— S… spalę resztę.
— Dobry pomysł — oświadczył Gabriel. — Uściskał Magnusa. — Dziękuję ci, panie — rzekł. — Zaopiekujemy się Remmym, do czasu aż będzie mógł powrócić.
— Jeśli to w ogóle kiedykolwiek nastąpi — odparł Magnus. — Mój Boże! Zabiliście P… Piscoposa!
— Wrócimy tu z Remmym wcześniej, niż ci się wydaje, panie — oznajmił Gabriel.
Wskoczył do powozu, nadał rozkaz Białemu Niedźwiedziowi. Konie fryzyjskie rozpoczęły swój niesamowity marsz. Powóz ruszył.
Kiedy powrócę do Vila Real, myślał Gabriel, przywiozę tu oświecenie i cywilizację, zburzę Starą Świątynię i z jej kamieni zbuduję coś użytecznego.
A potem zrobię to samo na całej planecie.
Powóz toczył się w nocnej ciszy przez podmiejski krajobraz, gdy upłynął termin alarmu. Prywatny układ łączności Gabriela został przypuszczalnie uaktywniony. Prawdopodobnie około dwóch trzecich Aristoi zostało powiadomionych, że w sferze Gaal popełnia się zbrodnie.
Niewykluczone, że została wypowiedziana wojna, spiskowcy zastosowali uderzenie wyprzedzające, skierowali mataglap przeciw każdemu z Aristoi.
W ciszy, daleko stąd.
Gabriela dręczyły te koszmarne wizje. Przeczekał tę chwilę, próbował zasnąć.
— Usiłowali zmontować oskarżenie przeciw tobie — rzekł Remmy. — Peregrino uważał, że pokonałeś Silvanusa przy pomocy czarów… — Przewidująco przygryzł wargę i stłumił krzyk, gdy powóz zakołysał się na wybojach. Ból jednak nie nastąpił; na twarzy Remmy’ego pojawiło się zdziwienie. Manfred swym wydrążonym zębem wstrzyknął mu poprzednio starannie dobrany środek znieczulający, który eliminuje ból, lecz nie odbiera świadomości. Clancy zaaplikowała rozmaite lekarstwa zmniejszające opuchliznę i zszywające porwane tkanki.
Remmy w śledztwie trzymał się długo. Najpierw miażdżono mu palce w imadle, a potem kleszczami ściskano czaszkę. W końcu, by go zmusić do zeznań, wybili mu z kolan rzepki.
Ostrożnie, pod znieczuleniem, Clancy wmasowala rzepki na miejsce, potem obandażowała kolana, by rzepki nie wypadły.
— Nie interesują mnie podejrzenia Peregrina — oświadczył Gabriel. — Odpoczywaj.
Ozwało się drapanie. Manfred, zmieniając pozycję, skrobał pazurami o podłogę powozu.
— To ważne — upierał się Remmy. — Jeśli kiedyś wrócisz, na pewno będziesz chciał wiedzieć, o co zamierzają cię oskarżyć.
— Sądzę, że zabójstwo Piscoposa przeważy wszystko, co mają na mnie w swoich teczkach. — Gabriel położył dłoń na ramieniu Remmy’ego. — Naprawdę, nie jest to dla mnie istotne.
Ale Remmy, raz zmuszony do wyznań, nadal musiał je czynić.
— Najpierw badali Geriusa i doktora Laviniusa — opowiadał. — Musiałem się temu przyglądać. Gerius powiedział, że go zaczarowałeś. Że miałeś przy sobie demona w postaci psa. A Lavinius zeznał, że Clansai postrzeliła go magiczną kulą, a potem czarami wyleczyła mu ramię.
— Po co miałabym robić obie te rzeczy? — spytała rozsądnie Clancy.
Czy Peregrino wydałby nakaz aresztowania Manfreda? — zastanawiał się Gabriel.
— Przyznali się, że spiskowali, by mnie zabić? — zapytał.
— Tak, i powiedzieli, że stał za tym książę Adrian.
Jak orientował się Gabriel, Peregrino był sprzymierzeńcem Adriana. Sytuacja jednak mogła się zmienić i Peregrino prawdopodobnie zapewniał sobie dalszą jego współpracę, mając w zanadrzu obciążające go, złożone pod przysięgą, zeznania.
Teraz, po odkryciu ciał, dojdzie prawdopodobnie do drobiazgowego królewskiego śledztwa i dokumenty całej sprawy zostaną upublicznione. Po powrocie Gabriela, sprawy w Vila Real mogą przedstawiać się zupełnie inaczej.
Pozostawała jedynie nadzieja.
Powóz znowu podskoczył. Remmy przygotował się, ale ponownie zrobił zdziwioną minę.
— Twoje lekarstwa to błogosławieństwo, pani doktor — rzekł.
Clancy spojrzała na niego.
— Wielu rzeczy możemy nauczyć tutejszych ludzi — stwierdziła.
— Prawie nic im o pani nie powiedziałem — zwrócił się do Clancy. — Wiem jednak, że według nich praktykujesz medycynę w sposób nienaturalny.
Uśmiechnęła się ponuro.
— Spodziewałam się, że tak pomyślą.
Remmy spojrzał na Gabriela, dotknął jego dłoni.
— Przebacz mi, Ghibreel. Przyznałem się do… czynów z tobą. Gabriel uśmiechnął się pobłażliwie.
— Jeśli tylko mówiłeś im prawdę.
— Powiedziałem im, że potrafisz grać na instrumentach, których nigdy przedtem nie dotykałeś. Że znasz języki, zdobyłeś wiele innych umiejętności… Że powiedziałeś, iż masz w sobie ducha, który cię tego uczy.
— To wszystko prawda — odrzekł Gabriel. — Co tu jest do wybaczania? Że mówiłeś prawdę?
— Ponieważ to nasza prawda. Dzielenie się nią z innymi jest zdradą.
Gabriel spojrzał na niego. Peregrino go rozbił, zniszczył mu ciało, umysł, dumę. Teraz Remmy był kaleką, i to nie tylko w sensie fizycznym. Do końca życia w jego głowie może tkwić daimōn, który nazwie go bezwartościowym, niezdolnym do przyjaźni zdrajcą, wybrykiem natury, plugawym, ketshańskim. Odezwie się za każdym razem, gdy Remmy poczuje kłucie w kolanach lub zobaczy kapłana na ulicy.
Gabriel będzie musiał przebudować jego ciało, wyegzorcyzmować daimōna, wznieść ducha. Uczynić z Remmy’ego osobę silniejszą niż przedtem. Poprzysiągł sobie, że tego dokona.
— Naprawimy twoje ciało, Remmy — rzekł. — A potem nauczymy cię różnych rzeczy. Zaczynając od spraw prostych, jak stać, jak chodzić. Jak rozumieć, co mówią inni, nawet wtedy, gdy nie wyrażają tego słowami.
— To ma być proste? — spytał Remmy.
— Tak, jeśli się opanuje zasady. Znasz już większość z nich, ale nie masz świadomości, że to wiesz. A kiedy już się dowiesz, że… — zacisnął palce na dłoni Remmy’ego. — Rzeczy wielkie. — Może będziesz hegemonem kontynentu .
— To są fantazje, Wasza Książęca Wysokość — odrzekł Remmy.
— Rzeczy wielkie — powtórzył Gabriel.
Ale najpierw musi wygrać wojnę.
Koniom dano wypocząć i napojono je w przydrożnej gospodzie. Obserwatorzy jedli posiłek na stołach na wolnym powietrzu. Remmy’emu w powozie cały czas ktoś dotrzymywał towarzystwa, podawał jedzenie.
Gabriel spojrzał na swoich Theráponów, zobaczył, że Yaritomo i Quiller jedzą w milczeniu, pogrążeni we własnych myślach. Za dużo ocierali się o śmierć; zabili gołymi rękami; niecały dzień wcześniej zginęli wszyscy ich koledzy.
Za mało o tym rozmawialiśmy, pomyślał Gabriel.
Ruszyli dalej. Konie kłusowały gościńcem. Remmy drzemał, jego głowa kołysała się lekko w rytm ruchu powozu. Gabriel zawezwał swe daimony, śpiewały mu smutno w mózgu. Ułożył dłoń w mudrę wzywającą do uwagi.
— Przyjaciele —nadał. — Ostatnio przeżyliśmy śmierć bardzo wielu osób.
Przez swoje reno odebrał ich milczące potwierdzenie. Dłonie Gabriela ułożyły się w mudry nauczające.
— Nasi towarzysze zginęli, a my nie mieliśmy czasu, by uczcić ich pamięć —rzekł Gabriel. — Proponuję, byśmy zrobili to teraz.
Zaaprobowali.
— Wymieńmy ich —rzekł Gabriel. — Stephen Rubens y Sedillo, Therápōn Protarchōn. Obcy dla nas; porzucił swój dom na podwodnej rafie, by ostrzec nas przed niebezpieczeństwem, przed którym stanęła teraz cała ludzkość. Człowiek wielkich zdolności, wielkiego poświęcenia, który stał się naszym przyjacielem. Ludzkość powinna go opłakiwać. Uczyńmy to w imieniu ludzkości.
Читать дальше