Nawet intensywne manipulowanie rzadko prowadziło do zdziczenia nano. Już dawno rozpoznano wszelkie słabości i wbudowano zabezpieczenia w oprogramowaniu nadzorującym nowe, spoczywające w pojemnikach Kam Winga nano. Często jednak ujawniały się inne niedostatki i wady.
W przypadku swego obecnego projektu, Gabriel wykazywał szczególną ostrożność. Podczas swego działania, maszyna Horusa miała być stale narażona na intensywne promieniowanie słoneczne.
Powinna wobec tego uzyskać należytą ochronę przed promieniowaniem. Było to konieczne zarówno dlatego, by zapewnić jej funkcjonowanie, jak i zapobiec mutacji w mataglap.
Horus skonstruował dodatkowe zabezpieczenie — krytyczne części maszyny łatwo wiązały się z tlenem.
Gdyby któraś z maszyn spadła w atmosferę zamieszkanej biosfery, aktywne części maszyny utlenią się w ciągu paru minut i staną się zarówno bezpieczne, jak i bezużyteczne. Żadne działające nano nie przeżyje długo poza kosmiczną próżnią.
Gabriel, lecący przez symulację niczym anioł przez nowo wykluty kosmos, był bardzo rad ze swego dzieła.
Następny krok to przeprowadzenie testów na Pyrrho.
Z zadowoleniem oznajmił matce, że ani on, ani żaden z jego daimonów nie pojawi się na Rytuałach Inanna. Wyrusza w podróż i jest niezwykle zajęty.
Vashti wyraziła dezaprobatę dla tego nagłego pomysłu. Podejrzewała w tym jakąś zmowę. Podróż z Marcusem, Clancy i nie narodzonym dzieckiem uważała za spisek przeciw sobie.
Gabriel wiedział, że matka będzie wściekła, dopóki się nie dowie, o co tu chodzi.
Będzie ogromnie rozczarowana, gdy wreszcie zrozumie, że to nie ona jest centralnym punktem, lecz że zadanie Gabriela dotyczy czegoś tak mało ważnego jak los rasy ludzkiej.
— Płomieniu, panuje ogólna opinia, że zwariowałeś — mówiła Dorothy St John.
Przechodząc do zakątka Cressidy, Dorothy St John przyjęła mniej więcej swą własną postać — niewielkiej umięśnionej kobiety o czarnych włosach i miedzianej skórze. Skarabeusz z drogocennych kamieni — w jakiego się kiedyś przeobraziła — teraz w postaci broszki przypięty był do jej sukni. Oparła się o kominek i oglądała portrety.
— Na przykład Astoreth sądzi, że opanował cię jakiś daimōn, albo że przewróciło ci się w głowie od tego kultu twej osoby i uważasz, że jesteś bohaterem swojej opery. Albo że udało ci się samemu zwariować. W zasadzie przychyla się do tych trzech poglądów równocześnie. Rzekłabym, że to dla niej typowe. — Uśmiechnęła się porozumiewawczo. — Może jest po prostu zła na ciebie i Cressidę, że odciągacie powszechną uwagę od planów jej radykalnych reform.
— A jaki jest twój własny pogląd? — pytał Gabriel, odchylając się na miękkiej wytartej poduszce w bambusowym fotelu.
— Wydaje mi się, że masz jakieś plany, ale nie mam pojęcia, co to takiego. Nie potrafię również określić, czy rzeczywiście łączyło cię coś z Cressidą, czy tylko służy ci za przykrywkę twoich rzeczywistych zamiarów. Gdyby prawdą był ten drugi przypadek, wówczas… — wskazała na skromny pokój — jest to w złym guście, Płomieniu. Wolałabym, żebyś tego poniechał.
Gabriel tylko na nią popatrzył.
— Wszyscy wiedzą, że Cressidą kogoś do ciebie posłała — powiedziała Dorothy St John. — Ale przecież nie byliście ze sobą blisko, nikt nie może pojąć, o co w tym chodziło. Ta historia ze spiekiem ceramicznym jest bez sensu. Rubens mógłby ci go zademonstrować przez oneirochronon.
— Co ludzie mówią na temat Cressidy?
— Wolałabym, żebyś najpierw odpowiedział na moje pytanie.
Gabriel uśmiechnął się do niej.
— Proszę cię. Zaspokój moją ciekawość.
— Możesz sobie sprawdzić zapisy w Hiperlogosie. Wszystkie spotkania i przyjęcia są zarejestrowane w zbiorze. Możesz podsłuchać każde słowo.
— Wolę komunikację w czasie rzeczywistym.
Gdyż, pomyślał, nagrania mogą być poddane edycji, jeśli Pieczęć Hiperlogosu jest naruszona. Naturalnie, gdy będzie miał czas, zajrzy tam przy okazji.
Dorothy St John patrzyła na niego sceptycznie.
Przyjął Pozę Pokory.
— Proszę, Ariste — powiedział. — Mój czas jest cenny.
— A mój nie? — Spojrzała na niego, potem wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie. Nachyliła się ku niemu. — Nikt nie chce rozmawiać o Cressidzie. Sądzę, że oni podejrzewają, iż ktoś zaaranżował śmierć Cressidy. Nikt jednak nie wie, dlaczego i kto, i nikt nie chce, by jego rozmowa na ten temat została zapisana, więc rozmawiają o tobie, Płomieniu. Dlaczego się w ten sposób zachowujesz, dlaczego opuszczasz swą domenę?
— Czy powiedziałem, że opuszczam swą domenę?
— A nie opuszczasz?
Wzruszył ramionami.
— Niekoniecznie.
— Jesteś najgorszym podróżnikiem w całej Logarchii. Dlaczego to robisz?
— Co jeszcze mówią ludzie?
— To wszystko mówią publicznie. A co mówią w prywatnych rozmowach pod Pieczęcią, tego nie wiem.
Ktoś to wie,zauważył Deszcz po Suszy.
— Powiedz, co podejrzewasz — spytała Dorothy St John.
Najlepiej, gdyby każdy zaczął niuchać wokół siebie, pomyślał Gabriel. Jeśli udałoby mu się zainteresować wiele osób, które przeprowadziłyby swe własne śledztwa, prawda mogłaby wyjść na jaw i nie musiałby narażać nikogo na niebezpieczeństwo.
— Uważam, że śmierć Cressidy była niepotrzebna i bezsensowna — powiedział Gabriel. — I chyba jestem jej to winien… — Takim samym jak Dorothy St John gestem wskazał wiejski salonik. — Jestem jej winien, by coś w tej sprawie zrobić.
— Mianowicie?
— Mianowicie? — powtórzył. — To wszystko.
— Płomieniu — powiedziała karcąco. — Czy Cressida cię do tego zobowiązała? Ledwo ją znałeś. Weź pod uwagę, że ludzie zajrzą do nagrań, by poszukać jakichś powiązań.
Gabriel tylko wzruszył ramionami.
— Skąd wiedziałeś o tym miejscu? Jeśli tu kiedykolwiek wcześniej zajrzałeś, Hiperlogos będzie miał zapis na ten temat.
— Powiedział mi o nim Therápōn Rubens.
Przyjrzała mu się bliżej z zaniepokojonym wyrazem twarzy.
— Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Aristosie Gabrielu Wissarionowiczu.
— Ja również. — Wstał z fotela i podał jej ramię. — Wrócimy na przyjęcie Nieskazitelnej Drogi?
Dorothy wstała również, wzięła go pod rękę, nie udało jej się zmienić wyrazu twarzy.
— Dziękuję ci za otwartość — powiedział.
— Ja natomiast nie dziękuję ci za twoją.
Uśmiechnął się, skłonił.
— Musisz tu chyba jeszcze trochę pokrążyć.
— Teraz mam więcej powodów do krążenia niż zazwyczaj.
— Powiesz mi, jeśli coś ciekawego usłyszysz?
— Powiem ci, jeśli ty mi powiesz.
— Jeśli wytropię coś pewnego, zawiadomię cię. Obiecuję — powiedział.
Przyjęcie Nieskazitelnej Drogi pochłonęło Gabriela; Dorothy St John zmieniła się w pieczęć dyndającą mu przy pasie. Spojrzał na drzwi i, zamykając je szczelnie, powtórzył:
— Obiecuję.
Przyrzeczenie to skierował nie przed siebie, ale do tyłu, do kobiety, która tak starannie zbudowała oneirochroniczny domek na plaży, która umiłowała prawdę i wysłała go na jej poszukiwanie.
Obiecuję.
Monarcha chciwy
Odgłos chełpliwy
Słucha, poi się rozkoszą,
A gdy go coraz pochlebstwa unoszą,
Sądzi się niebian płomieniem,
Mniema, że głowy ruszeniem
(O, zbyt ślepy i zuchwały)
Trzęsie świat cały.
Wypowiadając te słowa, patrzył, jak znikają w transmiterze Flety. Usunął je ze swego implantowanego reno, sprawdził, że w żadnym pliku nie ma ich kopii.
Читать дальше