Tym razem przyjęcie Olimpii Ariste nie było sukcesem jak zazwyczaj. Przypuszczalnie nie przejmowała się tym — zmarła (Załamanie) ponad czterysta lat temu. Niektóre z jej programów nadal funkcjonowały w Hiperlogosie i tradycyjnie jeden z nich wydawał przyjęcie w dzień po Promocji. Każde z przyjęć odbywało się w innej oneirochronicznej scenerii, za każdym razem grała inna muzyka, oferowano odmienne rozrywki, demonstrowano nowe efekty. Olimpia musiała poświęcić dziesiątki tysięcy godzin na projektowanie coraz to nowych środowisk albo równie wiele czasu na stworzenie programu, który by to za nią robił.
Na razie nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek wyczerpie się zapas krajobrazów. Nie słabła również jej wyobraźnia — być może elektroniczna.
W tym roku przyjęcie odbywało się w olbrzymiej hipersferze ze skomplikowanymi labiryntami, obszernymi pomieszczeniami, w których, po escheriańskich schodach, skiagenosy mogły spacerować albo prawoskrętnie w dół, albo lewoskrętnie w górę. Drzwi prowadziły nie do sąsiedniego — w sensie euklidesowym — pokoju, lecz w jakieś zupełnie inne miejsce.
Budowla nieustannie się zmieniała. Te same drzwi otwierały kilka różnych pomieszczeń, w zależności od tego, w jakim momencie się przez nie przeszło. Pokoje ciągle ulegały modyfikacji, ale nie wtedy, gdy ktoś na nie patrzył.
Gdyby nie śmierć w rodzinie, wszyscy by się świetnie bawili.
Gabriel z wachlarzem w dłoni sunął przez hipersferę. Zauważył pomysłowość konstrukcji, ale cały czas podświadomie dumał o ludzkiej śmierci. Horus sporządzał spis rzeczy potrzebnych na wyprawę do Sfery Gaal, kilka innych daimonów Gabriela z uznaniem, wszechstronnie oceniało nowy projekt architektoniczny Olimpii. Jego samego obie te rzeczy niezbyt zaprzątały.
Przeszedł przez bramę i znalazł się nagle nie tam, gdzie zamierzał. Zobaczył Sebastiana oraz Ikonę Cnót, zbyt późno, by się wycofać.
Tych dwoje fanatyków przyjaźniło się, choć ich systemy filozoficzne były nie do pogodzenia. A może łączył ich absolutny brak poczucia humoru?
Sebastian, nadal w postaci kuli — jednej z Idealnych Form, jakie wyprowadził ze swego platońskiego modelu doskonałości. Kula była dla niego kształtem niezmiennym, ale jej barwa i kompozycja zmieniały się ciągle. Dziś, utrzymana w tonacji połyskującego srebra, odbijała szary i pomięty mundur Ikony Cnót.
— Bardziej jestem zainteresowany ukierunkowaniem nowych idei Astoreth niż ich potępianiem — mówił Sebastian. — Jej niespokojna energia powinna zostać zaprzęgnięta do konstruktywnego poszukiwania Ideału. Jej krytyka jest w istocie słuszna, ale rozwiązania, jakie proponuje — nie.
— Jej krytyka — odparła Ikona Cnót — to ekshibicjonizm wierszoklety. Chciałaby zrestrukturyzować całą ludzkość gwoli swej próżności.
— Zgoda. — Na kuli zawirowały rozmaite kolory w barwnym spektrum aprobaty.
(Wiosenna Śliwa nie mogła się powstrzymać od uwagi, że Sebastian oraz Ikona Cnót więcej zrobili dla zreformowania ludzkości niż wszyscy pozostali Aristoi razem wzięci. Jeśli to nie próżność, pytała, cóż to jest w takim razie?)
Gabriel, ukrywając swe rozbawienie, usiłował się cichcem przemknąć.
— Wybaczcie, Aristoi — powiedział.
— Proszę cię o wyrażenie opinii, Aristosie — rzekł Sebastian. (Gabriel kazał swemu reno trzymać na podorędziu teksty Platona).
Nie chciał angażować się w dyskusję z tymi osobami, zwłaszcza że miał tyle innych rzeczy na głowie. Uprzejmość jednak obowiązywała.
Przynajmniej Deszcz po Suszy się zabawi.
Gabriel pochylił się ku zawieszonej w powietrzu sferze.
— Nie mam specjalnej ochoty na żadne rekonstrukcje w wielkiej skali — oznajmił. — Odpowiada mi świat taki, jaki jest.
— Co zrobiłeś, by służyć Demosowi? — zażądała odpowiedzi Ikona Cnót.
— Przede wszystkim pozwoliłem, by Demos sam sobie służył. I oczywiście dostarczyłem im biosystemów, w których mogą to realizować.
— Obowiązkiem Aristoi jest przewodzić, a nie biernie czekać, by sprawy biegły własnym torem. Poświęcam przeciętnie osiemnaście godzin dziennie, pracując dla dobra ludzi w mojej domenie. Tego samego wymagam od tych, którzy są u mnie na służbie.
— Rozporządzając każdym szczegółem ich prywatnego życia — mamrotał Cyrus. Deszcz po Suszy przesiał jednak inną myśl: zarządzanie cudzym życiem to nie taka zła rzecz.
— Ach, tak — powiedział Gabriel (reno dostarczyło mu najnowszych danych). — Moi urzędnicy przez dwie godziny dziennie wykonują swe zadania, natomiast moich Theráponów nieco bardziej obciążam obowiązkami.
Twarz Ikony, podobna do ostrza, zwróciła się groźnie w kierunku Gabriela.
— Jak wiele tego czasu przeznaczasz na nauczanie Demos, jak uniknąć błędów? Jak odrzucić materializm, kroczyć drogą umiarkowania, służyć sobie nawzajem?
— Miałem wrażenie, że twój system jest właśnie oparty na materializmie? — rzekł Gabriel. Teraz cytował poprawnie z niemieckiego oryginału (korygując wieki przekłamań): — „Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego pracy”. Jeśli pracujesz osiemnaście godzin dziennie, to z pewnością, zgodnie ze swym credo, zasługujesz na tych kilka ogrodów i pałaców.
— My odrzucamy materializm fałszywy. Umiłowanie luksusu, popisywanie się, samo… — Spojrzała na Gabriela, na długie do kostek brokatowe szaty, na wachlarz i kapelusz mandaryna przystrojony pawim piórem.
Gabriel otworzył wachlarz z czarnej laki, demonstrując namalowane na nim złote arabeski.
— Moje ubranie reklamuje Warsztaty Illyriańskie — oświadczył. — One zaś dają możliwość ukazania godności ręcznego trudu.
— Trud zaprzęgnięty do wytwarzania rzeczy zbytkownych jest trudem pozbawionym prawdziwej godności.
Kula Sebastiana lekko podskoczyła, by zwrócić na siebie uwagę.
— Oboje — zagaił — koncentrujecie się na tym co w „Republice” boski Platon nazwał konsumpcyjnym żywiołem społeczeństwa. Ty, Ikono, na podstawowych potrzebach takich jak pożywienie i dach nad głową, a ty, Gabrielu, na estetyce przyjemności. Ale to obejmuje wyłącznie rzeczy postrzegalne, w odróżnieniu od niedostrzegalnego prawdziwego Bytu. Gdzież są inne cele społeczne? Gromadzenie mądrości, metafizyka Ideału?
Cala domena Sebastiana była zorganizowana zgodnie z zasadami platońskiej metafizyki. Każdy, kto chciałby u niego robić karierę, musiał być gotów do dyskusji nad Teorią Form i jej związkiem z systemem rządów, techniką, edukacją lub ceną fasoli. Formy idealne, relacje, harmonie zostały nieubłaganie zredukowane, skatalogowane i poddane analizie. Mnóstwo pieśni pochwalnych poświęcono Duszy i Dobru. W świątyniach, o idealnych geometrycznych kształtach, zwolennicy jednego poglądu prowadzili wyczerpujące debaty ze swymi filozoficznymi przeciwnikami. A obie strony cytowały najlepszego — Aristosa, unikając argumentów sprzecznych z jego doktryną.
Gabriel nie lubił sposobu bycia Sebastiana nie z powodu tego nieustannego poszukiwania prawdy, lecz raczej dlatego, że wytworzył on społeczeństwo głupawych, gadających po próżnicy nudziarzy.
— Prawdziwe istnienie — rzekła Ikona Cnót bezbarwnym głosem — to tylko akumulacja zmysłowych odczuć. Nie da się dowieść istnienia niczego innego.
— Nie zgodziłbym się z tym — odparł Gabriel.
Jak przekonał się Gabriel, z Sebastianem należało dyskutować inaczej niż z Ikoną. Ikonę miało się ochotę obrazić, by sobie poszła i nie zawracała więcej głowy; Sebastianowi należało cytować jego własne święte pisma.
Читать дальше