„Korona” przybyła do bazy tuż po rozpoczęciu manewrów i Tarafah ku swemu zaniepokojeniu dowiedział się, że przydzielono go do drugiego zespołu, gdzie będzie najmniejszym statkiem. Pozostałe dwa to krążowniki średniej i małej klasy.
Nieczęsto przeprowadzano manewry floty. Eskadry musiały wcześniej, przez co najmniej miesiąc, lecieć z dużym przyśpieszeniem, a po manewrach równie długo poddawać się opóźnianiu. Dotychczas Martinez uczestniczył w manewrach tylko raz, całe lata temu, jako młody kadet na „Dandaphis”.
Ostre strzelanie, zwłaszcza bez wcześniejszej zapowiedzi, nie było mocną stroną Tarafaha. Martinez nie zdziwił się więc, gdy usłyszał napięcie w głosie kapitana, wydającego rozkazy zbrojeniowcowi.
— Zbrojownia, to są ćwiczenia — mówił Tarafah zgodnie z zasadami. — Wycelować salwę w lecący z tyłu krążownik wroga. To są ćwiczenia.
— To są ćwiczenia, lordzie. Salwa w lecący z tyłu krążownik wroga.
— Zbrojownia, to są ćwiczenia. Odpalić pierwszą salwę. Zapadła krótka cisza, gdy wyrzutnia magnetyczna wystrzeliła pociski w kosmos — w sterowni nie odczuto oczywiście żadnych efektów odrzutu — po czym silniki sterujące na paliwo stałe wyprowadziły pociski na bezpieczną odległość, gdzie włączyły się silniki antymaterii. Po chwili kadet Kelly pomknęła za nimi w szalupie.
— Pierwsza salwa w drodze, lordzie kaporze. Pierwsza szalupa w drodze. — Po chwili przerwy Kelly dodała: — To są ćwiczenia.
Martinez spojrzał w róg swego ekranu, gdzie miał obraz ze zbrojowni. Nic się tam nie działo — dobry znak — a wszyscy zbrojeniowcy byli bezpiecznie pochowani w swych utwardzonych schronach.
Pociski leciały po zaprogramowanych trajektoriach, za nimi gnała szalupa, która miała je pozbierać. Oczywiście nie eksplodują — chyba że w zbrojowni ktoś coś poważnie popsuł — ale efekty ich działania — zakładane efekty — zostaną zasymulowane.
Choć i tak nie miało znaczenia to, co zrobiłyby pociski. Los wszystkich statków i ich pocisków został już przesądzony. Dowódca Floty Fanaghee i jej sztab przez wiele godzin opracowywali scenariusz manewrów w najdrobniejszych szczegółach. Dwie eskadry Naksydów — grające rolę „obrońców Praxis” miały utrzymać jedną z bram wormholi zagrożoną akcją „rebeliantów”; naturalnie Praxis i eskadry Fanaghee musiały triumfować.
„Korona” wraz z drugą dywizją miały atakować lekką eskadrę wroga. Pierwsze salwy wystrzelone przez każdą ze stron powinny anihilować się nawzajem w symulowanych rozbryzgach promieniowania antymaterii, wprowadzając dezorientację czujników i maskując działania wrogów. W istocie pociski nie wybuchną, a konfuzja czujników zostanie zaprogramowana. Druga wraża salwa miała głównie paść ofiarą obrony bezpośredniej, ale ponieważ zostanie zdetonowana dość blisko „Korony”, zniszczy jedną ze zbrojowni, co wymusi opróżnienie jednego z zasobników antymaterii, a więc da to okazję do przeprowadzenia ćwiczeń służb technicznych fregaty.
„Korona” będzie walczyła dalej: wystrzeli kilka dodatkowych serii pocisków, aż zostanie unicestwiona przez nadciągającą kanonadę ze statku flagowego dokładnie o godzinie 29:00:021. Cała bitwa mogłaby być załadowana do statkowych komputerów i rozegrana tak, że ani jeden oficer nie musiałby wydawać żadnego rozkazu, ale to było zabronione. Oficerowie powinni trenować wydawanie rozkazów, choć rozkazy znajdowały się już wcześniej w scenariuszu.
— Zbrojownia, to są ćwiczenia. Wystrzelić drugą salwę. To są ćwiczenia.
Oficerowie bardzo skrupulatnie przestrzegali wydawania właściwych rozkazów. Ich statki i oni sami zostaną potem ocenieni w zależności od tego, jak dokładnie realizowali plan. Celem manewrów nie było wyłonienie zwycięzcy, lecz tego, kto najlepiej wykona to, co mu kazano.
— To są ćwiczenia. Salwa druga w drodze, lordzie kaporze. To są ćwiczenia.
Po informacji, że oddano dwie udane salwy, napięcie w sterowni zmalało.
— Lekka eskadra wroga wystrzeliwuje pociski — meldowała nawigatornia. — Lecą po trajektoriach w naszym kierunku. Szacowany czas uderzenia za osiem koma cztery minuty.
Pociski, o których była mowa, zostały wystrzelone kilka minut temu, ale z uwagi na ograniczoną do prędkości światła odpowiedź radaru, informacja dotarła do „Korony” dopiero teraz.
— Rozlot, lordzie kaporze! — Nawigacja z powodzeniem udawała zaskoczenie. — Wróg stosuje rozlot!
Oznaczało to, że eskadra, w którą celowano, dostrzegła nadciągające pociski i usiłowała teraz się rozproszyć. Chcąc mieć statki pod kontrolą, dowódca eskadry próbował jak najdłużej skupiać je wokół swego statku — zwykle w odległości jednej lub dwóch sekund świetlnych — ale zwarta grupa stanowiła łatwy cel i wróg jednym uderzeniem mógł zniszczyć parę statków. Kiedy się nie powinno, a kiedy należy wydać rozkaz o rozproszeniu? — to zagadnienie było stałym przedmiotem debat wśród bosmanów. Może starsi oficerowie też o tym dyskutowali — jeśli w ogóle o czymkolwiek dyskutowali — ale nie dawali nic po sobie poznać.
Tarafah wpatrywał się w displeje, marszcząc czoło.
— Zbrojownia, to są ćwiczenia. Zasilić lasery obrony bezpośredniej.
— To są ćwiczenia, lordzie kaporze. Lasery obrony punktowej zasilone.
Gdy nadciągnęła druga salwa wroga, lasery obrony punktowej wystrzeliły z małą mocą, być może trafiając nawet do celu. Trafione czy pudło — wiele dni przed wystrzeleniem salw zdecydowano, że pociski będą w większości zniszczone, więc zostały zdezaktywizowane. Trafiony czy nietrafiony, ale jeden z pocisków miał wedrzeć się poza tarczę obrony i wybuchnąć, a jego (symulowane) promieniowanie miało spalić układy sterowania drugiego silnika, wywołując potencjalny wyciek antymaterii, co wymagało opróżnienia zasobników w przestrzeń kosmiczną. Wśród innych uszkodzeń zaplanowano unieruchomienie całej baterii wyrzutni pocisków oraz zniszczenie wszystkich czujników po jednej stronie fregaty.
Na displejach Martineza rozbłysła wiadomość. Z ulgą w sercu przekazywał ją Tarafahowi:
— Ogólny komunikat ze statku flagowego „Majestat”. To określenie odróżniało go od ciężkiego krążownika, który był statkiem flagowym eskadry buntowników. — „Bombardowanie Kashmy” nie zdołał wystrzelić trzeciej szalupy. Wszystkie statki muszą postępować tak, jakby szalupa została wystrzelona.
— Komunikat odebrany — powiedział Tarafah. Ledwo potrafił ukryć zadowolenie. A więc inny statek też coś popsuł, co więcej, to statek z własnej eskadry Fanaghee.
„Korona” mogła z optymizmem patrzyć na dalszy przebieg manewrów. Nawet jeśli popełniliby poważny błąd, nie byliby w tym osamotnieni.
Poważny błąd zdarzył się dwanaście minut później, gdy bateria ośmiu wyrzutni została w symulacji uszkodzona. Obecna załoga nie mogła jej teraz naprawić, gdyż silne, nieprzewidywalne przyśpieszenia ciskałyby ludźmi o grodzie, natomiast zbrojeniowcy, bezpieczni w swych schronach o grubych ścianach, wyjęli pociski z luf za pomocą zdalnie sterowanych robotów — potężnych maszyn, zbudowanych na wzór pająków, o wielu ramionach, które zakotwiczały się na słupach, zamocowanych w poliwęglowym szkielecie statku. Roboty mogły się przesuwać od słupa do słupa, wielkie ramiona stabilizowały je podczas przyśpieszeń, a tymczasem mniejsze odnóża mogły wykonywać powierzone zadanie.
Wydawało się początkowo, że działania robotów przebiegają pomyślnie. Jeden z nich poruszał się bardzo wolno, ale precyzyjnie. Uszkodzone układy sterowania wymienił na prawidłowe i roboty zaczynały wyszarpywać pociski z luf. Potem jedna z maszyn zaczepiła się o drugą i chcąc się uwolnić, rozpruła tamtej centralny zbiornik hydrauliczny. Wytrysnął stamtąd płyn w pozbawioną grawitacji komorę pocisków, wypełniając ją idealnymi niebieskimi kulkami, i drugi robot zdechł.
Читать дальше