— Przesunąć wormhol? Można to zrobić? — spytał Gruust.
— Sądzę, że tak.
Gruust powoli żuł kiełbaskę.
— To im popsuje szyki. Nie trafią do wormholu, a tam dalej nie ma planet, żeby mogli wokół nich zawrócić. Kilka miesięcy zajmie im hamowanie i powrót.
Severin już myślał o następnym ruchu.
— Spakujcie szalupę, a ja rozgrzeję cewki.
Do egzaminów na swój stopień Severin musiał się sporo nauczyć z teorii wormholi i teraz z niej korzystał. Zaczął strzelać w kierunku wielkiego torusa ciężkimi, powolnymi kulami, jak na kręgielni, a potem dopiero zaczął obliczać, gdzie muszą trafić, by przesunąć wormhol po niebie. Sądził, że pierwsze strzały tylko nieznacznie zdestabilizują wormhol, ale potem już pójdzie łatwiej.
Gdy przeprowadził obliczenia i wiedział, gdzie celować, rozpoczął regularny ostrzał. Dopiero wtedy połączył się ze zwierzchnikami w układzie Seizho, by spytać o pozwolenie na to, co już robi.
Odpowiedź od oficerów z Seizho przyszła po czterech godzinach. Kategorycznie zabroniono destabilizacji wormholu, ale Severin już posłał w torus setki tysięcy ton gęstej materii i zaczynał wykrywać ruch.
Zapach czosnku anonsował Gruusta w sterowni.
— Szalupa gotowa — meldował Gruust. Spojrzał na wielkie okna wyrzutni: właśnie w tej chwili kolejny gigantyczny pocisk sunął szynami w stronę dziwacznej dalekiej obręczy.
— Może byś przez chwilę popilnował wyrzutni, a ja sprawdzę, czy moje rzeczy osobiste zapakowano do szalupy — poprosił Severin.
Szalupa, wbrew nazwie, nie była aż tak ciasna. Przeznaczona do wygodnego transportu całej załogi na stację i z powrotem — a taka podróż trwała nieraz wiele miesięcy — miała kompletnie wyposażoną kuchnię, salę gimnastyczną, bibliotekę, wideotekę oraz płytotekę.
Severin zaniósł do szalupy zapas ubrań izolacyjnych, pledów termicznych i ciepłych skarpet. Potem wrócił do sterowni.
— Wormhol się rusza — meldował Gruust.
— Wiem.
Severin wystrzelił całą amunicję i wormhol przesunął się na odległość siedmiu średnic po diagonali od płaszczyzny ekliptyki. Teraz zwierzchnicy Severina słali nerwowe komunikaty, gdy zauważyli lecące w stronę ich układu pociski, olbrzymie jak pociągi towarowe. W końcu komunikaty zanikły — gdy wormhol zmienił pozycję, lasery na obu stacjach łączności straciły współosiowość.
Severin z kolegami zjedli ostatni na stacji posiłek — makaron w sosie pomidorowym, doprawiony ostrymi suszonymi papryczkami chili; popili to ciemnym grzanym piwem, warzonym przez któregoś załoganta ze sprowadzanego przezeń na stację jęczmienia.
W Służbie Eksploracji tradycyjnie rekompensowano sobie samotność dobrym jedzeniem.
— Wiecie co? Sądzę, że nie powinniśmy opuszczać układu Protipanu — powiedział Severin.
— Jeśli tu zostaniemy, wezmą nas do niewoli — stwierdził Gruust.
— Nie chcę zostać na stacji — wyjaśnił Severin. — Moglibyśmy wsiąść do szalupy i wczepić się w jeden z tych kawałków gruzu, orbitujący w pobliżu. Dzięki temu będziemy mogli obserwować wroga, a gdy flota powróci, przekażemy nasze informacje. Kiedy buntownicy sobie stąd pójdą, powrócimy na stację.
— Ale to potrwa wiele miesięcy! — zauważył ktoś z załogi. Severin pozwolił na krótką dyskusję — nie chciał dowodzić ludźmi, którzy kontestowaliby rozkaz siedzenia w szalupie przez trzy lub cztery miesiące. Nie nadużywając stanowiska, zdołał przekonać podwładnych, przyzwyczajonych przecież do życia w izolacji; przyznali, że pokrzyżowanie planów wroga warte jest tych dodatkowych niewygód.
— Niestety, będzie zimno — zapowiedział Severin. — Żeby nas nie wykryto, zamierzam ustawić zasilanie łodzi na jak najmniejszym poziomie.
— Powinniśmy zabrać koce termiczne.
— Już to zrobiłem. Zapadła krótka cisza.
— Przynajmniej po powrocie otrzymamy dużą wypłatę — powiedział Gruust z nadzieją w głosie.
Przenieśli do szalupy półroczny zapas jedzenia i wystartowali. Severin już wybrał miejsce: asteroid żelazny 302948745AF. W układzie Protipanu skatalogowano najmniejsze nawet kawałki skał, stanowiły bowiem rezerwę amunicji do wyrzutni.
Flotylla Naksydów wpadła do układu, zanim szalupa przywarła do swego nowego portu, ale Severin to przewidział i najostrzejsze hamowanie przeprowadził odpowiednio wcześniej. Teraz spokojnie dryfowali ku 302948745AF. Liczył na to, że uda im się przycumować do asteroidu, używając tylko silników manewrowych, bez spalania antymaterii, bo to przyciągnęłoby uwagę agresorów.
Unosząc się w nieważkości, obserwował ze sterowni długie żagwie antymaterii, sunące ku wormholowi. Naksydzi szybko się zbliżali; wprawdzie hamowali, ale nadal poruszali się z prędkością bliską połowie prędkości światła. Severin obliczył ich trajektorie — zmierzali tam, gdzie dotychczas był wormhol.
To, że wormhol się przesunął, mogli przecież odkryć albo wzrokiem, albo obserwując deformację czasoprzestrzeni. Severin przekonywał się w duchu, że nie mieli przesłanek, by się tym w ogóle zajmować, gdyż wormhol od czasów odkrycia znajdował się zawsze w tym samym miejscu i Naksydzi nie mieli podstaw podejrzewać, że mógłby odpełznąć gdzieś w bok.
Jednak gdy minuty płynęły i plamy świetlne się zbliżały, Severin czuł coraz większą suchość w ustach, a jego ręce na drążkach stabilizatora zaciskały się kurczowo. Wystarczyło, by Naksydzi nieco poprawili trajektorię, a zdołają wcelować w wormhol. W każdej chwili mogli dokonać korekty kursu…
Wstrzymał oddech: eskadra Naksydów przemknęła, nawet nie zawadzając o wormhol. Nieliczna załoga szalupy wiwatowała. Severin wyobrażał sobie dezorientację Naksydów w ich sterowniach, gdy zrozumieli, co się stało.
Rebelianci gwałtownie hamowali i Severin wiedział, że opóźnił ich plany o co najmniej trzy miesiące.
Miał wewnętrzne poczucie zasłużonego triumfu. Nie strzelając ani razu, osłabił wroga, i jeśli nadarzy się okazja, ponownie spróbuje narobić szkód.
* * *
Po rozmowie z Torkiem Jarlath wraz ze swymi ludźmi pracował nad planem ataku na Magarię i im głębiej analizował możliwości, tym większe widział szanse.
Raporty Martineza, które dotarły z kilkudniowym opóźnieniem, nie zawierały zbyt wielu konkretnych informacji o szkodach, jakie mógł wyrządzić jego atak rakietowy, ale Jarlath zyskał pewność, że jakieś szkody na pewno powstały. Prawie wszystkie tarcze ochronne stacji pierścienia znajdowały się na jej zewnętrznym brzegu; zwrócone w stronę słońca miały osłaniać mieszkańców przed promieniowaniem słonecznym, a pociski „Korony” trafiły na północ od wewnętrznego pierścienia. Po-eksplozyjna fala neutronów i wysokoenergetycznych promieni gamma prawdopodobnie nie uszkodziła trwale statków, ale obsługa pierścienia i załogi, niezabezpieczone w schronach, otrzymały śmiertelną dawkę promieniowania. Martinez mógł spowodować masakrę wroga i szkody w szeregach personelu cywilnego pierścienia. Wiele ofiar było chyba również wśród pracowników stoczni i ważnych dla floty specjalistów. Zabezpieczony sprzęt wojskowy prawdopodobnie przetrwał, ale zapewne spaliły się zwykłe urządzenia elektroniczne stacji pierścienia, od systemów łączności, oświetlenia, generatorów aż do wózków elektrycznych, transportujących zaopatrzenie na statki. To wszystko znacznie utrudni Naksydom przeróbkę przechwyconych okrętów.
Jeśli energicznie wkroczę, myślał Jarlath, jeśli Flota Macierzysta wtargnie tam na tyle szybko, że Fanaghee nie zdąży zmienić swych dyspozycji, może ją złapię na drzemce. Tylko gdyby poddała swe załogi tak niemiłosiernym przyśpieszeniom, jakie Jarlath zastosował na swoich statkach, mogłaby stawić czoło gwałtownemu wtargnięciu Floty Macierzystej. Ale on miał komplety w zespołach i jego ludzie jednak trochę wypoczywali, natomiast Fanaghee — jeśli przechwycone statki obsadziła załogami ze statków Naksydów — miała załogi jedynie szkieletowe. Gdy Jarlath spotka się z nimi w walce, będą zmacerowani w bezkształtną protoplazmę po miesiącu bezustannych wacht w wysokiej grawitacji; nie dorównają załogom Jarlatha w skuteczności i duchu bojowym. Nie potrafią sprawnie naprawiać uszkodzeń. Trzy eskadry składają się ze statków dopiero niedawno dostosowanych do potrzeb Naksydów, więc systemy sterowania i możliwości tych okrętów nie będą im znane.
Читать дальше