— Żeni pan P.J. z jedną z tych sióstr, prawda, lordzie?
Lord Pierre wzruszył ramionami.
— P.J. musi się kiedyś ożenić. Martinezowie to najwięcej, na co może liczyć.
Lord Chen poprowadził Pierre’a do klubu w holu, gdzie prawodawcy spotykali się z klientami lub rodziną, stłoczeni na miękkim dywanie przed barem. Przechwycił wzrokiem spojrzenie jednego z kelnerów i zamówił dwa razy to co zwykle.
— Przypuszczam, że rodzina Martinezów jest bardzo bogata — powiedział.
— I będąc tutaj, robią wszystko, żeby to okazać — odparł lord Pierre kwaśno.
— Nie zauważyłem, żeby byli przy tym prostaccy. Nie popełniają raczej błędów typowych dla nuworyszy.
Po chwili wahania lord Pierre przyznał mu rację.
— Rzeczywiście żadnych faux pas — stwierdził. — Tylko ten akcent!
— Lord Roland mówił mi, że nosi się z zamiarem otwarcia Chee i Pankhursta.
Lord Pierre spojrzał ze zdziwieniem na swego rozmówcę.
— Powiedział mi o tym zaledwie parę dni temu. Nie miałem czasu przyjrzeć się projektowi.
— Mam wrażenie, że jest kompletny.
— Powinien mi pozwolić na zaprezentowanie go ludziom, gdy go tylko przeanalizuję. Ci Martinezowie zawsze się śpieszą. — Lord Pierre pokręcił głową. — Nie mają cierpliwości, wyczucia okazji. W gorącej wodzie kąpani. Ojciec mi mówił, że tak samo było z ich ojcem, obecnym lordem Martinezem.
— Lord Roland ma ograniczony czas na Zanshaa. Jestem pewien, że przed wyjazdem chce nadać bieg tej sprawie. I naprawdę dobrze się przygotował.
Przyniesiono drinki. Lord Pierre uniósł kieliszek do ust, upił trochę, po czym spytał z wahaniem:
— Lordzie Chen, dlaczego cię interesuje Roland Martinez?
Lord Chen rozłożył ręce.
— Po prostu wydaje mi się on bardzo… wnikliwym młodzieńcem. Rozpatrzył kilka projektów, które się z jakichś powodów zatkały, na przykład z powodu niepewnej sytuacji, bezwładności czy śmierci Wielkiego Pana. Uwzględnił stację na Choyon, która całe wieki temu powinna być rozbudowana do pełnego pierścienia antymaterii.
Wypukłe oczy lorda Pierre’a patrzyły nieruchomo na Maurice’a Chena.
— Masz interesy frachtowe na Choyon — powiedział.
— Mam też statki, które mógłbym wynająć na dłuższy czas do pomocy w zasiedlaniu Chee i Pankhursta.
— Aha. — Lord Pierre, zamyślony, pociągnął długi łyk z kieliszka i wydawało się, że przełykając, żuje drinka. — Skoro już nabrałeś takiego zainteresowania klanem Martinezów — powiedział — to może byś jakoś pomógł lordowi Garethowi.
— Lordowi Garethowi potrzebna jest pomoc?
— Lordowi Garethowi potrzebny jest awans. Od kiedy moja stryjeczna babka przeszła na emeryturę, nie mam w rodzinie nikogo, kto byłby w stanie mu pomóc. — Zaciśnięte usta miały jakoby wyrażać uśmiech. — Ale ty, o ile pamiętam, masz w rodzinie dowódcę eskadry.
— Siostrę Michi.
— O ile pamiętam, twoja córka wychodzi za mąż za kapitana.
— Ale lord Richard nie może nikogo awansować na szczebel dowódczy. Sam obecnie nie zajmuje żadnego stanowiska dowódczego.
— Twoja siostra może to zrobić i robi takie rzeczy.
— Niewykluczone, że może. — Lord Chen nie przedstawił kategorycznej deklaracji. — Zapytam ją, co jest w stanie zrobić.
— Będę ci winien wdzięczność.
— A ty już masz moją za pozwolenie, bym cię zanudzał tymi sprawami.
— O, to nic takiego.
Opuściwszy później salę klubu, Maurice Chen wspominał całą rozmowę i doszedł do wniosku, że sprawy poszły bardzo dobrze.
Żeby teraz tylko opuścić tę Oceanografię i Zalesianie i dostać się do czegoś bardziej użytecznego!
* * *
Sula wzniosła toast na cześć nowo mianowanego podporucznika lorda Jeremy’ego Foote’a i życzyła mu powodzenia. Mimo jej protestów Foote nalegał, by dała sobie napełnić kieliszek szampanem, więc teraz tylko zwilżyła usta i odstawiła naczynie.
— Dziękuję — powiedział Foote. — Jestem wdzięczny, że wszyscy przybyliście na tę pożegnalną kolację. — Posłał promienny biały uśmiech. — Ciekawe, ilu by przyszło, gdyby nie była na mój koszt.
Sula pozwoliła sobie na uśmiech, gdy goście — zgodnie z oczekiwaniami — wydali odgłosy rozbawienia.
Byłoby nieuprzejmie odmówić Footemu. Flota nie zatrudniła jej nigdzie, jeśli nie liczyć noszenia przesyłek Dowództwa, więc każdego dnia, chcąc nie chcąc, pojawiała się w klubie kadetów. Foote kilkakrotnie usiłował zaciągnąć ją do łóżka oraz — równie bezskutecznie — zmusić do wykonania jego pracy, ale chyba zrozumiał, że nie jest zainteresowana tymi gierkami, więc zaczął ją traktować z braterskim pobłażaniem, w nadziei że ją zirytuje. Dotychczas udało im się przetrwać bez wbijania sobie wzajemnie sztyletów i doszła do wniosku, że jest to warte paru toastów — zwłaszcza że już nigdy więcej nie będzie musiała wznosić jakichkolwiek toastów na jego cześć.
Musiała przyznać, że dobrze się prezentował w nowym białym mundurze z ciemnozielonymi mankietami i kołnierzem oraz z jasnym wąskim pasem podporucznika na epoletach. Foote nie zrobił nic tak niemodnego, jak zdawanie egzaminów porucznikowskich: jego wuj, starszy kapitan, dowódca „Bombardowania Delhi”, mógł corocznie awansować dwóch kadetów na stopień porucznika, o ile tylko miał wakat na swoim statku, i Foote od dawna był przewidziany na jedno z miejsc. Jutro miał podjąć obowiązki oficera nawigacyjnego, a komputer oraz dobrze wyszkoleni podwładni mieli go oczywiście wspomagać, by nie skierował ciężkiego krążownika prosto w najbliższą gwiazdę.
Foote wydał wspaniałe przyjęcie. Wynajął salę w osiemsetletniej restauracji Nowy Most, w Górnym Mieście, sprowadził sześcioosobowy zespół muzyczny, który grał tak żywiołowo, że aż drżała podłoga. Podano czternaście potraw, jak policzyła, a alkoholu było w bród. Kadet Parker chyba zamówił sobie kobietę wraz z jedzeniem i piciem — nigdy nie spotkała żadnej kobiety, która by za darmo ubrała się w taki sposób. Sula zastanawiała się, czy Foote płaci również za to.
Gdy Foote zaczynał zbierać gości i wpychać ich pod długi stół, by mogli odśpiewać kanonem „Gratulacje” z „Lord Fizz ma urlop”, opuściła swoje miejsce, otworzyła wysokie drzwi i wyszła na balkon. Uchwyciła się barierki z kutego żelaza i polerowanego mosiądzu; z tyłu słyszała pijackie śpiewy, w dole widziała nocny miejski ruch. Parowie, pieszo lub jadąc, odbywali conocną rundę po przyjęciach, kolacjach i spotkaniach; służący, słaniając się ze zmęczenia, podążali do kolejki linowej, która zabierze ich do domów w Dolnym Mieście; grupa młodzieży szła tanecznym krokiem ku nocnej przygodzie.
Sporo czasu upłynęło od chwil, kiedy Sula wraz ze znajomymi szukała podobnych przygód. Czy brakuje mi tego? — zastanawiała się.
Czasami. Czasami bardzo jej tego brakowało.
Raz spotkała Martineza, w „Imperialu” na przedstawieniu „Elegia na cześć Kho-So” — w okresie miesięcznej żałoby po śmierci Wielkiego Pana pozwalano najwyżej na tego rodzaju rozrywki. Sula siedziała w loży rodziny Li wraz z lady Amitą i jej znajomymi. Dostrzegła Martineza w fotelach amfiteatru poniżej, w towarzystwie kobiety o talii jak osa i błyszczących ciemnych włosach. A więc to jest jego typ, pomyślała, ale natychmiast pożałowała tego niesprawiedliwego sądu. Przecież Martinez jej okazywał, że mu się podoba, póki ona sama wszystkiego nie zepsuła.
Nie sądziła, żeby ją zauważył. W czasie przerwy została w loży i rozmawiała z lady Amitą, a po zakończeniu przedstawienia opóźniała wyjście.
Читать дальше