Wtedy właśnie nadeszła wiadomość z „Korony” od porucznika Martineza. Po ucieczce z Magarii do układu Paswal Martinez w końcu zdołał wysłać raport przez przekaźnik wormholowy, którego Fanaghee nie kontrolowała.
Konwokacja odpowiedziała na te wiadomości ekstatyczną radością. Przegłosowano przyznanie Podziękowań Konwokacji dla Martineza i całej „Korony”. Każdy członek załogi zostanie odznaczony, a sam Martinez otrzyma Złoty Glob, najwyższe wojskowe odznaczenie imperium, nadawane wyłącznie przez Konwokację; nie wręczano go od ośmiuset lat. Martinezowi i jego potomkom przyznano prawo składania swych prochów w Wiecznym Leżu, obok Wielkich Panów. Pomnik „Korony” zostanie wzniesiony gdzieś w Górnym Mieście — dokładnej lokalizacji jeszcze nie ustalono.
Konwokacja ponownie rozpatrzyła sprawę akcji ratowania kapitana Blitshartsa i uznała, że udział Martineza jest wart Medalu Zasługi Pierwszej Klasy. Ponieważ przyznanie medalu nie leżało w ich kompetencjach, zarekomendowali to Zarządowi Floty.
Konwokacja przekazała również Zarządowi Floty zalecenie, by lorda Garetha Martineza natychmiast awansowano i dano mu dowództwo, odpowiadające jego nowej randze.
— W takim razie możemy go zatwierdzić w „Koronie” — powiedział lord Chen. — Jest tam przecież wakat.
— Ale czy słyszeliście, jak on mówi? — sprzeciwił się lord dowódca Pezzini, drugi z dwójki Terran w Zarządzie. — To mowa zupełnie nieodpowiednia dla osoby na tym stanowisku. Podobnego akcentu nie powinno się słyszeć poza maszynownią.
— Jakkolwiek by mówił, jest parem — oznajmił lord dowódca Tork — a wszyscy parowie są równi względem Praxis.
Pezzini się nadął, ale nauczył się nie dyskutować z Torkiem na temat Praxis. Poglądy Torka na temat Praxis były — jak samo Praxis — solidne, niezmienne i nieustępliwe, podobnie jak poglądy Torka na każdy inny temat.
— Ponadto — wtrącił lord Chen — widzę z akt, że jego ostatni zwierzchnik, lord Enderby, zarekomendował go w swym ostatecznym testamencie do awansu. Jak rozumiem, zwyczajem Zarządu jest, w miarę możności, uwzględnianie takich rekomendacji.
— Gdybyśmy go nie awansowali — odezwał się ktoś inny — powstałaby niezręczna sytuacja. Nikt by go nie zatrudnił. Jakiż kapitan chciałby porucznika odznaczonego Złotym Globem?
— Przegłosujmy wytyczne Konwokacji i lorda dowódcy Enderby’ego — powiedział Tork. — Stawiam wniosek, by porucznik lord Martinez został promowany do rangi kapitana porucznika, awans wchodzi w życie od dnia wybuchu buntu.
Nie było głosów sprzeciwu, choć Pezzini unosił brwi.
— Żaden z jego przodków nigdy nie awansował we flocie aż tak wysoko. Ustanawiamy tutaj precedens.
Tork uniósł rękę, posyłając komisji słaby zapach swego nieprzerwanie gnijącego ciała. Chen w zamyśleniu sięgnął dłonią do brody i ukradkiem wciągnął zapach wody kolońskiej, którą wcześniej polał sobie nadgarstek.
— Mamy więc głosować, czy kapitan porucznik Martinez otrzyma „Koronę”? — spytał Tork. — Czy też jeszcze będziemy nad tym dyskutować?
— Dajmy mu statek, jeśli musimy — zgodził się Pezzini. — Ale czy możemy przydzielić mu posterunek z dala od stolicy? Nie chcę znowu słyszeć tego głosu, jeśli można by tego uniknąć.
Inni zignorowali jego komentarz i głosowali „za”.
Zarząd szybko załatwił pozostałe sprawy. Lord Chen starał się głosować tak jak członkowie komisji o najdłuższym stażu, choć zaczynało kiełkować w nim podejrzenie, że oni również niezupełnie rozumieją, co robią.
Lord Chen miał ku temu podwójne przesłanki, ponieważ, odmiennie od większości oficerów floty w Zarządzie, zasiadał również w Konwokacji. Od dnia buntu Konwokacja obradowała niemal bez przerwy, co godzina uchwalała znaczące ustawy. Legionowi Prawomyślności i lokalnym siłom policji przyznano olbrzymie uprawnienia w zakresie aresztowań i przesłuchań. Służbę Antymaterii i Służbę Eksploracji zmilitaryzowano i podporządkowano flocie, która z zadowoleniem przyjęła to zwiększenie własnego znaczenia, ale jak dotychczas nie zdecydowała, co robić z nowymi departamentami rządowymi. Olbrzymie sumy przeznaczono na kontrakty wojskowe, nie tylko na zapasy i utrzymanie statków, ale również na budowę nowych, zastępujących statki już utracone, oraz pokrycie nieuniknionych strat bitewnych. Konstrukcja tylu statków wymagała poszerzenia i remontu starych stoczni, a także zbudowania nowych oraz stworzenia dodatkowych centrów szkolenia załóg. Ponadto potrzebne były zakłady remontowe statków i pracownicy do tych zakładów. Co więcej, pracę wykonywaną uprzednio przez Naksydów, teraz musiał wykonać ktoś inny. Zapowiadał się szeroki nabór robotników.
Flota ledwo sobie radziła z tym ogromnym zadaniem. Wielkie sumy pieniędzy dokądś szły, a lord Chen był pewien jedynie tego, że żadna część tych funduszy do niego nie trafia. Posiadał stocznie, doskonale potrafiące budować okręty wojenne, ale wszystkie znajdowały się w części imperium kontrolowanej — jak zakładano — przez Naksydów. Świat, który lord Chen reprezentował w Konwokacji, był teraz rządzony przez buntowników, tak jak większość jego klientów i majątku.
Jeśli Jarlath nie ruszy wkrótce Floty Macierzystej i nie odzyska utraconych rejonów, lorda Chen czeka ruina.
— Czy mogę podnieść sprawę zgłaszaną mi w petycjach, które otrzymuję od swoich klientów i wyborców? — spytała lady San-torath. Była jedynym Lai-ownem w Komisji i reprezentowała w Konwokacji macierzystą planetę Lai-ownów, Hone-bar.
— Z Hone-bar jest tyle samo do Magarii co do Zanshaa — powiedziała San-torath. — Mieszkańcy Hone-bar bardzo chcą zachować lojalność w stosunku do Praxis, ale boją się wroga. Flota nie zrobiła nic, by ich chronić — w układzie Hone-bar jest tylko jeden okręt, lekki krążownik, który przechodzi rekonstrukcję i nie będzie gotowy przed upływem trzech miesięcy.
— Jeśli będziemy bronić Hone-bar, osłabimy Zanshaa — stwierdził Tork.
— Jeśli Hone-bar padnie bez walki — oznajmiła Lai-own — zaufanie wszystkich ludów do Konwokacji i jej rządu, zwłaszcza zaufanie Lai-ownów, zostanie poważnie naruszone.
— To nie tylko Hone-bar — powiedziała lady Seekin. — Jeśli padnie Hone-bar, zagrozi to Hone Reach.
Lord Chen czuł zimny dreszcz, a na plecach gęsią skórkę. Klan Chen wiele inwestował w Hone Reach, on sam był patronem kilku jej większych miast. Jeżeli Hone Reach upadnie, klan Chen czeka ogólna klapa.
— Reach musi być chroniona — rzekł automatycznie lord Chen.
— Nie możemy oddać Hone-Bar.
— Nie ma żadnych oznak, że buntownicy ruszają na Hone-Bar — wtrącił ktoś.
— Skąd mamy to wiedzieć, dopóki do tego nie dojdzie? — pytała lady San-torath. — Buntownicy nie wyślą nam informacji, dokąd się wybierają.
— Mogliby zdobyć Hone-Bar jednym okrętem, a Reach małą eskadrą — zauważyła lady Seekin. — Z pewnością możemy wysłać im kilka statków do obrony, zwłaszcza że lord dowódca Jarlath nic z nimi nie robi.
Lord Chen uprzytomnił sobie, że lady Seekin, Torminelka, jest z Devajjo, planety z obszaru samego Hone Reach. A więc on, ona, oraz lady San-torath są naturalnymi sprzymierzeńcami.
Kto jeszcze? — zastanawiał się. Kto jeszcze może nam pomóc w obronie Hone Reach?
Lord dowódca Pezzini, uświadomił sobie. Siostrzeniec lorda dowódcy, obecny lord Pezzini był patronem przynajmniej jednego z miast Devajjo.
— Myślę, że powinniśmy zażądać od lorda dowódcy Jarlatha obrony Hone Reach — oświadczył lord Chen. — Zwłaszcza jeśli nie ma zamiaru w najbliższym czasie atakować Magarii.
Читать дальше