Po tym wszystkim, Remmy jak zwykle się nieco zgarbił i wyjrzał przez okno.
— Wciąż się zastanawiam, czy będą nas ścigać — rzekł.
— Cały pościg ruszy ku granicom — odparł Gabriel. — Może zamknęli porty i twierdze graniczne. My jednak jedziemy do środka kraju, do Ocarnio, a dla zbiegów byłoby to dziwne miejsce schronienia. Z łatwością wyprzedzimy wszelkie wiadomości.
— Mogli nas dostrzec na tej drodze — zauważył Remmy. — Taki kaleka jak ja… jakim byłem… rzuca się w oczy. Naszym śladem mogą galopować uzbrojone grupy.
— Uzbrojone grupy nie sprawią nam kłopotów. Widziałeś to zeszłej nocy.
— Niemniej, Ghibreelu… — Remmy spojrzał Gabrielowi w oczy, wyciągnął swą wielką dłoń i ujął jego przegub. — W Starej Świątyni przyznałem się przecież do zbrodni głównej. Nie chcę tam wracać.
— Nie wrócisz.
Remmy mocniej ścisnął jego rękę.
— Proszę, Ghibreelu, użyj swego magicznego pistoletu. Obiecaj, że zabijesz mnie, bym nie wpadł znowu w ich łapy.
Podziw dla odwagi Remmy’ego rozgrzał Gabrielowi serce. Odwagi zbytecznej — Gabriel uważał, że Wasale Argosy nie stanowią istotnego problemu, a jednak prośba była absolutnie szczera.
— Dobrze, zrobię to, przyrzekam.
— Dziękuję. — Ponury uśmiech podciągnął kąciki ust Remmy’ego. — Chyba nie macie Zarazy Pamięci w arsenale swych sztuczek, prawda? Gdybyśmy zaaplikowali dawkę Wasalom Argosy, zapomnieliby o nas.
W mózgu Gabriela coś zabrzęczało, daimony podniosły się nagle i nadsłuchiwały z uwagą.
— Opowiedz mi o Zarazie Pamięci — rzekł.
Jego reno przeczesywało swe ograniczone pliki, szukając tego hasła, ale go nie znalazło. Nic dziwnego — większość danych lingwistycznych znajdowała się albo na pokładzie Cressidy, albo w prywatnym banku informacji Gabriela, dostępnym jedynie za pośrednictwem potężnych reno Cressidy.
Remmy uniósł brwi.
— Naprawdę? — zapytał. — Nie wiesz o tym?
— Najwyraźniej nie.
— Tej nazwy używał mój nauczyciel, który pochodził z prowincji Khorar, dość daleko stąd. Na ogół nazywa się ją Wielkim Spustoszeniem lub Wędrującą Chorobą.
Reno Gabriela znalazło odnośniki do obu tych nazw, jednej z większych plag w historii planety.
— Tak — rzekł. — Słyszałem oba te terminy.
Słuchając, nadawał do swych towarzyszy i otworzył kanał dla słów Remmy’ego.
— Trzysta lub czterysta lat temu — opowiadał Remmy — z północy nadeszła zaraza i przetoczyła się przez kraj. Większość ludzi po prostu osłabła i gorączkowała, lecz wielu zapomniało o różnych sprawach — kim są, kto jest ich małżonkiem, jak mają wykonywać swą pracę. Zapomnieli o swych rodzinach, dzieciach, o wszystkim.
Niektórzy po prostu udali się na wędrówkę i nigdy nie powrócili. Nastąpił wielki chaos. To właśnie wtedy Ketshańczycy i inni barbarzyńcy zjednoczyli się, by nas podbić.
— Kultury mniej złożone otrząsają się pierwsze —stwierdził Yaritomo. — Mają mniej do pamiętania.
— Wtedy właśnie planeta zbudziła się —rzekł Gabriel. — Teraz znamy datę narodzin tego ludu.
— Nie wszystkie zaimplantowane wspomnienia się przyjmują. —wyjaśniła Clancy. — Zespół Saiga nie mógł zaimplantować pamięci wszystkim ludziom planety, wiele umiejętności i zdolności musiano zaimplantować z zastosowaniem jakiegoś fraktalowego algorytmu do generowania pamięci i umiejętności. A gdy to nie działało, lub gdy pominięto coś ważnego…
— Wymyślono Zarazę Pamięci, by ukryć braki —zakończył Gabriel. — Tak więc ludzie mogli winić chorobę.
— Wyglądasz, jakbyś był w transie, Gabrielu — rzekł Remmy. — Czy w tym, co powiedziałem, coś cię zaintrygowało?
— Tak — potwierdził Gabriel. — Zaraza pamięci wiele tłumaczy.
— Co mianowicie?
— Później do tego przejdziemy. Tyle trzeba najpierw wyjaśnić.
Remmy dumał przez chwilę.
— Bardzo dobrze.
— Opowiedz mi wszystko, co wiesz o Zarazie Pamięci.
— Jeśli mi powiesz, dlaczego to ważne.
Gabriel szarpnął podbródkiem.
— Bardzo dobrze. Ale potrwa to dość długo.
Remmy spojrzał na siebie, westchnął.
— Wasza Dostojność, zdaje się, że nie mam nic innego do roboty, jedynie słuchać.
— Więc ten Saigo to bóg, który stworzył mój świat — rzekł Remmy. — A ty jesteś bogiem, który przybył, by z nim walczyć.
Powóz zakołysał się znowu. Manfred skrobał pazurami, szukał oparcia, wspinając się na tylne łapy i wyglądając przez okno. Droga z przełęczy była w gorszym stanie niż droga na górę. Dno doliny osiągną dopiero po zmierzchu. Gabriel uśmiechnął się.
— Nie jesteśmy bogami.
— Jakaż to różnica? Ten Saigo stworzył świat i wszystko, co na nim jest.
— Pomagano mu. Remmy strzepnął dłońmi.
— Miał więc aniołów. Stworzył cały świat, ludzi. A teraz ty… — podniósł wzrok na Gabriela — przychodzisz i wszystko chcesz zmienić. Pokonać Saiga, zakończyć wszystkie sprawy. Spowodować Apokalipsę. — Remmy wyszczerzył zęby w nieszczerym uśmiechu. Jakby czaszka się uśmiechała. — Jesteś Diabłem, Ghibreelu.
Gabriel obrzucił go spojrzeniem.
— Fakty są inne.
— Dla kogoś takiego jak ja, jakaż to różnica? — Znowu strzepnął dłońmi. — Ten Saigo stworzył mnie w jakimś celu, nawet jeśli nie wiecie, co to takiego. A jednak chcesz wszystko zmienić, skończyć z moim narodem, religią, cywilizacją. Zaprzeczyć niepoznawalnemu celowi mojego Boga.
— Chcemy was wyzwolić — rzekł Gabriel. — Dać wam oświatę. Skończyć z chorobami, które powodują takie marnowanie życia, położyć kres wojnom, które niszczą życie i dobytek. Saigo popełnił zbrodnię, zamykając całemu światu dostęp do nauki, pozwalającej żyć w wolności i dobrobycie.
— Kusisz mnie, Ghibreelu — w głosie Remmy’ego odezwała się histeria. — Kusisz mnie owocem z Drzewa Wiadomości.
— Bez wiedzy nie możecie mądrze wybierać. A nie ma wolności bez mądrego wyboru.
— Tak właśnie mówiłby diabeł, prawda? — Remmy zaśmiał się. — Chcecie dać mi wiedzę, bym odrzucił swojego Boga.
Gabriel się wyprostował, przyjął władczą postawę. Jeszcze nie pora na Modulację Rozkazodawcy, pomyślał.
— To bzdury, Remmy. To rozumowanie Peregrina, nie twoje.
Remmy patrzył na niego wstrząśnięty. Oczy zaszły mu łzami.
— Przepraszam, Ghibreelu — powiedział. — Nie zdawałem sobie sprawy…
Gabriel wziął Remmy’ego w ramiona.
— Straciłeś orientację, tak — rzekł. — Ale my się tobą zaopiekujemy.
— Pchacie się w niebezpieczeństwo — stwierdził Remmy.
— Nie narazimy cię. Nie możesz walczyć z Saigiem, i nie oczekujemy, że podejmiesz walkę. Kiedy wyzdrowiejesz, będziesz mógł pójść dokąd zechcesz. Dostaniesz sakiewkę pełną pieniędzy, a cały świat stanie przed tobą otworem.
Remmy przywarł do niego.
— Nie porzucicie mnie? — zapytał z przejęciem.
— Będziesz wolny — odrzekł Gabriel — Będziesz mógł zrobić, co zechcesz.
— Nie chcę wolności! — oświadczył Remmy. — Chcę, by zwrócono mi mojego Boga.
Gabriel nie znalazł na to odpowiedzi.
Zapadła noc, a oni jeszcze nie zjechali z gór. Droga była zbyt stroma i niebezpieczna, by przemierzać ją po ciemku. Nocowali w jednym ze zbudowanych przez tutejszych mieszkańców kamiennych szałasów. Dość ciepłym. Przy palenisku zgromadzono stos suchego drewna. Remmy postawił swe pierwsze ostrożne kroki zdumiony, że chodzi i nie odczuwa bólu.
Читать дальше