— Dopilnuję, byś awansowała jak najszybciej — obiecał. — Następnym razem, gdy mój porucznik dostanie awans albo przeniesienie z „Nieustraszonego”, otrzymasz jego miejsce.
Oczywiście, jeśli Sula przeżyje jako pilot szalupy. A podczas realnej wojny raczej nie należało na to liczyć.
Mimo to stanowisko pod komendą obiecującego młodego oficera i perspektywa szybkiego awansu było najkorzystniejszą ofertą spośród tych, które prawdopodobnie dostanie. Z pewnością lepszą od pilnowania windy i myślenia o przekreślonym egzaminie.
Zdołała się uśmiechnąć.
— Pewnie — powiedziała. — Gdzie mam podpisać? Przynajmniej poleci daleko stąd, od trwającego procesu Blitshartsa, który razem z odwołaniami może się ciągnąć przez następne dziesięciolecie.
Wszystkie zajęcia, jakie flota ostatnio przydzielała Suli, wymagały broni ręcznej. Pierwsze zadanie na pokładzie „Nieustraszonego” polegało na przekształceniu pracowników cywilnych w niewolników. Jarlath, po dwóch dniach buntu, wspomniał z wściekłością swoje doświadczenie w stoczni; wtedy powoływał się na „dyscyplinę! porządek! posłuszeństwo!” jako hasła swej administracji. Teraz uświadomił sobie, że „Nieustraszony” i przejęty krążownik „Przeznaczenie” są mu bardziej potrzebne niż przychylność personelu stoczni. Polecił więc kapitanom, by trzymali pracowników cywilnych na pokładzie, bez pozwolenia wyjścia, bez zgody na kontakty z przyjaciółmi i rodzinami, dopóki wykonana praca nie zadowoli kapitana.
Kiedy lord Richard otrzymał to polecenie, zalało go poczucie złośliwej radości. Postawił uzbrojonych strażników przy lukach towarowych i osobowych i poinformował robotników, że jeśli nie ukończą prac przed wylotem „Przeznaczenia” ze stacji, zostaną zabrani na wojnę. Sula wystawiała warty w śluzach i wysłuchiwała litanii żałobnych przyczyn, dla których dana osoba musi opuścić statek. Przez te niekończące się procesje petentów straciła cierpliwość i przestała się litować nad uwięzionymi robotnikami. W końcu spojrzała na nich zimno zielonymi oczyma i oznajmiła:
— Istnieją duże szanse, że zginę w walce. Dlaczego nie miałabym ze sobą wziąć kilku z was?
Po tym oświadczeniu unikano jej.
Jarlath wydał statkom z jednodniowym wyprzedzeniem rozkaz wylotu z Zanshaa. Gdy ogłosił decyzję, robotnicy zaczęli się gorączkowo uwijać. Przed startem Sula nadzorowała ludzi wnoszących pudła kapitańskich kafelków do ładowni, gdzie miały czekać do następnej okazji, kiedy „Nieustraszony” na kilka tygodni znajdzie się w doku. Lord Richard obserwował tę akcję ze smętną miną: położone ostatnio kafelki z materiału asteroidowego, pełne jaskrawych plam błyszczącego pirytu, niezbyt odpowiadały jego gustom; nie podobała mu się również boazeria w kabinie, w której żółte drewno drzewa chesz zaakcentowano szlaczkiem szkarłatnego sztrasu ammana.
Sula dość szybko doszła do wniosku, że lord Richard jest dobrym kapitanem. Odwiedził wszystkie oddziały statku. Porozmawiał ze wszystkimi, życzliwie, z uśmiechem w swych skośnych oczach. Potrafił odróżniać rzeczy ważne od nieważnych i rzadko czepiał się kogoś z powodu tych drugich. Całkowity kontrast z jej ostatnim kapitanem, Kandinskim, który udawał, że załoga w ogóle nie istnieje, chyba że w roli niedoskonałego mechanizmu do przecierania boazerii i polerowania kapitańskich sreber. Kandinski odzywał się do załogi jedynie po to, by udzielać nagan.
„Nieustraszony” zdołał opuścić pierścień Zanshaa o czasie, razem z resztą Floty Macierzystej. Sula wylatywała stąd bez żalu. Stolica nie przyniosła jej szczęścia.
Choć „Nieustraszony” nie zapowiadał się lepiej.
* * *
— Konwokacja chce wiedzieć, kiedy zaatakuje pan Magarię — mówił starszy Dowódca Floty Tork, Daimong w podeszłym wieku, o długiej twarzy i żałobnej minie, która przeczyła energii, dodającej jednostajnej ostrości jego karylionowej mowie. Tork był przewodniczącym Zarządu Floty, jednym z czterech w tym ciele aktywnych lub emerytowanych oficerów obok czterech polityków cywilnych.
Jarlath odchylił się w fotelu akceleracyjnym na pokładzie „Chwały Praxis”; holograficzne wizerunki członków Zarządu Floty przepływały mu przed oczyma. Nie prezentował się zwierzchnikom w najlepszej kondycji. Był zmęczony po czterech dniach ostrego przyśpieszania, a wybielone futro miało już czarno-szare odrosty.
— Wróg ma nad nami przewagę liczebną — oznajmił. — Kiedy dołączą eskadry z Zerafan, będę dysponował pięćdziesięcioma czterema statkami. Kiedy Elkizer dołączy do Fanaghee, będzie miała pięćdziesiąt dziewięć statków, a możemy założyć, że eskadry z Naxas i Felarus dołączą do niej również.
— Zakłada pan, że Fanaghee zdąży przed pańskim przybyciem dostosować wszystkie statki do wymagań Naksydów.
— Milordzie, nie mogę sobie pozwolić na inne myślenie — oznajmił Jarlath.
— I zakłada pan także, że Fanaghee zdoła obsadzić wszystkie zagarnięte okręty?
Jarlath omawiał to już kilkanaście razy ze swymi sztabowcami. Teraz mózg rozsadzał mu tępy ból.
— Jej personel będzie przepracowany, wykończony, ale można to zrobić — odparł. — Jeśli odciągnie załogi ze stacji pierściennej, będzie miała odpowiednią obsadę bojową na statkach, choć my będziemy skuteczniej naprawiać uszkodzenia.
— Ale jeśli uszczupli ekipy stacji, nie będzie miała dokerów do przeróbek przejętych jednostek.
— Może przywieźć robotników z planety. Większość mieszkańców Magarii to Naksydzi i musimy zakładać, że sympatyzują z wrogim Komitetem.
— Zapomniał pan, że ma pan eskadrę pancerników. Jarlath zamknął znużone oczy.
— Nie zapomniałem.
— Ma pan sześć okrętów klasy Praxis, a wróg tylko jeden. — W głosie Torka pobrzmiewał metaliczny, triumfalny ton. — Każdy pancernik jest równy eskadrze!
Więc wyślijmy same pancerniki i odnieśmy wspaniałe zwycięstwo, pomyślał ironicznie Jarlath, ale stłumił swój gniew. Zmęczonymi mięśniami rozwarł z wysiłkiem powieki.
— Celny pocisk z antymaterii zniszczy pancernik równie łatwo jak fregatę — odparł.
— Jesteś zbyt ostrożny, lordzie dowódco.
Jarlath pozwolił, by dwukrotne przeciążenie odciągnęło mu wargi z kłów. Dosyć tego dobrego!
— Jeśli lordowie z Zarządu dadzą mi bezpośredni rozkaz ataku, pisemny rozkaz, oczywiście usłucham — oświadczył.
Członkowie Zarządu zamilkli na długą chwilę. Potem przemówił lord Chen.
— Proszę, niech pan zrozumie, że Konwokacja bardzo się niepokoi. Upadek Magarii skutecznie odciął nas od jednej trzeciej imperium. Wielu z nas ma przyjaciół, klientów i interesy w obszarze kontrolowanym przez buntowników.
Sam lord Chen wydawał się bardzo zaniepokojony. Jarlath pamiętał, że spółka okrętowa lorda Chen prawdopodobnie miała wiele statków i ładunków w kosmosie kontrolowanym przez wroga.
— Też mam przyjaciół po drugiej stronie Magarii — oznajmił. — Zmarnowanie Floty Macierzystej w niczym im nie pomoże.
Kiedy zebranie się skończyło, Jarlath zastanawiał się, czy może to on się myli, a inni mają rację. Jedno wielkie uderzenie po Magarii mogło równie dobrze zakończyć bunt. Może Naksydzi nie są gotowi? Jarlath naprawdę chciał przeprowadzić ten atak, ale ocena sił nakazywała ostrożność. Osiem dni później silniki grzały, przyśpieszenie rosło, gdy Jarlath obracał statki dookoła Vandrith, by zawrócić ku Zanshaa. Leciał z szybkością jednej czternastej szybkości światła i w dalszym ciągu miał przyśpieszać i wykonywać manewry procowe, aż osiągnie przynajmniej 0,5 c, co wystarczy, by uniknąć natychmiastowego zniszczenia przez jakiś statek Fanaghee, wlatujący tu z Magarii z prędkością osiemdziesięciu procent szybkości światła.
Читать дальше