Na asteroid spadały z pluskiem dalsze rakiety. Nano wściekle się pieniły. Pojawiły się ciemne, coraz szersze smugi. Na powierzchni wybuchały bąbelki wodoru. Trzecia fala artyfagów zaatakowała pienistą powierzchnię i brudnobiałe nano zaczęły ustępować.
Niebezpieczeństwo jeszcze nie zostało zażegnane. Podczas bąbelkowania część mataglapu mogła się oderwać i pożeglować ze słonecznym wiatrem. Dzięki fotoczułym własnościom mataglap potrafił zachować aktywność i, napotkawszy statek, satelitę, asteroid lub księżyc, mógł je zacząć niszczyć jak zniszczył Sanjay. Przez najbliższe lata w całym układzie Malarza musi trwać alarm o najwyższym priorytecie.
Gabriel słyszał, jak Pan Wengong poleca, aby sprawdzić na wszystkich satelitach, habitatach i statkach, czy nie ma tam mataglapu. Kazał również, by do wszystkich odległych habitatów wysłano zapasy artyfagów.
Gdy zlikwidowano całe nano, z asteroidu prawie nic nie pozostało — zaledwie kamienny szkielet, długi i kruchy, przypominający grubą kość przeżartą kwasem.
Nikt nie przeżył. Wiedziano, że na stacji przebywało czternaście osób, w tym Cressida Ariste.
— Bracia —nadawał Pan Wengong do wszystkich Aristoi — o godzinie tysiąc sześćsetnej czasu persepoliskiego odbędzie się uroczystość ku czci zmarłych, po której nastąpi dyskusja na temat tego, jak rozdysponować domenę naszej zmarłej kuzynki.
— Czy zostawiła jakichś krewnych? —spytał ktoś.
— Dwoje dzieci i siostrę. Dwóch byłych małżonków.
Pan przekazał ich nazwiska i oneirochroniczne adresy. Potem podał dane pozostałych ofiar oraz ich krewnych.
Gabriel przypomniał sobie jajo ze smokami. Nigdy już nie ofiaruje Cressidzie tego prezentu. Powinien skontaktować się z Rubensem.
Pozostawił Horusa, by obserwował przez oneirochronon dalszy rozwój wypadków, a sam mógł się zająć sprawami Goździkowego Apartamentu.
Wziął Clancy za rękę. Spojrzeli po sobie.
— Udaję się na pokład Pyrrho i opuszczam system — powiedział. — W ciągu najbliższego tygodnia. Tydzień to najkrótszy okres, w którym można tu, do układu, wprowadzić szkodliwe nano, i to przy założeniu, że Zhenling Ariste, moja najbliższa sąsiadka, należy do spisku. To daleko idące przypuszczenie, które wysuwam tylko dlatego, że nie mogę go całkowicie wykluczyć.
— A wybory na Brightkinde? Miałeś tam być podczas ceremonii przekazywania władzy.
— Będę musiał to zrobić przez oneirochronon.
— Clancy, zamyślona, przygryzła wargi.
— Co chciałbyś, żebym zrobiła? — spytała.
— Byłbym szczęśliwy, mając cię przy sobie — odparł.
Spojrzała na swe kolana.
— Musisz wybrać to, co jest dla ciebie najlepsze — dodał. Uścisnął jej rękę. — Na pokładzie Pyrrho jest laboratorium nano. Może ta informacja pozwoli ci podjąć właściwą decyzję. Mogłabyś tam kontynuować swoje prace nad konstrukcją pakietów do zwalczania rzadkich chorób, jeśli możesz bez przeszkód całkowicie się oderwać od tutejszej działalności.
Zatrzepotała rzęsami.
— Czy tu mi coś grozi?
— Prawdopodobnie nie — odparł z wahaniem. — Jeśli tylko będziesz zachowywała się w sposób nie wzbudzający ich podejrzeń.
Patrzyła na niego poważnie.
— Burzycielu Spokoju, zdaje się, że żyjesz teraz tak, by uzasadnić swój przydomek.
— Nie miałem zamiaru. Przynajmniej nie tym razem.
— Dobrze, zatem jadę z tobą.
Gabriel pocałował ją w drugą dłoń. Dzwoneczki zagrały cichutko.
— Dziękuję ci, Zapłoniona Różo.
— Dokąd się udajemy?
— Do Sfery Gaal.
Spojrzała zdziwiona.
— Myślałam, że w jakiś bezpieczny rejon.
— Nie spodziewają się nas tam. A kiedy Pyrrho dotrze na miejsce, będę już gotów na wszelkie niespodzianki, jakie mogą mnie czekać. — Zaśmiał się. — To przecież tylko Saigo. Nadęty, ponury jegomość, nienawykły do kontaktu z ludźmi. Myślę, że nieźle się zabawimy.
Przygryzła wargi. Pocałowała go. Otoczył ją ramionami. Dzwoneczki zadzwoniły, a w umyśle Gabriela pojawił się obraz: odpływ, zachodzące słońce, w dali mewy.
Na temat Cressidy wiedział jedynie, że była bardzo przywiązana do tej fantazji z dzieciństwa.
Oraz, że zabito ją za zbrodnię — rozmawiała z nim na osobności.
Gabriel skontaktował się z Pan Wengongiem i powiedział mu o smaganej przez wiatry drewnianej nadmorskiej chacie. Najstarszy Brat, wykorzystując Kod Dostępu Aristosa, zlokalizował ten krajobraz w oneirochronicznych osobistych zbiorach Cressidy i na uroczystość ku jej czci sprowadził Aristoi do nadmorskiego domku.
Aristoi stali na wilgotnej plaży. Nieskazitelna Droga, uczennica i przyjaciółka zmarłej, wygłosiła mowę pogrzebową. W górze przeleciało stado białych gęsi. Setki ptaków. Machały głośno skrzydłami, na tle nieba ich sylwetki wydawały się srebrzyste; po ziemi sunął długi cień. Z komina wzniósł się prosty słup dymu — dla uczczenia Cressidy.
— Życie poświęciła wiedzy, dziełu postępu ludzkości.
Podjęto już decyzję, co zrobić z jej domeną. Cressida nie przejawiała pod tym względem ambicji, wolała skupić się na badaniach naukowych. Jej terytorium składało się jedynie z trzech układów planetarnych. Teraz każdy z nich miał zostać wchłonięty przez jednego z trzech sąsiadów. Dołączenie pojedynczego układu nie oznaczało zbytniego zwiększenia obowiązków. W ten sposób również uniknięto sytuacji, w której nowo promowany Aristos musiałby zadowolić się domeną zbyt małą w stosunku do swoich aspiracji.
— Tragiczny wypadek. Chwila nieuwagi w laboratorium nano, być może nieuwagi któregoś ze współpracowników.
Od trzydziestu dwóch lat żaden Aristos nie zginął w wypadku z nano, poinformowało Gabriela reno. Poprzednio zdarzało się to dość często. Technika rozwinęła się jednak i wypadki miały miejsce najwyżej co jakieś dwadzieścia lat. Tak długi okres bez wypadków jest mimo wszystko rekordowy.
Gabriel nie przypomniał swemu reno, że to nie był jednak wypadek.
— Niech dzieło naszej Siostry będzie kontynuowane. Ona wskazała drogę innym.
Gdy Nieskazitelna Droga skończyła, Pan Wengong wygłosił krótką mowę o niebezpieczeństwach związanych z nano. Cressida, jak stwierdził, miała opinię uczonej ostrożnej i drobiazgowo dokładnej, a jednak w chwili nieuwagi dopuściła się oczywistego błędu albo nie dopilnowała któregoś ze swych współpracowników. Powinna wykryć ten błąd, gdyż mataglap, który ją uśmiercił, nie stanowił nowości.
Od czego konkretnie umarła? Gabriel zastanawiał się, jak czuje się człowiek, gdy coś zjada go kolejno po jednym atomie. Czy w ogóle coś czuje?
Wpadł w ponury nastrój. To krwotok, wywnioskował. Wykrwawiła się, gdy mataglap pożarł jej główne naczynia krwionośne. Albo udusiła się, gdy zalała ją fala tej substancji lub gdy mataglap rozhermetyzował stację. Albo zabił ją żar, nim dosięgły ją nano — pod koniec, gdy małe mikromechanizmy zaczęły naprawdę rozrabiać, powierzchnia Sanjay była tak gorąca, że mógł się tam zagotować ołów.
— Na temat kataklizmu Ziemi 1jest obszerna dokumentacja —podpowiedział usłużnie Horus. — Osiem miliardów czterysta milionów ofiar; wiele z nich, gdy umierało, przekazywało obrazy do satelitów.
Gabriel nie potrzebował tego przypomnienia. Kazał się Horusowi zamknąć.
Promocja trwała nadal, według wzorca — spotkania w Persepolis były zbyt ważne, by je odraczać. Nieobecność Gabriela rzucałaby się w oczy, więc teraz przesuwał się wśród gości i cały czas się zastanawiał, co z tego wszystkiego zostało zepsute, a co jeszcze ma prawdziwe znaczenie.
Читать дальше