— Czy o to ci właśnie chodzi?
— Chciałbym, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać, co my tu właściwie robimy.
— Pod warunkiem, że tak naprawdę się tego nie domyślą — odparła.
Zwinął się u jej stóp.
— Pod warunkiem, że tak naprawdę się tego nie domyślą — powtórzył. — Tak jest.
— „Naprzód” — powiedział, wyrzucając w powietrze zaciśnięte dłonie — „do samego serca tajemnicy!”.
Załoga wiwatowała, przytupywała, klaskała, wskakiwała na stoły w jadalni. Biały Niedźwiedź, zagłuszając harmider, pięknym tenorem śpiewał „Marsz tryumfalny” z opery Gabriela „Rycerze z Shinano”.
W tym radosnym nastroju postanowienie Gabriela o cenzurowaniu rozmów przyjęto bez komentarzy. Kolejny cud, pomyślał Gabriel. Przeszedłem samego siebie.
Okręt nazwał Cressida.
Cuda nie ustawały. Pyrrho został zamocowany do Cressidy i, gdy fale grawitacyjne omijały czas, ekspedycja wyruszyła ku domniemanej supernowej Gaal 97, w centrum Sfery Gaal. Statek wykorzystywał dziewięćdziesiąt procent swej maksymalnej prędkości. Posłuszne roboty i wyposażone w implanty szympansy przeniosły rzeczy załogi na okręt flagowy. Pyrrho ze znacznie zredukowaną załogą, odłączał się niekiedy, by ustawić boje przekaźnikowe w jakimś układzie gwiezdnym nie leżącym bezpośrednio na ich trasie. Musiał potem z maksymalną szybkością gonić okręt.
Roboty-sondy wyskoczyły przed nich, osiągając największą prędkość, na jaką pozwalały ich grawitacyjne napędy. Gabriel nie był przekonany, czy warto je wysyłać. Jeśli przybędą zbyt wcześnie, mogą zostać odkryte i zdradzić jego intencje. Jednak nie jest łatwo wykryć małe próbniki i jeśli Saigo lub któryś ze spiskowców był w stanie je znaleźć, z pewnością mógł także wykryć nadciągającą Cressidę. Z drugiej jednak strony Gabrielowi były potrzebne informacje wywiadowcze, a odkrycie próbników nie od razu prowadziło do wniosku, że to sam Gabriel przybywa — równie dobrze mógł je wysyłać z Illyricum.
Na miejsce mieli dotrzeć dopiero za cztery długie miesiące.
Gabriel spodziewał się nudy. Wiedział, że jest złym podróżnikiem.
Wkrótce będzie potrzebował rozrywki.
— Do diabła z tobą — powiedziała, siedząc w wannie, Louise Brooks. Piła dżin prosto z butelki. — Do diabła ze wszystkimi. — Jej słynna piękna twarz promieniowała słynnym pięknym uśmiechem. Louise pochłonęła następną porcję dżinu, wytarła wargi i ponownie przylepiła sobie do ust ten swój słynny, piękny uśmiech. — I do diabła ze mną.
Gabriel zatrzymał symulację. Stworzył Louise i innych bohaterów opery w oneirochrononie, stosując nowoczesne programy i metody modelujące sylwetkę psychiczną. Poszukiwał odpowiedzi. Nie znalazł.
Mógł rozmawiać z Louise, z Lulu, z Pabstem, ze wszystkimi. Nawet fikcyjne kreacje miały swe charaktery, mogły odgrywać sceny między sobą.
Nie potrafiły jednak sprawić Gabrielowi żadnej niespodzianki.
Wrócił do Lulu, żywiąc nadzieję, że coś lepiej zrozumie. Nie udało mu się, znalazł po prostu jeszcze jeden sposób na zabijanie nudy.
Przegnał Louise i całą resztę. Przestał myśleć o muzyce. Na jego kolanach chrapał Manfred.
Gabriel spojrzał na filcowe kilimy i uświadomił sobie, że ma ich dosyć.
Zmiana wystroju pomieszczenia zajęła następne pół dnia.
Przez pokrytą bielą równinę pędziła trojka. Pod jaśniejącym lazurem nieba rozciągały się wiecznie zielone lasy. Zimne powietrze drażniło policzki Gabriela, niczym miłosna pieszczota. Miał na sobie futro i czapkę, i było mu wspaniale ciepło. Śnieg trzeszczał pod płozami, na uprzęży pobrzękiwały dzwoneczki — Gabrielowi przypominało to dzwoniące koraliki, które wplatał we włosy Clancy.
Zhenling, ubrana w sobolowe futro i czapkę, siedziała obok, niedźwiedzia skóra okrywała ich oboje. Ręka Zhenling była ciepła jak grzanka. Gabriel nie widział twarzy woźnicy siedzącego na koźle, spostrzegł jednak jego białe wąsy wystające na wysokości uszu.
— Dziękuję — powiedział. — Tak miałem dosyć moich pokojów, że całkowicie zmieniłem ich wystrój tylko po to, by mieć przed oczyma coś innego.
— Odwiedź mnie w Zamku Eiger — rzekła Zhenling. — Zamierzam wejść na Mount Trasker drogą klasyczną. Możesz się przyłączyć.
— Może innym razem, Madame Soból. Obecnie zajmuje mnie pokonywanie góry nieoznaczoności kwantowej.
— Madame Soból? — Z zadowoloną miną przesunęła swobodną dłonią po sobolowej czapce. — Dosyć mi się podoba to imię.
— Weź sobie, jest twoje.
Twardy śnieg chrupał teraz pod płozami. Przed sobą mieli zamarznięte jezioro, na drugim jego krańcu stała biała dacza z wieżą zwieńczoną dachem w kształcie makówki.
— Mam nadzieję, że podoba ci się ta przejażdżka — powiedziała Zhenling. — Przypuszczalnie twoi przodkowie Kamaniewowie zabawiali się w ten sposób.
— Ci, którzy przeżyli najazd twoich przodków z pustyni Gobi. — Spojrzał na białe pagórki. Słońce świeciło tak jasno, że wydawało się, iż śnieg płonie. — Wyjazd na wieś to wspaniały pomysł — powiedział. — Chyba zawsze spotykamy się w rozmaitych symulacjach wnętrz.
— Sypialnie stają się dla nas za ciasne — odparła.
Ciemne oczy Zhenling patrzyły spod długich rzęs i Gabriel poczuł w piersiach ogniste pulsowanie. Wsunął rękę pod jej sobolowe futro — poczuł ciepłe ciało, napięte mięśnie, wzniesioną pierś układającą się w jego złożonej dłoni jak ptak w gnieździe.
Oparł się pokusie, by spojrzeć na woźnicę. Niech ta oneirochroniczna postać symbolicznie przypomina Saiga czy innego podsłuchiwacza naruszającego Pieczęć, pomyślał.
— Ja również potrzebuję teraz rozrywki — oznajmiła Zhenling. Przeciągnęła się rozkosznie pod jego dotykiem. — Greg wyruszył dziś rano. Ma się uczyć u Han Fu.
— Doprawdy? — powiedział Gabriel, przesuwając rękę w dół po jej gładkim boku.
Udawał. Doskonale wiedział, że Gregory Bonham, małżonek Zhenling, opuścił laboratoria Fiołkowy Jadeit i Tienjin z zamiarem terminowania u Aristosa Han Fu. Bonham pozostawał legalnym małżonkiem Zhenling, ale od lat konsekwentnie żył od niej z dala.
— Czy powinienem ci pogratulować, czy złożyć kondolencje?
Poruszył ręką.
Spojrzała mu w oczy.
— Czy kondolencje byłyby szczere? — Westchnęła nagle, gdy przesunął rękę bardzo nisko.
— Nie — odparł.
— W takim razie nic nie mów. — Wargami dotknęła jego ust. Poczuł smak pomarańczy i korzeni. Odsunęła się i mocniej owinęła futrem.
Gabriel, delektując się tym przelotnym smakiem, zaczął znowu rozglądać się po okolicy. Dacza nad jeziorem miała białe, bogato rzeźbione ściany, a jej kopułę pomalowano purpurą i złotem.
Gabriel z próżności mógłby sobie przypisać wyjazd Bonhama, ale ocenił, że wnioski, jakie dyktuje nam próżność, są mylne. Zhenling i Bonham od lat żyli oddzielnie, od czasu, gdy Zhenling zdała egzaminy, a on je dwukrotnie zawalił.
— Trudno jest Ariste znaleźć równego sobie partnera — powiedziała. W jej oczach odbijały się jasne refleksy śniegu.
— Są tylko inni Aristoi.
— A jednak rzadko to działa, nie sądzisz? W przeszłości Mehmet Ali i Castor, obecnie Maryandroid i Maximilian. — Lód zachrzęścił, gdy trojka wjechała na zamarznięte jezioro. Na płaskim terenie wiatr się wzmógł, unosząc drobinki lodu. Wpadały Gabrielowi do oczu, powodując łzawienie. — Czy kiedykolwiek kochałeś Ariste?
Читать дальше