Formalności w biurze kanclerza potrwają zbyt długo, myślał Gabriel.
— Jak wygląda Żółty Nakaz? — zapytał. — Czy rzeczywiście jest żółty?
— W dawnych czasach był to specjalny pergamin zabarwiony szafranem. Tylko król mógł mieć taki pergamin. Ale potem stary król oddał monopol na szafran dziadkowi Adriana i teraz nakaz spisywany jest na zwykłym pergaminie owiniętym żółtą wstążką.
— A Węzeł i Pieczęć?
— Czy Wasza Wysokość rozważa możliwość podrobienia dokumentu? T… to niemożliwe. Pieczęć to oczywiście pieczęć królewska. Wielkości małego talerzyka, odciśnięta w wosku przez Sekretarza Pieczęci. Węzeł to specjalnie przepleciony sznurek, częściowo ukryty pod woskiem. Ma długość, o, taką, na rozstaw dłoni, a na sznurek nanizane są małe paciorki. Każdy monarcha ma inny wzór. Uważa się, że tylko Sekretarz Węzła i król wiedzą, jak go zawiązać. Jest bardzo skomplikowany, jak makrama.
— Ale oczywiście niektórzy ludzie to wiedzą.
— Innym ludziom tylko się zdaje, że wiedzą.
Gabriel odchylił się do tyłu, skrzyżował ramiona.
— Przypomnij sobie, Jaśnie Panie, czy w twoim domu są jakieś dokumenty z królewską pieczęcią?
Magnus przygryzł wargę.
— Tak. Dwie lub trzy proklamacje królewskie z podziękowaniami dla ojca za oddane usługi. Ale nie mają Węzłów. Tylko rozkazy królewskie opatruje się Węzłami, a listy i proklamacje są bez Węzłów.
— Przynieś dokumenty. Zdejmiemy pieczęcie. Znajdę sposób na wykonanie Węzła, a potem będziesz mi, panie, potrzebny, by sprawdzić, czy sformułowania są poprawne.
Oczy Magnusa rozszerzyły się, powoli potrząsnął głową.
— To na nic, Wasza Wysokość. Podrobienie nakazu królewskiego oznacza śmierć.
— Twoje imię, panie, nigdy nie zostanie wymienione. Sam dostarczę nakaz, a potem albo blefując stamtąd wyjdę, albo zginę.
Albo jak Samson zburzę Świątynię, pomyślał, lecz nie powiedział tego głośno.
Magnus spojrzał ostro.
— Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość, lecz jeśli zostaniesz, panie, schwytany, być może nie od ciebie będzie zależeć, jakie podasz im nazwiska.
Magnus, zaintrygowany planem, nie jąkał się już. Gabriel nachylił się ku niemu, uniósł swój środek ciężkości nad środkiem ciężkości Magnusa, wezwał swe daimony, by zapłonęły w jego wzroku.
— Od Remmy’ego też nie zależy, jakie wymieni nazwiska oświadczył. — Pragnąłbym właśnie przywrócić mu swobodę wyboru w tej sprawie.
Magnus zastanawiał się chwilę.
— Po południu złożę petycję do króla — oznajmił. — Jeśli ten sposób zawiedzie, postąpię zgodnie z twą sugestią, panie.
— Czy tymczasem możesz mi przysłać pieczęcie, panie?
Magnus westchnął, jakby spojrzał w okropny świat niewiadomych konsekwencji.
— Zgoda — rzekł.
— Powiadasz, panie, że Żółte Nakazy dostarcza Żółta Konnica? Kirasjerzy? Kto jeszcze?
— Guardia Real.
Gabriel zwrócił się do Clancy.
— Masz najpewniejsze ręce, pani doktor. Kup, proszę, na targu kilka dużych pieczęci i wosk i poćwicz ich przenoszenie.
— Tak, książę Ghibreel.
Biały Niedźwiedź i Yaritomo znajdą mundury, pomyślał. A on przecież zna osobiście Sekretarza Węzła.
Plan nabierał realnych kształtów.
W czasie pierwszego gongu drugiej nocnej straży dokument był gotowy. Gabriel złożył wizytę Geriusowi, Sekretarzowi Węzła, by podziękować mu za pomoc w związku z pojedynkiem. Przyniósł ze sobą podarunek — odrzuconą przez Adriana srebrną szkatułkę Celliniego. Nad kielichem słodkiego wina poruszył temat królewskich węzłów. Hrabia Gerius uprzejmie pokazał mu kilka próbek z zamkniętego na klucz pancernego kufra, a reno Gabriela pośpiesznie zapamiętało układ splotów i skonstruowało model matematyczny węzła. Później tego dnia palce Gabriela, korzystając z uzyskanego wzoru, sporządziły kopię węzła.
Yaritomo i Biały Niedźwiedź, pod pozorem poszukiwania strojów na bal maskowy, zbadali sprawę mundurów. Żołnierze Żółtej Konnicy mieli skórzane płaszcze barwione szafranem, dostępnym jedynie w magazynach księcia Adriana, natomiast Kirasjerzy na służbie nosili zbroje pobierane z królewskiego arsenału.
Wrócili w strojach Gwardzistów. Mundur stanowiły: kapelusz z piórem, niebieski surdut i spodnie, czerwone epolety. Koszulę, buty, a nawet krój surduta pozostawiono osobistemu uznaniu.
Clancy, po krótkim treningu, zdjęła wszystkie trzy pieczęcie gorącym skalpelem. Jedna z nich trochę się pomarszczyła, lecz pozostałe dwie wypadły idealnie.
Quiller, dając wyraz swoim staromodnym umiejętnościom sekretarskim, pięknie wykaligrafował na pergaminie rozkaz królewski.
Magnus powrócił z pałacu rozczarowany. Król większość wiosennych dni spędzał na polowaniach w królewskim parku, a w pozostałym czasie pracował szybko. Poświęcił Magnusowi kilka sekund, ale obiecał, że zleci wyjaśnienie sprawy kanclerzowi.
— O tej obietnicy zapomni albo król, albo kanclerz — przewidywał Magnus.
Gabriel podsunął mu pergamin do przeczytania.
— Czy taki szkic ujdzie? — zapytał.
Gabriel wyszedł z powozu. Czuł na skórze lekką mżawkę. Chłodne wiosenne powietrze przesycał ciężki drzewny dym. Gabriel poprawił na ramieniu białą szarfę oficerską, spojrzał na Clancy siedzącą na pudle powozu obok Białego Niedźwiedzia i zasalutował, dotykając ronda kapelusza zwiniętym w rulon Żółtym Nakazem.
— Powodzenia, Aristosie —nadała.
Konie wierzgały niecierpliwie. Powóz specjalnie wynajęto. Kareta Gabriela zbyt rzucała się w oczy. Ten powóz był lżejszy i szybszy, lecz konie spisywały się gorzej, nie reagowały tak posłusznie na niedoświadczone ręce Białego Niedźwiedzia.
— Jeśli nie wrócę, czyń, co uznasz za stosowne —nadał Gabriel. — Ty będziesz dowodziła.
Gabriel w asyście Quillera i Yaritoma, z warczącymi daimonami w głowie, podszedł przez most zwodzony do więziennej bramy. Wszyscy mieli na sobie ciężkie płaszcze, które powiewały z tyłu. Miało to im nadać bardziej imponujący wygląd. Zmienili sobie twarze makijażem z bieli ołowiowej. Każdy z nich zgolił brwi i wyrysował je na nowo, tak by nadać wyniosłość swemu obliczu.
Jak poinformowano Gabriela, Stara Świątynia rzeczywiście w dawnych pogańskich czasach była miejscem kultu, zamienionym potem w fortecę przez zwycięskich Ketshańczyków. Po świątyni nie pozostał jednak ślad — żadnych żłobkowanych kolumn, ani wdzięcznych wysokich łuków. Teraz przysadziste mury z szarego kamienia z okrągłymi wieżami po rogach otaczała sucha fosa napełniona częściowo śmieciem i ludzkimi odchodami.
Obcasy trzech towarzyszy dudniły głucho na zwodzonym moście. Nikt ich nie zatrzymywał. Doszli do masywnych drewnianych wrót, które w jednym ze skrzydeł miały drzwi wielkości człowieka. Gabriel dostrzegł w ciemności w górze stare żelazne strzemię na łańcuchu, służącym za rączkę do dzwonka. Pociągnął za nią, usłyszał nad głową brzęk i czekał na odzew.
— Que vá? — Z umieszczonego nad bramą okna w kształcie krzyża dobiegł dudniący głos.
Gabriel odstąpił nieco, uniósł podbródek w sposób wyrażający pewność siebie i wyższość.
— Otwierać w imieniu Jego Prawowiernej Wysokości — zawołał. Pomachał rulonem. — Mamy Żółty Nakaz.
Zapadła chwila nabrzmiałej niepewnością ciszy.
— Zawołam oficera straży.
— Człowieku, najpierw otwórz drzwi! Sprawy króla nie będą czekać. Gitme-gitme!
Читать дальше