W oczach miała iskierki rozbawienia. Czuł ciepło jej rąk.
— Postaram się nie przyczyniać boleści zbyt wiele.
— A rozkosz?
— Myślę, że to chemia twego mózgu.
— Decyduje o seksualnych preferencjach? Oczywiście, to nic nowego.
— Nie o to chodzi. Jesteś bezpieczny, chroniony, wszyscy ci ustępują.
Gabriel pozwolił, by jego twarz przybrała wyraz lekkiego zniecierpliwienia.
— Chyba już to omawialiśmy.
— Ale to znamienne. — W jej głosie brzmiał entuzjazm. — Inaczej wybierasz partnerów wśród Aristoi i nie-Aristoi. Gdy podoba ci się równy tobie — przyjmijmy to robocze określenie — wybierasz jedynie kobiety. Wśród osób stojących niżej od ciebie — zarówno mężczyzn, jak i kobiety.
Wiadomo do czego to prowadziło.
— Podejrzewam, że twoja baza danych jest zbyt uboga. Ponadto zaczynałem wskakiwać do łóżek chłopców, jeszcze zanim zostałem Aristosem.
— Ale ilu z tych chłopców zostało Aristoi? Bez względu na swoją klasę społeczną, stali niżej od ciebie, a w takiej sytuacji płeć nie ma dla ciebie znaczenia. Nie robisz różnicy miedzy kobietą a mężczyzną, ponieważ to, co cię pociąga, to podległość.
— Powiedziałbym, że jest w tym coś więcej.
— Pewnie tak. Nigdy nie twierdziłam, że nie ma. — Oparła mu policzek na ramieniu.
— Nie wiem, czy to komplement, czy nie.
Rozglądała się przez chwilę po horyzoncie, nim sformułowała odpowiedź.
— Sama nie wiem.
Godzinę później przejażdżka się skończyła i Gabriel dumał w swej łazience o minionym poranku. „Nasza miłość biała jak śnieg na szczycie góry”, przypomniał sobie słowa Clancy, gdy skończyli się kochać. Fragment starego wiersza Jo Wenjuna z okresu dynastii Han. „Przebłyskuje jak księżyc wśród chmur”.
„Mówią mi, że masz inną kochankę”.
To następny wers. Gabriel dopiero teraz go sobie przypomniał.
Poczuł zimno na karku. Poemat Jo mówił o kobiecie żegnającej swego niewiernego partnera.
Przez chwilę zastanawiał się, o co tu chodziło. Czy Clancy miała na myśli pożegnanie, czy tylko był to sygnał, że wie o jego drugim romansie. Małe przypomnienie, przywołujące go z powrotem do Świata Zrealizowanego.
BŁYSK ‹Priorytet 1›.
Gabriela ogarnęło przerażenie. Ktoś znowu został zabity, pomyślał. Miał nadzieję, że to nie Zhenling.
— Aristos, tu Therápōn Rubens. Próbnik wysłany do Gaal 97 pokonał połowę swej planowanej drogi wewnątrz układu. Monitorowałem napływ danych. Są jednoznaczne. Wybacz mi BŁYSK, ale sprawa nie cierpi zwłoki.
Gabriel uspokoił się, to nie był kolejny atak mataglapa.
— Melduj, Therápōnie Rubens.
— Czwarta planeta wokół Gaal 97 została sterraformowana. Wstępne dane wskazują, że zamieszkują ją dziesiątki milionów ludzi. Jednak poziom ich techniki nie jest zbyt wysoki. Epoka Pomarańczowa albo jeszcze gorzej. Na planecie spalają mnóstwo biomasy.
Gabriel bardzo się zdziwił.
Skąd on ich wziął? — zastanawiał się. Skąd Saigo wziął tych wszystkich ludzi? Nie mógł ich po prostu przewieźć z Logarchii. Byłby to ogromnie trudny problem logistyczny. A ponadto inni Aristoi by to odkryli.
On ich zrobił! Odpowiedź pojawiła się w mózgu Gabriela z przerażającą mocą. Aż zakręciło mu się w głowie.
Saigo stworzył tych ludzi, tak jak stworzył ekosystem, w którym żyli. Stworzył atmosferę, drzewa, życie w morzu i na lądzie. Stworzył całą populację — dziesiątki milionów! A potem zostawił ich, by wegetowali na tym cofniętym do barbarzyństwa poziomie techniki.
W całkowitej sprzeczności z humanistycznymi ideałami Aristoi. Gabriel nigdy nie słyszał o czymś tak obrzydliwym. Największa zbrodnia w całej historii.
— Zapuść nano do budowy kolejnych sond —polecił Rubensowi. — Również takich, które mogą działać w atmosferach planet. Będziemy ich potrzebować bardzo wiele.
— Do usług, Aristosie.
— Teraz obejrzę dane.
— Do usług.
Musi ruszyć na ratunek. I to szybko.
POGROMCA ZWIERZĄT:
Obłęd rozpala w sercu szał
Obłęd rozpala wściekłość w ludziach
Zwierzęta w złość wpadają
Gdy w klatce mają
Mięsa kawał
Widok krwi ich pobudza
Potem gdzieś znikają.
Sonda leciała przez system Gaal 97 z prędkością jednej piątej prędkości światła. Generatory grawitacyjne wyłączono, by uniknąć zdemaskowania. Gabriel postanowił nie zmieniać kursu w tak bliskiej odległości od zamieszkanych obszarów. Ktoś mógłby namierzyć fale grawitacyjne.
Przekazywane przez próbnik dane porażały. Planeta znajdowała się w półcieniu, gdy próbnik przeleciał w jej pobliżu. Na oświetlonej części kuli widać było jasne wiry niebieskiego oceanu i srebrnych chmur, białe łańcuchy gór i zieloną roślinność. Zupełnie nie pasowało to do wyników badań pierwszych sond Saiga, które jakoby wykryły gęstą, przesyconą oparami siarki atmosferę.
Do oneirochrononu włączali się coraz to nowi członkowie załogi, zawzięcie dyskutując. Gabriel poprosił o listę osób przebywających aktualnie w oneirochrononie. Była wśród nich Clancy.
— Doktor Clancy, czy mógłbym uzyskać ocenę stanu zdrowia mieszkańców i warunków sanitarnych na planecie?
— Zrobię, co będę mogła, Aristosie. Jednak na podstawie dostępnych danych trudno oszacować stan szpitali i system ścieków.
— Pytałem tylko o informacje możliwe do uzyskania.
— Tak, Aristosie, zrobię, co będę mogła.
Gabriel podzielił załogę na zespoły, każdemu z nich przydzielił zadanie. Czekając na pierwsze meldunki, sam zaczął analizować sytuację.
Na zacienionej części planety widniały jasne plamy, świadczące o istnieniu siedzib ludzkich. Analiza spektrograficzna wykazała, że spalana jest biomasa lub nafta, nie stosowano gazu ani elektryczności. Mimo tych ograniczeń, niektóre miejsca świeciły dość silnie. Oznaczało to miasta zamieszkane przez setki tysięcy mieszkańców, dostatecznie rozwinięte i bogate, by sobie pozwolić na oświetlanie ulic.
Obrazy z jasnej części półkuli potwierdzały te wnioski. Gabriel prześledził połyskujące wstążki rzek, poczynając od ich ujścia do oceanu, i natknął się na kilka miast, zaznaczonych najczęściej ciemnoszarą warstwą dymu z kominów. Tam gdzie widoczności nie ograniczały zanieczyszczenia lub chmury, na ulicach dostrzec można było ludzi. Rubens szybko napisał program szacujący wielkość miast na podstawie liczby ulic i próbek gęstości zaludnienia otrzymanych przez liczenie osób na danej ulicy.
Największe z miast miało w przybliżeniu około miliona ludności. Widocznie przynajmniej niektóre elementy systemu społecznego musiały nieźle funkcjonować.
Inne obszary planety — pustynie i gęste lasy — pozostawały prawie w ogóle bezludne, choć teoretycznie można było wyobrazić sobie całe cywilizacje skryte pod koronami drzew.
Zespoły analizujące dane dostarczyły kolejnych szczegółów: po wodach pływały żaglowce i łodzie wiosłowe, osiągające długość nawet osiemdziesięciu metrów; na polach pracowały zwierzęta pociągowe; po prymitywnych drogach poruszały się wozy, karety i jeźdźcy. Nad rzekami stały zamki, fortece w kształcie gwiazd broniły miast i niewidzialnych granic, oddziały wojska ćwiczyły musztrę na poligonach.
Читать дальше