— Burzycielu Spokoju, czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego jest mi smutno?
Nie potrafił powiedzieć.
— Co mogę zrobić, byś była szczęśliwa? — spytał.
Uśmiechnęła się do niego.
— Powinnam wrócić do pracy.
— Jeśli sobie tego życzysz. Ale wciąż jeszcze mogę ogłosić ogólnoplanetarne wakacje.
Uśmiechnęła się szerzej.
— To nie będzie konieczne.
— Może innym razem — powiedział.
LULU:
Wprowadzisz ich, przygotujesz
Skórę im rozprujesz
Wzdychają i jęczą, bezlitośnie ich ssiesz,
I w ten właśnie sposób wygrywasz, jak wiesz.
LOUISE: (refren) Przygotuj mi drinka!
Gabriela znużyło przyjęcie. W Persepolis był wczesny ranek, lecz tutaj wczesny wieczór — spoglądając w dół z Pyrrho, widział światła migoczące na całym kontynencie. Przeszedł z Pyrrho do promu, usiadł w fotelu drugiego pilota i dał znak ręką swemu pilotowi, Białemu Niedźwiedziowi.
— Włącz napęd grawitacyjny — powiedział. — Postaraj się nie rozwalić planety.
— Zrobię, co się da, Aristosie. — Biały Niedźwiedź zaśmiał się basem. Potężny, brodaty, o bladej skórze i jasnoblond włosach, zasługiwał na swój przydomek. Gabriel widział, że mężczyzna jest zadowolony. Gabriel lubił sam pilotować i Biały Niedźwiedź prawie nigdy nie miał okazji wykonywać pracy, do której został najęty.
Gabriel zamknął oczy, gdy Biały Niedźwiedź przebierał palcami po konsoli specjalnie licencjonowanego generatora grawitacyjno-inercyjnego. Biały Niedźwiedź komunikował się z kontrolą ruchu przez swoje reno, oszczędzając w ten sposób Gabrielowi połowę nudnej rozmowy. Prom w zupełnej ciszy odczepił się od Pyrrho i zaczął opadać ku atmosferze.
W głowie Gabriela kłębiły się domysły na temat sekretnych planów Cressidy. Nie miał ochoty teraz się nad tym zastanawiać i oznajmił swemu reno, że chce zajrzeć do skrzynki pocztowej.
Pierwszy pojawił się list od matki, zaopatrzony w najwyższy priorytet. Gabriel zapamiętał to, ale nie odpowiedział.
Rubens prosił o audiencję — Gabriel wyznaczył mu spotkanie na jutrzejszy ranek, po czym posłał na ten temat notatkę Quillerowi, chudemu sekretarzowi o nosie przypominającym dziób.
W jego polu widzenia przepływały dalsze wiadomości. Administratorzy prosili o wyjaśnienia, wskazówki, albo chcieli zepchnąć na swoich przełożonych odpowiedzialność za decyzje. Niektórzy nadskakiwali mu lub schlebiali, inni wyrażali oszołomienie. Wolał już ten ostatni rodzaj listów od pierwszych dwóch. Przekonał się, że nadskakiwanie i pochlebstwa innych są nierozerwalnie związane z jego pozycją. Demos jakoś nie mogli zdać sobie sprawy, że pochlebstwa dla Aristosa znaczą niewiele. Szybko załatwił rutynowe sprawy i po raz kolejny wbił do głowy swym ludziom, że nie chce się zajmować banałami.
Następnie nadeszła prośba od dyrygenta orkiestry z Thanatogenes, w domenie Ariste Dorothy, o pozwolenie wykonania jednego z utworów z cyklu Muzyka dla oka. Gabriel zdziwił się, gdyż Muzyka dla oka przeznaczona była do indywidualnego czytania partytury, nie zaś do publicznego wykonywania. Utwór pisany ku rozrywce, pełen żartów teoretycznych i pomysłów, które mogły docenić jedynie osoby wprawne w czytaniu partytur. Ćwiczenie intelektualne, muzyka wyabstrahowana, mająca tyleż wspólnego z muzyką „rzeczywistą”, co problem szachowy z prawdziwą partią szachów.
Dyrygent myślał prawdopodobnie inaczej. Przedstawił dość wiarygodne wyjaśnienie, że odegranie utworu będzie kształcące i miał zamiar pokazywać partyturę przez oneirochronon jednocześnie z wykonywaną muzyką.
A niech tam. Gabriel wysłał pozwolenie, ale zastrzegł, by słuchaczom jednoznacznie wyjaśniono, że kompozytor nie planował przedstawiania utworu w taki sposób.
Atmosfera szarpnęła promem aż się zakołysał. W brzuchu Gabriela zawirowało.
Zdał sobie sprawę, że odkłada rozmowę z matką. Równie dobrze mógł to już odfajkować.
Therápōn ex-Hextarchōn Vashti była jednym z głównych rodziców Gabriela. Z punktu widzenia prawa miał ich sześcioro, ale geny dzielił tylko z dwojgiem głównych. Swój biologiczny wiek ustabilizowała w okolicach dwudziestki, o kilka lat mniej niż Gabriel. Na swej dekantacji Gabriel wyglądał przypuszczalnie tak jak Vashti w latach dziewczęcych, ale od wieku dziecięcego oboje zmienili swój wygląd i wszelkie podobieństwo zostało zamazane.
Vashti (obraz skiagénosa rozkwitł w mózgu Gabriela) miała ostre przenikliwe spojrzenie, delikatną skórę, modnie przybrązowioną dodatkiem melaniny, wygięte dumne brwi, mające nadawać jej tajemniczy wygląd, i platynowoblond włosy splecione w warkocz tworzący koronę na szczycie głowy. Długie szpilki do włosów i ozdobione kamieniami spinki miały symbole religijne — mandale, półksiężyce, swastyki, i Gabrielowe Oko-Totha. Gdy kilkadziesiąt lat temu wycofała się z życia zawodowego, poświęciła cały swój czas organizacji oficjalnego kultu Gabriela.
— Dobry wieczór — powiedział Gabriel. — A może powinienem powiedzieć Cześć ci, O Vashti Geneteira? Mam nadzieję, że pora jest odpowiednia.
— Dla Geneteiry zawsze jest odpowiednia pora na wizytę Kourosa Athánatosa, jej boskiego potomka.
To oznaczało, jak przypuszczał Gabriel, że Vashti miała widownię. Jej ciało, bez względu na to, gdzie się znajdowała, przybrało prawdopodobnie postawę osoby całkowicie pochłoniętej odbiorem boskich emanacji. Wokół (jak sądził Gabriel) zgromadzili się zapatrzeni wierni.
Mógł się założyć, że to ostatnie zdanie powiedziała głośno, by wszyscy wiedzieli, że właśnie nawiedza ją bóstwo.
Tak jakby w każdej upływającej sekundzie miliardy nie komunikowały się przez oneirochronon.
Gabriel wzruszył ramionami.
— Zrobię wszystko, co potrzebne dla wzmocnienia mistycznego nastroju.
Skiagénos Vashti uniósł dumne brwi.
— Posłuchaj no, moja praca polega na tym, by brać to na serio.
— Ale nie moja.
— Obawiam się, że masz niewielki wybór, Kourosie. Już nie. — Pozwoliła swemu obrazowi na zimny oneirochroniczny uśmieszek. — Nawiasem mówiąc, frekwencja wzrasta.
Gabriel wiedział, że naraził się na pewną śmieszność, gdy pozwolił na rozwój własnego kultu. Doszedł jednak do wniosku, że gdyby wydał bezprecedensowy zakaz wyznawania jakiejś religii, byłoby to coś bardziej nieprzyjemnego od kontaktów z dokuczliwymi dewotami. Pozwolił więc kobiecie z Demos, o imieniu Diamond, na zainicjowanie nowego wyznania. Cały czas jednak dawał wszystkim jasno do zrozumienia, że to jej własny pomysł.
Gabriel godził się z tym, że Demos pragną religii. I musiał przyznać, że sam był przyjemniejszym bogiem niż wielu innych, których mógłby wymienić.
Chcąc mieć pewność, że jego czciciele nie zrobią z niego większego pośmiewiska, niż to absolutnie konieczne, Gabriel ściśle nadzorował działalność kościoła Nowego Totha — jak bez polotu nazwano całe przedsięwzięcie. Wymagał, by wszyscy kapłani mieli kwalifikacje terapeutów i psychoanalityków, oraz by całą wolną gotówkę przeznaczano na szlachetne cele, przede wszystkim na szkoły architektury, muzyki i projektowania.
Diamond nie była wprawdzie zadowolona z tych warunków — Gabriel domyślał się, że miała całkiem inne plany: pragnęła, aby ją czczono jako prorokinię Gabriela — ale w efekcie powstała seria wspaniałych świątyń i katedr, w których wykonywano bardzo dobrą muzykę sakralną. Gabriel miał nadzieję, że ludzie będą pamiętali tę muzykę jeszcze długo po wygaśnięciu jego kultu.
Читать дальше