Saigo urządził swój świat niczym gladiatorską arenę: pozwolił swym istotom wyrzynać się nawzajem. Mogło przy tym zginąć tysiące ludzi, zastrzelonych lub porąbanych prymitywną bronią. Równocześnie na pewno wiele ofiar padało wśród ludności cywilnej. Gabriela odrazą napawał tak bezlitosny i bezczelny brak skrupułów przy organizowaniu społeczeństwa.
Obrazy z planety nie przekazywały żadnego urządzenia bardziej skomplikowanego niż młyn z wiatrakiem. Biedni, stworzeni przez nano mieszkańcy zostali celowo wyposażeni w barbarzyńską cywilizację.
Załoga Cressidy analizowała dane, a tymczasem sonda minęła Gaal 97 i obecnie znajdowała się po przeciwnej stronie słońca w stosunku do planety. Żadne nowe informacje nie wskazywały na to, by w układzie mieszkał ktoś jeszcze. Gabriel kazał próbnikowi zawrócić po długim łuku. Korekta kursu miała nastąpić dokładnie w momencie, gdy sonda przysłaniała kwazigwiezdne źródło promieniowania radiowego w odległej galaktyce. Jeśli Saigo umieścił na swej planecie detektory, może przypiszą one impuls grawitacyjny tamtemu kwazarowi.
Na Cressidzie nano budowały kolejne próbniki, atom po atomie.
Gabriel zostawił w oneirochrononie Deszcz po Suszy, by śledził rozwój wypadków, a sam się stamtąd wycofał. Nagle stwierdził, że w Świecie Zrealizowanym panuje nieprzyjemna wilgoć: zajęty obserwowaniem Gaal 97, wyszedł z łazienki i cały mokry rzucił się na swoje łóżko. Odnosił wrażenie, że jest nadmiernie pobudzony. Umysł galopował szybciej niż Cressida, puls i oddech przyśpieszyły. Czuł, że jest odwodniony i głodny.
Wstał, wytarł się ręcznikiem, nałożył szlafrok, nalał sobie soku owocowego i polecił Kem-Kemowi przygotować coś do jedzenia.
— TERAZ SIĘ ZACZYNA.
Głos o nieznanym pochodzeniu odezwał się w jego mózgu. Gabriel zdumiał się, że go to nie dziwi.
Na języku czuł metaliczny posmak.
Poczekał chwilę na następne oświadczenie, ale nic do niego nie dotarło. To Głos przemówił — Gabriel, nazywając go w myślach, użył dużej litery.
Głupi Głos.
Gabriel musiał wiele przemyśleć i miał nadzieję, że w tym czasie Głos będzie trzymał gębę na kłódkę.
Wiedział jednak, że bez względu na to, co podpowie mu rozum, postawi stopę na tej planecie. Odetchnie jej powietrzem, napije się wody, poobserwuje mieszkańców zmagających się ze swym przerażającym życiem.
Nie mógł sobie tego odmówić. Planeta Saiga budziła wprawdzie odrazę, ale zarazem był to największy cud współczesności i Gabriel po prostu musiał go doświadczyć.
Wszystko jednak we właściwym czasie.
Robić kopie zapasowe. Zawsze. Dane przekazywane przez tachlinię docierały do nowej sieci komunikacyjnej Gabriela i magazynowane były w kilku bankach danych. Jedynie totalny atak mataglapa mógłby je zniszczyć. A to całkowicie zdekonspirowałoby spiskowców, sam Gabriel nie mógłby tego lepiej zrobić.
Tylko zakodowany sygnał wysyłany przez Gabriela do Flety, regularnie co siedemdziesiąt dwie godziny, zapobiegał podaniu danych do powszechnej wiadomości.
Sonda, po powrocie, dostarczyła na Cressidę nowe informacje. Potwierdzały one pierwsze spostrzeżenia. Według ocen, na planecie mieszkało od miliarda stu milionów do dwóch miliardów ludzi. Dalsze obserwacje powinny uściślić tę liczbę.
Gabriel przesłał pakiet danych oraz wstępne raporty swych zespołów, po czym wrócił do oneirochrononu i przez chwilę przysłuchiwał się niezwykle inteligentnemu gwarzeniu swej załogi.
— Gabriel Aristos? —dobiegł go głos Marcusa.
— Dzień dobry. Właśnie chciałem cię poprosić, abyś oszacował zasoby konstrukcyjne…
— Czy mogę się z tobą zobaczyć?
— Teraz? — Gabriel z olimpijskim spokojem dokonał ogólnego przeglądu powołanych przez siebie zespołów badawczych i stwierdził, że jego obecność nie jest już niezbędna. — Jeśli sobie życzysz —odparł.
Przywitał Czarnookiego Ducha w swej kwaterze, która miała teraz nowy wystrój: neoklasyczne kolumny i sztukaterie, wszystko w szesnastu odcieniach barwy morelowej. Całą pracę wykonały zaopatrzone w implant szympansy, drobiazgowo wdrażające projekt Gabriela. Marcus przyjął Postawę Formalnego Szacunku, potem pocałował Gabriela na przywitanie. Gabriel położył mu dłoń na brzuchu, gdzie w sieci rozwijał się płód.
— Dobrze się czujesz?
— Trochę wariuję od tych nowych dla mnie hormonów, ale poza tym wszystko w porządku. I jestem bardzo szczęśliwy.
— Cieszę się, Czarnooki Duchu. Czy moja matka nadal cię prześladuje?
— Prawie nieustannie. Vashti Geneteira coraz częściej powątpiewa w twoje zdrowie psychiczne. W moje też.
— Odnoszę wrażenie, że stało się to teraz modne w wielu kręgach.
Nadbiegł Manfred. Marcus przyklęknął, by go pogłaskać i dał się polizać po twarzy. Gabriel usiadł na miękkiej morelowo-srebrnej kanapie. Zaproponował Marcusowi herbatę, ten jednak poprosił o sok pomarańczowy, i usiadł również.
— Przyszedłem porozmawiać o Clancy — powiedział.
Manfred wskoczył na kanapę i usadowił się obok niego.
— Ach, jest niezadowolona?
— W pewnej chwili zorientowała się, co robisz. Jej poprzedni partner miał skłonności do takich praktyk i według niej softwarowy seks jest w złym guście.
Gabriel doznał olśnienia.
— Nic dziwnego, że jest niezadowolona! — stwierdził. — Zaprogramowany partner byłby rzeczywiście w złym guście. Jednak w moim przypadku partner był prawdziwy, połączony przez oneirochronon.
— Ach, tak.
— O ile się nie mylę, stanąłem na wysokości zadania. Jeśli obie osoby są zadowolone, to co w tym złego?
Marcus zastanawiał się przez chwilę.
— Chyba powinieneś zapytać Clancy. Żywi obawy, że może się już nią znudziłeś.
Gabriel był zaskoczony.
— Muszę to sprostować. Ona jest… — taktownie dobierał słowa — jednym z najbardziej interesujących i utalentowanych partnerów, jakich miałem w ostatnich czasach. Uwielbiam ją nadzwyczaj.
Marcus patrzył na niego przez chwilę.
— Ja również — powiedział, kiwając głową. — I przykro mi, gdy jest zdenerwowana.
— Przez wiele lat miała tylko jednego partnera. Może dają o sobie znać dawne odruchy.
Na twarzy Marcusa przelotnie pojawiła się surowość.
— W tych sprawach panują różne gusta. Nic dziwnego, że gdy to wszystko sobie uświadomiła, doznała nieprzyjemnego wrażenia. Tym bardziej, że wywołało to przykre wspomnienia z poprzedniego związku, który niedobrze się zakończył.
Czasami muszę uwzględniać to, że choć Marcus wybrał sobie wygląd osoby osiemnastoletniej, w rzeczywistości jest ponad trzydzieści lat starszy, pomyślał Gabriel.
— To prawda — przyznał.
— Powinieneś ją zapytać, Gabrielu.
— Powinienem. Zaproszę ją na śniadanie i będę błagał o przebaczenie.
— Mam nadzieję, że o tym nie zapomnisz. — Marcus poklepał bulteriera i wstał z kanapy. — Chciałeś, żebym coś zanalizował?
— Ich moce produkcyjne i projektowanie przemysłowe.
— Jak sobie życzysz, Aristosie.
Marcus przyjął Postawę Formalnego Szacunku i wyszedł. Gabriel poszybował do oneirochrononu. Sprawdził postępy w pracach zespołów. Czekały na niego rozmaite wiadomości, między innymi notka od Clancy, że jej wstępny raport jest gotowy.
— Czy jadłaś już śniadanie? —zapytał.
— Kawę i śliwkę.
Читать дальше