— Nie chodzi o złożoność. Daje mi ona po prostu okazję do ciekawszych rozwiązań harmonicznych. — Położył się u stóp Clancy, która usiadła na poduszce. — U Mozarta w „Weselu Figara” osiem osób wykonuje partię „Pian pianin le andró pi presso”. Każda z nich śpiewa w zasadzie inną melodię, ale cudownie się to wszystko łączy. Mozart nie miał do dyspozycji oprogramowanego reno z teorią harmonii i muzyki. Jednak przez wiele lat do niego należał rekord, dopóki Sandor Korondi nie skomponował utworu na dziesięć głosów. Ja uzyskałem dwanaście, a efekt jest cudowny i dziwny. Posłuchaj.
Kazał swemu reno odtworzyć finał drugiego aktu, gdy wszyscy bohaterowie śpiewają jednocześnie. Muzyka pochodziła z syntetyzatorów, gdyż nigdy nie nagrano jej na żywo i stanowiła ideał, o którym prawdziwi śpiewacy mogli tylko śnić, choć może efekt był nieco sztuczny. Clancy podniosła wzrok. Muzyka od czasu do czasu wydawała się jej niesamowita. Gabriel uśmiechnął się, zauważywszy, jak włosy stają jej na karku jakby naładowane elektrostatycznie.
Spojrzała na niego rozszerzonymi oczyma.
— Nigdy czegoś tak dziwnego nie słyszałam. Jak uzyskałeś ten efekt?
— Niektóre z głosów są bardzo wysokie, powyżej granicy słyszalności. Nazwałem je ultrasopranami. Wydaje mi się to bardzo oczywistym określeniem.
— Świetny pomysł. Jeśli jednak nie mogę ich słyszeć, dlaczego czuję ich oddziaływanie?
— To harmoniczne. Nie słyszysz wprawdzie samych śpiewaków, ale ultrasoprany uzupełniają harmonię. To pośredni głos wędrujący z miejsca na miejsce. Nie słyszysz go bezpośrednio, ale jego wpływ czuje się w całości kompozycji. Jesteś pobudzona, gdy przesuwają się do niższej tonacji.
— Planujesz wystawienie tego na żywo?
— Owszem, gdy moi śpiewacy dorosną.
Clancy odstawiła talerz na poduszkę obok, oparła się wygodniej i spojrzała uważnie na Gabriela.
— Opowiedz mi o tym.
Gabriel skłonił się.
— Jak sobie życzysz, Zapłoniona Różo. Gdy cały pomysł sprawdził się w symulacji, opracowałem materiał genetyczny, by wyprodukować śpiewaków zdolnych do wykonania mojej muzyki. Osoba taka musi mieć drugi zestaw strun głosowych umieszczonych tuż ponad pierwszym. Muszą być maleńkie, uruchamiane wyłącznie na specjalne polecenie. Bardzo ważne jest sterowanie oddechem, więc wzmocniłem przeponę, przekształciłem płuca, by potrafiły wchłonąć więcej tlenu i…
— W jaki sposób słyszą swój własny głos?
— Implanty uszne.
— Ilu ich jest?
Gabriel uśmiechnął się po ojcowsku.
— Na początek piętnaście przemiłych dziewczynek, w wieku od ośmiu do jedenastu lat. Dodatkowe struny głosowe uformują się w okresie wczesnego dojrzewania, więc jeszcze żadna z nich nie ćwiczy tego śpiewu. Ich opiekunowie pochodzą z rodzin o tradycjach muzycznych, które znajdowały się daleko na listach oczekujących na prawo do posiadania dziecka. Byli bardzo szczęśliwi, że w młodym wieku dostali dzieci na wychowanie. Wszystkie dziewczynki kształcą się muzycznie na koszt państwa. Gdy dorosną, mogą wybrać sobie dowolny zawód, ale w dziedzinie muzyki mają zapewnioną karierę.
— Jednak nie ukończyłeś dzieła, dla którego zostały stworzone?
— Nie. Gdy dziewczynki nieco dorosną, skomponuję dla nich kilka utworów chóralnych, by mogły ćwiczyć głosy. — Spojrzał na Clancy, wyobrażając sobie, jak zareagowałaby Zhenling na wieść o tym projekcie. — Przypuszczam, że niektórzy uznaliby to przedsięwzięcie za dekadenckie.
Clancy milczała przez chwilę.
— Cóż w tym dekadenckiego? Od setek lat ludzie wybierają zestaw genów dla swych dzieci. Jeśli zapragnąłeś mieć śpiewaczki o szczególnych walorach głosowych, dlaczego nie miałbyś ich stworzyć? Nie rozkażesz przecież swoim siłom bezpieczeństwa, by stały nad nimi i zmuszały je do kształcenia się na śpiewaczki. Sprawiłeś tylko, że taka kariera jest dla nich bardzo atrakcyjna.
— Myślałem w ten sam sposób.
Oparł się wygodnie o jej nogi i nabrał łyżkę wiśniowej zupy. Wiśnie nafaszerowano szynką, by zrównoważyć słodki smak. Efekt był wyśmienity. Kem-Kem dokonał kolejnego cudu.
— Jednak, jeśli nie napiszesz swej opery, ich zdolności staną się bezużyteczne — zauważyła Clancy. — Jeśli to nie zawiłość utworu cię powstrzymuje, to co w takim razie?
Gabriel opuścił łyżkę do talerza. Obserwował przez chwilę, jak czerwone wiśnie i blade kiełki bambusa pływają w szmaragdowej zupie z liści lilii.
— Ludzie, o których piszę, są odrażający — odrzekł wreszcie. Wszyscy bohaterowie dążą do samodestrukcji, nie myśląc ani o sobie, ani o innych. I nie wiem, jaka siła ich napędza.
Clancy pochyliła się i zaczęła się bawić puklem jego długich rudych włosów.
— Masz świetne wyczucie psychologiczne — orzekła. — Widziałam, jak potrafisz je wykorzystywać w kontaktach z ludźmi, choćby w stosunkach ze mną.
— Doprawdy? Mam nadzieję, że niezbyt ci to przeszkadza. Moja wiedza dotyczy przede wszystkim współczesnej duszy. Umysłów zdyscyplinowanych, dobrze wykształconych, wychowanych w tej samej kulturze, w społeczeństwie gwarantującym materialny oraz intelektualny dobrobyt… Tutaj rzeczywiście psychologiczne wyczucie mi pomaga.
Ale moi bohaterowie to osoby prymitywne. Dzicy. Ich motywy są dziwne, destrukcyjne. Ich rodzice, kultura, w jakiej wzrastali, wszystko to bezlitośnie torturowało ich przez lata, a potem zostali odrzuceni. Mam pewną teoretyczną wiedzę na temat motywów ich zachowania. Louise Brooks była w młodości seksualnie wykorzystywana. Wzrastała w poczuciu własnej niskiej wartości. By uniknąć rozmyślania o swoich prawdziwych problemach, uciekła w alkoholizm i negatywne zachowania seksualne. Bez trudności potrafię opisać jej profil psychologiczny, nie mogę jednak zajrzeć, co dzieje się w jej głowie. Siedzą tam demony, i to demony zupełnie inne niż nasze. By moja muzyka oddawała prawdę, muszę zajrzeć w umysł Louise. To samo dotyczy pozostałych bohaterów.
Oboje milczeli przez chwilę.
— Wydaje mi się, że te dziewczynki zaharują się na śmierć. Może napisałbyś coś lżejszego na ich debiut.
— Może powinienem — odparł Gabriel z uśmiechem.
— Coś o wróżkach śpiewających w ogrodzie. Żadnych samobójstw, żadnego podrzynania gardeł. Dobrze?
Pocałował ją w rękę.
— Jak sobie życzysz. Sama możesz to skomponować, jeśli chcesz.
— Mam mnóstwo innej pracy. Namówiłeś mnie przecież, bym ponownie przystąpiła do egzaminów, pamiętasz?
— Musisz jednak popracować nad przedmiotami humanistycznymi. Możesz sobie wybrać komponowanie muzyki.
Skończył jeść zupę i podszedł do kredensu po curry.
— Jutro muszę powiedzieć załodze, co my tu naprawdę robimy. Napomknąłem, że budowa okrętu wojennego to taki egzotyczny eksperyment z nano. I to rzeczywiście jest eksperyment. Gdy jednak się przeniesiemy na nowy statek, muszę wyjaśnić, czemu służy ta przeprowadzka.
Clancy wzięła talerz z kluskami i ponownie zaczęła jeść.
— Masz okazję wykazać swe umiejętności we współczesnej psychologii.
— Będę musiał cenzurować ich łączność — stwierdził Gabriel. — Koniec z bezpośrednimi pogaduszkami z ukochanymi osobami w domu przez tachlinię. Nie spodoba im się to.
— Na pewno nam się to nie spodoba. — Clancy się nachmurzyła.
— Mam nadzieję, że rozumiesz zaistniałą konieczność.
Zjadła trochę klusek i zmarszczyła czoło.
— Spowoduje to liczne komentarze naszych ukochanych osób.
— W porządku.
Читать дальше