Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów

Здесь есть возможность читать онлайн «Bob Shaw - Człowiek z dwóch czasów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1979, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Człowiek z dwóch czasów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Człowiek z dwóch czasów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bob Shaw jest jednym z czołowych angielskich autorów science fiction. W powieści „Człowiek z dwóch czasów”, wykorzystując możliwości fantastyki, stwarza interesującą sytuację psychologiczną.

Człowiek z dwóch czasów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Człowiek z dwóch czasów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Kate… Kate została zaproszona przez Palfreyów na kolację i spędzi tam cały wieczór. — Jack stwierdził, że z trudem dobywa słów. Za kilka sekund miał zabić Johna, ale myśl o tym, że zobaczy to dobrze znane ciało rozprute przez kule, napełniała go denerwującą nieśmiałością.

— Aha. — Wzrok Johna był czujny. — A czy można wiedzieć, co zamierzasz zrobić z moimi walizkami?

Palce Jacka zacisnęły się na kolbie pistoletu. Potrząsnął głową, niezdolny wymówić słowa.

— Nie wyglądasz dobrze — powiedział John. — Nic ci nie jest?

— Wyjeżdżam — skłamał Jack usiłując poradzić sobie jakoś z nowym odkryciem, jakiego przed chwilą dokonał, a mianowicie, że nie będzie w stanie pociągnąć za spust. — Później ci zwrócę walizki. Wziąłem też trochę ubrania. Chyba nie masz nic przeciwko temu, co?

— Nie, nie mam. — W oczach Johna pojawił się wyraz ulgi. — Ale czy chcesz przez to powiedzieć, że zostajesz w tym… w tym strumieniu czasu?

— Tak… wystarczy mi po prostu świadomość, że Kate żyje gdzieś niedaleko.

— O? — Na szerokiej twarzy Johna pojawił się wyraz zaskoczenia, jakby spodziewał się usłyszeć coś zgoła innego. — Wyjeżdżasz właśnie w tej chwili? A może wezwać ci taksówkę?

Jack skinął głową. John wzruszył ramionami i odwrócił się do telefonu. Kiedy Jack wyciągał z kieszeni pistolet, czuł się tak, jak gdyby go poraził lodowaty prąd. Podszedł z tyłu do Johna i uderzył go mocno ciężką kolbą za uchem. Kiedy nogi się pod Johnem ugięły, wymierzył mu drugi cios i nie panując już zupełnie nad swoimi nieskoordynowanymi ruchami potknął się o swoją ofiarę i wraz z nią runął na podłogę. Stwierdził, że leży na Johnie, twarz przy twarzy, i z przerażeniem zauważył, jak powieki tamtego drgnęły i jak jego drugie wcielenie patrzy na niego otępiałymi, ale przytomnymi oczyma.

— Ach, więc to tak — wyszeptał John jak gdyby z senną satysfakcja zasypiającego dziecka. Zamknął oczy, ale Jack uderzył go pięścią raz i drugi, ze szlochem, usiłując zniszczyć świadectwo swojej winy.

Kiedy odzyskał trzeźwość umysłu, sturlał się z Johna i przykucnął przy bezwładnym ciele, ciężko dysząc. Następnie podniósł się, wszedł po niskich schodkach do łazienki i pochylił się nad umywalką. Czuł na czole lodowaty dotyk kranów, zupełnie tak samo jak w czasach młodości, kiedy dokonując pierwszych straszliwych eksperymentów z alkoholem w tej samej pozie oczekiwał, aż jego organizm się oczyści. Ale tym razem uczucie ulgi nie dało się okupić tak tanio.

Breton opryskał sobie twarz zimną wodą, a następnie wytarł się, szczególnie ostrożnie traktując poobcierane kostki palców, z których zaczęta się już sączyć limfa. Otworzył łazienkową apteczkę w poszukiwaniu opatrunków, kiedy nagle dostrzegł fiolkę z jasnozielonymi, trójkątnymi pastylkami. Miały wygląd typowy dla tabletek nasennych. Breton przestudiował etykietę, która potwierdziła jego przypuszczenia.

Poszedł do kuchni, nalał wody do szklanki i zaniósł ją do holu, gdzie w dalszym ciągu leżał rozciągnięty na musztardowym dywanie John. Jack uniósł mu głowę i usiłował podać tabletki. Zadanie jednak okazało się trudniejsze, niż sobie wyobrażał. Usta i gardło nieprzytomnego wypełniały się wodą, którą natychmiast wyparskiwał wraz z pastylkami w gwałtownym ataku kaszlu. Breton ociekał potem — upłynęło wiele cennego czasu, nim zdołał wcisnąć Johnowi osiem tabletek.

Odrzucił fiolkę, schował pistolet do kieszeni i wciągnął ciało do kuchni. Szybko przeszukał kieszenie Johna, znajdując w nich portfel z dokumentami, które mogły mu się przydać w jego późniejszych poczynaniach, i pęk kluczy, łącznie z kluczykami od dużego Lincolna.

Wyszedł do samochodu, przeprowadził go na tył domu i ustawił tak, że tylnym zderzakiem dotykał obrośniętej bluszczem kratki patio. Powietrze było nagrzane popołudniowym słońcem, a poprzez zasłonę drzew i żywopłotów dochodził w dalszym ciągu obojętny warkot maszyny do strzyżenia trawników. Breton otworzył bagażnik samochodu i wrócił do kuchni. John leżał w kompletnym bezruchu, jakby już nie żył, a jego twarz była świetliście blada. Trójkątny strumyk krwi spływał mu z nosa na policzek.

Breton wyciągnął ciało z domu i załadował je do bagażnika. Kiedy upychał nogi, zauważył, że John zgubił Jeden but. Zamknął klapę bagażnika, nie zatrzaskując jej, i wszedł do domu. Pantofel leżał tuż za drzwiami. Breton podniósł go i właśnie wracał spiesznie do Lincolna, kiedy wpadł prosto na Convery’ego.

— Przepraszam. że ci znów przeszkadzam, John. — Błękitne, szeroko rozstawione oczy porucznika były czujne, ruchliwe, pełne jakiejś złośliwej energii. — Ja tu chyba coś zostawiłem…

— Nic nie zauważyłem.

Breton słyszał te słowa wydobywające się z jego ust i nie mógł się nadziwić, że jego ciało daje sobie radę, z subtelnościami porozumienia, podczas gdy umysł, odpowiedzialny za wszelkie reakcje, pozostaje w stanie szoku. Co ten Convery tu robi? Już po raz drugi tego dnia pojawia się na patio w najmniej odpowiednim momencie.

— Chodzi mi o skamielinę, o tę skamielinę mojego syna; po powrocie do domu stwierdziłem, że jej nie mam. — Uśmiech Convery’ego był niemal ironiczny, jak gdyby rzucał Bretonowi wyzwania, by korzystając ze swoich praw wyrzucił z domu natrętnego intruza. — Nie wyobrażasz sobie, jaką miałem o to awanturę.

— Ale tego tutaj nie ma. Jestem przekonany, że bym zauważył, gdyby było, to nie jest coś, co można by przeoczyć.

— Rzeczywiście — przyznał Convery obojętnie. — Musiałem zostawić gdzie indziej.

To nie może być przypadek, doszedł do smutnego wniosku Breton. Convery jest niebezpieczny, inteligentny, gorliwy glina, nie ma nic gorszego. Człowiek obdarzony intuicją, której ślepo ufa, uparcie trzymając się swoich koncepcji — wbrew logice, wbrew dowodom. A więc prawdziwą przyczyną, dla której Convery odwiedzał Johna Bretona regularnie od dziewięciu lat, była po prostu podejrzliwość. Jakiż to mściwy kaprys losu, zastanawiał się Breton. przywiódł tego superpolicjanta na scenę, którą tak starannie wyreżyserował tego październikowego wieczora?

— Zgubiłeś pantofel?

— Pantofel? — Breton poszedł za wzrokiem Convery’ego i zobaczył w swojej ręce czarny but. — A, tak. Robię się roztargniony.

— Wszyscy jesteśmy roztargnieni, kiedy mamy czymś zaprzątnięte myśli, tak jak ja tą moją skamieliną.

— Ale ja nie mam niczym zaprzątniętych myśli — odparł Breton błyskawicznie. — A ciebie co gryzie?

Convery podszedł do Lincolna i oparł się o niego, położywszy prawą dłoń na pokrywie bagażnika.

— Nic specjalnego, po prostu usiłuję mówić za pomocą ręki.

— Nie rozumiem.

A, głupstwo. Ale a propos rąk: masz zupełnie poobcierane kostki. Biłeś się z kimś czy co?

— Z kim? — roześmiał się Breton. — Przecież nie będę się bił sam ze sobą.

— Myślałem, że może z tym facetem, który przyprowadził ci samochód. — Corwery uderzył w bagażnik i nie zatrzaśnięta klapa zawibrowała hałaśliwie. — Jak słyszę, w jaki sposób się te łobuzy odnoszą do klientów, też mam nieraz ochotę im wlać; dlatego między innym wszystko staram się robić sam.

Breton poczuł suchość w ustach. A więc Convery zauważył, że w czasie jego poprzedniej wizyty nie było samochodu.

— Ale ja jestem w jak najlepszych stosunkach z moją stacją obsługi.

— A co ci teraz robili? — Convery przyglądał się Lincolnowi z pogardą człowieka praktycznego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Człowiek z dwóch czasów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów»

Обсуждение, отзывы о книге «Człowiek z dwóch czasów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x