— Owszem. Musi pomóc.
— Ale czułem również kogoś innego. — Yaritomo zawahał się. Rodzaj nacisku w umyśle.
— W jaki sposób próbowałeś go ujawnić?
— Próbowałem Sutry Kapitana Yuana. Ćwiczenia postaw. Ukierunkowaną medytację. Próbowałem nawet po prostu do niego mówić. — Potrząsnął głową. — Myślę, że ten inny nie jest jeszcze gotów.
— Kontynuuj to samo przez kolejne cztery, pięć dni — rzekł Gabriel. — Jeśli się nie objawi, powróć do swych obowiązków. Postaraj się zaobserwować, przy jakich stanach umysłu i podczas jakich czynności masz wrażenie, że daimōn się pojawił. A potem rozmyślnie spróbuj powtórzyć te warunki.
— Tak, Aristosie.
— Przesyłaj mi regularne raporty. Może będę ci mógł coś podpowiedzieć.
— Tak, Aristosie.
— A twoje rany, bardzo ci dolegają?
— Trochę. — Yaritomo uśmiechnął się lekko. — Usiłuję się wznieść ponad to.
— Dyscyplina umysłu jest bardzo potrzebna, ale nie kosztem zdrowia. Pójdź jak najszybciej do lekarza. — Gabriel wstał. — Dokonałeś koniecznego przełomu. Teraz sprawy potoczą się szybko.
— Mam nadzieję, Aristosie.
— Promuję cię do rangi Hebdomarchōna. Oczywiście twoje obowiązki zostaną zwiększone.
Yaritomo patrzył mu w oczy.
— Panie, nie wiem, czy sobie na to zasłużyłem… — powiedział.
— Jeśli dotychczas sobie na to nie zasłużyłeś, wkrótce na pewno zasłużysz. Uwierz mi, będziesz potrzebował daimonów, by wykonać zadania, jakie przed tobą staną.
Yaritomo głośno przełknął ślinę.
— Postaram się spełnić oczekiwania, jakie we mnie pokładasz, Aristosie.
— Jesteś zdenerwowany, jak mi się wydaje. Spróbuj zawezwać Płonącego Tygrysa. To pewny siebie osobnik.
— Ach… tak. Dobrze.
Gabriel wycofał się w ciemność. Yaritomo patrzył za nim przez chwilę, potem odetchnął kilka razy głęboko, przyjrzał się porcelanowemu tygrysowi i rozpoczął swą inwokację.
Gabriel zapytał domowe reno o Clancy. Już się obudziła, więc kazał Kem-Kemowi zanieść śniadanie do Goździkowego Apartamentu, po czym sam się tam udał.
Goździkowy Apartament nie był ozdobiony motywami kwiatów, ale panowała tam kwiatowa kolorystyka — jedenaście różnych odcieni czerwieni, kremowe tynki i błyszcząca boazeria z palisandru. Clancy grała na fortepianie, który Gabriel kazał tam wstawić. Instrument zbudowano w Warsztatach. Jego mahoniową powierzchnię ozdobiono intarsjami z palisandru oraz kwitnącymi winnymi pnączami z macicy perłowej i nanoinkrustacji z czerwonego korala i kości słoniowej. Znakomicie pasuje do tego wnętrza, pomyślał Gabriel.
Gdy wszedł do pokoju, Clancy spojrzała na niego, ale nadal grała Ländlery Mozarta. Gabriel stanął za jej plecami. Delikatne palce Clancy tańczyły na klawiaturze. Wyciągnął spinki z jej włosów i zanurzył w nich dłoń. Zaczął splatać warkocze ze wstążkami, do których przytwierdzono pęki drobnych porcelanowych kwiatów, o słupkach zakończonych malutkimi dzwoneczkami. Gdy tylko Clancy poruszyła głową, rozlegały się delikatne kuranty, czyste i wyraźne, o wspaniałej wielobarwnej tonacji.
Zaczęła tworzyć wiązankę walców, w harmonii z Gabrielem splatającym warkocze. Łączyła temat jednego utworu z motywem innego, po czym przechodziła do kolejnego tańca, cały czas utrzymując rytm trzy czwarte. Zakończyli swe dzieła prawie równocześnie. Clancy uniosła głowę, spojrzała na Gabriela. Odezwały się dzwoneczki.
— To wspaniały fortepian — powiedziała. — Jego dźwięk jest równie piękny, jak zewnętrzna forma. Dziękuję, że go tu przysłałeś.
— Powiedziałaś, że brakuje ci ćwiczeń.
— Powiedziałam, że brakuje mi czasu na ćwiczenia.
— W każdym razie, fortepian należy do ciebie.
— Do mnie? Naprawdę? — Położyła sobie dłoń na szyi. — Burzycielu, nie dorastam do tych podarków.
— Dorośniesz, gdy zostaniesz Ariste.
Zaśmiała się.
— A więc to podstęp. Chcesz, bym przygotowywała się do egzaminów.
— Tak.
Popatrzyła na niego zwężonymi oczyma.
— Zawsze mam wątpliwości, czy mówisz serio, czy żartujesz.
— Już to słyszałem — odparł z uśmiechem. — To samo powiedziałem wczoraj matce.
— Może usiądziesz obok mnie? Bo zesztywnieje mi kark.
Gdy siadał, słychać było szelest jedwabiu.
— Powinnaś znowu przystąpić do egzaminów — stwierdził. — Ostatnim razem znalazłaś się wśród dwudziestu procent najlepszych. A ciągle potrzebni są nowi Aristoi.
Clancy patrzyła na swe ręce, rozstawiła palce, potem uniosła je w górę.
— Ostatnią noc spędziłeś w Fali Stojącej?
— Tak.
Zmarszczyła czoło, znowu spojrzała na swe dłonie; skrzyżowała je na piersiach. Dzwoneczki odezwały się w tonacji B-dur.
— Nadal nie wiem, jak to ma funkcjonować — stwierdziła.
— Będzie funkcjonowało tak, jak zechcemy.
Spojrzała na niego z ukosa.
— Chyba sama nie wiem, czego naprawdę chcę. Dwa dni temu wydawało mi się, że wiem.
— Mamy dość świata i dość czasu.
— Zdaje się, że brak skromności nam nie grozi. — Westchnęła, uniosła dłonie i bezgłośnie położyła je na klawiaturze. — Dobrze — powiedziała. — Jeśli mam być cząstką tego wszystkiego, chciałabym wiedzieć, co się dzieje.
— Masz do tego prawo.
— Co cię zaniepokoiło? Ten Rubens? Czy może agresywne przemówienie Asteriona na Promocji? Coś musiało spowodować, że nagle uciekłeś do Marcusa. Co się stało?
Gabrielowi sprawił przyjemność ten nagły przypływ przenikliwości i nawet nie był zakłopotany dociekliwością Clancy.
— To dość skomplikowane — odparł. — Sam nie wiem, jak to wszystko rozumieć.
— Nie zmieniaj tematu.
— Nie zmieniam. Po prostu stwierdzam, że sprawy są… dwuznaczne.
Opowiedział o dostarczonej mu osobiście przesyłce, o zakłopotaniu Rubensa tą nagłą misją, o rewelacjach Cressidy.
— Wygląda na to, że Cressida zbzikowała — stwierdziła Clancy.
— Mam nadzieję, że tak jest.
— Jeśli tak, to co wtedy?
— Od wieków nie było szalonych Aristoi. Od czasów Chrupiącego Księcia.
— A Sebastian lub Ikona Cnót, czy nie są szaleni?
— Są… — szukał odpowiedniego słowa — bardzo ekscentryczni. Ich domeny stały się dziwnymi miejscami, ale oni sami nie są szaleni. Nie widzimy tam przerażających nieporządków społecznych, jak te wywoływane przez Chrupiącego Księcia. Wystarczy wspomnieć jego pomysł zastosowania generatorów grawitacyjnych do zmiany na planetach konfiguracji terenów zasiedlonych cały czas przez ludzi. I jeszcze oczekiwał, że będą mu za to wdzięczni.
— Jeszcze nie, nie widzimy tego dotychczas.
— Wróćmy jednak do Cressidy.
Clancy skinęła głową; dzwoneczki zagrały.
— Ariste może zostać usunięta tylko po jednomyślnym głosowaniu innych Aristoi. Wszyscy musimy wyrazić zgodę.
— Nigdy nie zdarzyło się nic podobnego, prawda?
— Chrupiący Książę abdykował, lecz powinien być usunięty o wiele wcześniej. W Persepolis sformowano już komisję, która miała się zająć jego zachowaniem. — Zmarszczył czoło. Pogładził białe klawisze. — Nie sądzę, by Cressida była szalona. Chciałbym w to wierzyć, ale nie mogę.
Patrzyła mu prosto w oczy.
— A jeśli masz rację?
Pomyślał o takiej możliwości i zadrżał.
— Przejdę po tym długim, zadziwiająco wąskim moście, gdy do niego dotrę. Teraz moje rozdanie.
Ułożył dłonie — do duetu Lulu i Louise z nie dokończonej opery Louise Brooks w roli Lulu. Swojej „wiecznie nie dokończonej” opery, jak sobie teraz uświadomił.
Читать дальше