy, ale uważał się za człowieka żyjącego na efemerycznej ziemi niczyjej, oddzielającej dwie największe machiny wojenne, jakie kiedykolwiek widziano w starożytnej i krwawej historii tej krainy.

Nie było w jego życiu godziny, minuty, jednej jedynej chwili, która nie byłaby przesycona bez reszty świadomością, że stanowi najważniejszy element pierwszej linii obrony kraju. Gdyby doszło do wojny, nie będzie musiał naciskać żadnych guzików — jego broń to papier, a nie stal; mimo to jednak generał Abram był żołnierzem — ciężar odpowiedzialności za przygotowania techniczne mógł udźwignąć jedynie patriota i bohater.

Koszmarne życie generała Abrama dodatkowo komplikował fakt, że posiadał on dwie całkowicie odrębne grupy wrogów. Jedną stanowił naród, przeciwko któremu jego własny lud mógł kiedyś zostać powołany pod broń, drugą jego własne pociski i technicy, którzy je projektowali i obsługiwali. Zwalisty olbrzym, stworzony do walki za pomocą szabli i maczugi, zupełnie nie nadawał się do prowadzenia wojny zmechanizowanej, a jeszcze mniej do ciągłego wyczekiwania, które było alternatywą. Jak tylko mógł, unikał wizyt w bazach podziemnych, aż nazbyt często bowiem, bo w siedmiu przypadkach na osiem, okazywało się, że pociski w swoich niewiarygodnie skomplikowanych wnętrzach kryją jakieś defekty. Personel techniczny wydawał się nieświadom tego, że te „drobne usterki”, powodująca konieczność zastępowania wadliwych urządzeń nowymi i dokonywania ciągłych prób, zmniejszają w sposób zasadniczy potencjał obronny kraju.

Abram nie mógł pojąć, dlaczego pocisk musi się składać z miliona części bez mała; tym mniej rozumiał dziwną zasadę, według której zbiór całkowicie niezawodnych elementów w tak dużym nagromadzeniu niezmiennie dawał w efekcie samowolną i kapryśną całość, o efektywności zmieniającej się z minuty na minutę. W ciągu wielu lat sprawowania swojej funkcji generał nabrał głębokiej niechęci do naukowców i inżynierów, dzięki którym znalazł się w swojej obecnej sytuacji, i na każdym kroku to demonstrował.

Spojrzał na zegarek. Doktor Rasch, główny specjalista z Ministerstwa Obrony, zamówił się telefonicznie na wizytę i miał przyjść lada moment. Perspektywa wysłuchiwania o tak późnej popołudniowej porze przesadnie precyzyjnych wypowiedzi małego człowieczka wystarczyła, by napięte i tak nerwy generała Abrama przypominały teraz kable wysokiego napięcia w czasie burzy. Kiedy usłyszał, że drzwi jego biura się otwierają, położył się niemal na biurku, wściekły, gotów zmiażdżyć uczonego samą potęgą swojej nienawiści.

— Dzień dobry, panie generale — powiedział doktor Rasch, kiedy go wprowadzono. — To bardzo miło z pańskiej strony, że tak szybko znalazł pan dla mnie czas.

— Dzień dobry. — Generał przyjrzał się badawczo Raschowi zastanawiając się, co też go sprowadza. Żółtawe oczy uczonego płonęły dziwnym światłem. Mógł to być równie dobrze strach, jak ulga czy tryumf. — Co słychać?

— Nie bardzo wiem, jak to panu powiedzieć, generale. — Do Abrama nagle dotarło, że Rasch jest ogromnie z siebie rad, i jego złość jeszcze wzrosła. Znaleźli na pewno jakiś błąd konstrukcyjny w którymś z elementów — może w pompie czy jakimś mikroskopijnym zaworze — który wymaga teraz kompletnego zmodyfikowania.

— Mam nadzieją, że mimo wszystko znajdzie pan jakiś sposób — rzekł Abram ponuro. — W przeciwnym razie pańska wizyta będzie bezprzedmiotowa.

Szczupła twarz Rascha drgnęła nerwowo.

— Problem polega nie na tym, czy ja zdołam to panu wytłumaczyć, tylko czy pan to zdoła zrozumieć. — Nawet w złości Rasch wyrażał się ze skrupulatnością i pedanterią.

— Niech mi pan to wobec tego poda jak najprościej — odparował wyzywająco Abram.

— W porządku. Mam nadzieję, że zauważył pan deszcz meteorów, jakiego jesteśmy świadkami od pewnego czasu?

— Jest bardzo piękny — odparł ironicznie Abram. — Czy o tym przyszedł pan ze mną porozmawiać?

— Niezupełnie. Czy wie pan może, co wywołało to bezprecedensowe zjawisko?

— Nawet jeśli wiedziałem, to i tak już zapomniałem. Nie mam czasu na jakieś tam naukowe bzdury.

— Wobec tego pozwolę sobie panu przypomnieć. — Rasch odzyskał swój zwykły spokój, co jakoś dziwnie zbiło z tropu Abrama. — Nie ulega już teraz wątpliwości, że maleje siła grawitacji. Otóż Ziemia porusza się zwykle po orbicie, którą od dawna oczyściła ze wszelkich kosmicznych odłamków, ale wobec tej nowej zmiany w stałej grawitacyjnej orbita znów jest zaśmiecona — częściowo w wyniku przemieszczenia się planety, ale w jeszcze znaczniejszej mierze wskutek jej wyraźnie zwiększonego wpływu na drobne ciała. Deszcz meteorów jest namacalnym dowodem, że grawitacja…

— Grawitacja, grawitacja! — wykrzyknął Abram. — Co mnie obchodzi grawitacja?!

— Powinna pana obchodzić, generale. — Rasch pozwolił sobie na powściągliwy uśmieszek. — Grawitacja jest jedną ze stałych, której obliczenie przez komputery pozwala pańskim pociskom trafiać do celu, a teraz ta stała przestała być stałą.

— Pan chce powiedzieć… — Abram urwał, ponieważ dotarła do niego waga słów Rascha.

— Tak jest, generale. Pociski nią będą Już trafiały dokładnie w wyznaczone cele.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x