— Ale czy ja to wytrzymam? — Martinez westchnął. Sięgnął do mahoniowej skrzynki pod łóżkiem i wyciągnął butelkę whisky. — To ci pomoże w rozważaniach. Nie dziel się z nikim w zbrojowni.
Alikhan z powagą przyjął butelkę.
— Dziękuję, milordzie.
Martinez dopił drinka i postanowił nie nalewać sobie nowego, przynajmniej na razie. Przykład głównego zbrojeniowca działał zbyt wymownie.
— Szkoda, że to jedyna nagroda, jaką możesz otrzymać za uratowanie kapitana od kompromitacji.
— To i tak więcej, niż zwykle otrzymuję — zauważył Alikhan z dwuznacznym uśmiechem. Zasalutował i wyszedł.
Dwa dni później, po ostatnim ze spotkań, na których dowódcy ponownie rozgrywali przebieg manewrów, Dowódca Floty Fanaghee zapowiedziała Festiwal Sportu. Miał się odbyć na boiskach floty z udziałem drużyn z każdego statku. Futboliści „Korony” mieli rozegrać specjalny mecz z mistrzami Magarii z „Bombardowania Pekinu”. Tarafah zarządził intensywne treningi swojej drużyny natychmiast, nim statek zdążył jeszcze zadokować.
Gdy po tej nocy Martinez zszedł z wachty, nie poprzestał na jednym drinku.
Bank, zbudowany z granitu, był miniaturą Wielkiego Azylu; uwzględniono nawet kopułę. To miało chyba sugerować wieczne trwanie, ale teraz, po odejściu Wielkich Panów może sugerowało coś innego. Pan Wesley Weckman, menedżer trustu, młody człowiek o przedwcześnie poważnym sposobie bycia, nosił błyszczące buty nietypowego fasonu i modną bransoletę z ludzkich włosów, co sugerowało, że jego życie pozazawodowe nie jest aż tak spokojne.
— Od czasu pani wstąpienia do akademii oprocentowanie utrzymało się na wysokości trzech procent rocznie — mówił. — A ponieważ zwróciła pani bankowi większość marży, z przyjemnością informuję, że całkowita suma przekracza teraz dwadzieścia dziewięć tysięcy zenitów i będę ją mógł pani przekazać, gdyż fundusz powierniczy ma termin płatności na pani dwudzieste trzecie urodziny.
A więc za jedenaście dni. Wtedy będzie miała ponad dwudziestkę w latach ziemskich — znała kiedyś osobę, która przeliczała czas na ziemskie dni.
Sula szybko oszacowała, co może sobie kupić za dwadzieścia dziewięć tysięcy zenitów: skromne mieszkanie w Górnym Mieście lub całą kamienicę w przyzwoitej części Dolnego Miasta; skromną willę z dużym terenem na wsi.
Z tuzin strojów od najmodniejszych projektantów z Zanshaa.
Albo autentyczny karmazynowy wazon — pompadour z manufaktury Vincennes — datowany na cztery wieki przed podbojem Terry; akurat pojawi się na aukcji pod koniec miesiąca.
Sula zrozumiała, że skoro porcelana osiąga takie ceny, bomby antymaterii musiały sporo jej wytłuc.
Śmieszna fantazja: wszystkie odziedziczone pieniądze przeznaczyć na wazon. Ale Sula czuła, że ponieważ długo i ciężko pracowała, teraz zasługuje na odrobinę nieracjonalności.
— Co muszę zrobić, żeby podjąć kapitał? — spytała.
— Wypełnić formularze. Jeśli pani chce, mogę je teraz przygotować, a na pani urodziny decyzja się uprawomocni.
Sula uśmiechnęła się.
— Czemu nie.
Weckman wydrukował potrzebne dokumenty i podał je Suli wraz z grubym piórem ze złotą stalówką. Zaktywizował czytnik odcisku kciuka i podsunął go Suli.
— Mają państwo mój odcisk kciuka? — zapytała zdziwiona. — Sprzed tylu lat?
Weckman spojrzał na ekran, by się upewnić.
— Tak, oczywiście.
— Nie pamiętam, żebym go składała. — Sula skrzyżowała nogi i położywszy na udach papiery, zaczęła je uważnie czytać. Potem przeniosła dokumenty na biurko i zawiesiła pióro nad linią, gdzie należało złożyć podpis, i zawahała się.
— Proszę pana, i tak nie wiem, co mam zrobić z tymi pieniędzmi.
— Bank zatrudnia kilku doradców inwestycyjnych — poinformował Weckman. — Mogę pani przedstawić panią Mandolin… widzę, że właśnie siedzi przy biurku.
Sula zamknęła pióro.
— Problem polega na tym, że jestem przejazdem. Nie wiem nawet, jakie zadanie teraz dostanę. — Położyła pióro na biurku przed Weckmanem. — Może po prostu zostawię całą sumę w funduszu powierniczym, przynajmniej do czasu awansu na porucznika.
— W takim razie nie musi pani niczego wypełniać.
— Czy mogłabym zatrzymać te papiery?
— Naturalnie.
Wstała, Weckman skłonił się, odprowadzając ją do drzwi.
Co ja bym zrobiła z tym wazonem? — myślała. Nie mam nawet własnych kwiatów.
Postanowiła ponownie odwiedzić dom aukcyjny i się pożegnać.
Nie powinnam być aż tak głupia i pozwalać sobie na pewne marzenia, pomyślała.
— Do rzeki z nim — powiedziała Gredel. — Postarajcie się tylko, żeby nie wypłynął.
Kulas spojrzał na nią, w oczach miał dziwne współczucie. Objął ją i pocałował w policzek.
— Postaram się dla ciebie. Wszystko będzie w porządku — obiecał.
Nie, zrobisz znacznie więcej, pomyślała.
Następnego ranka Nelda ją wyrzuciła. Spojrzała na nią spod grubego szarego plastra leczącego, którym zakleiła ranę na czole, i oznajmiła:
— Po prostu nie mogę cię tu dłużej trzymać. Nie mogę.
Przez chwilę Gredel zastanawiała się przerażona, czy przypadkiem ciało Antony’ego nie wypłynęło pod Starym Mostem Iola, ale zaraz zdała sobie sprawę, że nie o to chodzi. Poprzedniego wieczoru Nelda stanęła przed pytaniem, kogo bardziej kocha, Antony’ego czy Gredel. Wybrała Antony’ego, choć teraz już nie wchodził w rachubę.
Gredel poszła do matki. Wszelkie zastrzeżenia Avy zniknęły, gdy tylko zobaczyła siniaka na policzku córki. Gredel opowiedziała, co się wydarzyło, oczywiście nie pisnęła ani słowem o tym, co zrobił dla niej Kulas. Ava wzięła ją w ramiona i stwierdziła, że jest z niej dumna. Potem przez dłuższy czas rozmaitymi kosmetykami maskowała ciemną plamę na twarzy córki.
Wreszcie zabrała ją do Maranie Town, na lody do Bonifacia.
Ava, Kulas i Panda pomogli przenieść do mieszkania Avy rzeczy Gredel: pudła i naręcza ubrań, które Gredel dostała od Kulasa i Caro, bluzki, spodnie i spódnice, płaszcze i peleryny, kapelusze, buty, biżuterię. Już dawno te przedmioty wylały się z szafy w pokoju Gredel u Neldy, a teraz leżały starannie złożone na starym, wytartym dywanie.
Na Pandzie zrobił wrażenie porządek, jaki Gredel utrzymywała w tym wszystkim.
— Masz swój system — zauważył.
Ava była obecnie w lepszej sytuacji niż zwykle. Jej mężczyzna był żonaty, odwiedzał ją w określonych regularnych terminach, i nie miał nic przeciwko temu, że spędzała wolny czas z rodziną czy znajomymi. Ava nie miała zbyt wielu znajomych — poprzedni mężczyźni nie pozwalali jej na to — więc bardzo chętnie przebywała teraz z córką.
Kulas był rozczarowany, że Gredel nie chce się przenieść do któregoś z jego mieszkań.
— Potrzebuję teraz matki — wyjaśniła, i to mu najwyraźniej wystarczyło.
Nie chcę żyć z człowiekiem, którego wkrótce zabiją — tak to sobie tłumaczyła. Zastanawiała się jednak, czy jest zobowiązana żyć z człowiekiem, który dla niej zabił.
Również Caro była rozczarowana.
— Mogłabyś się przeprowadzić do mnie! — powiedziała.
Gredel była tą propozycją zachwycona.
— Nie miałabyś nic przeciwko temu?
— Skądże! — zawołała Caro entuzjastycznie. — Byłybyśmy jak siostry! Robiły razem zakupy i wychodziły… zabawić się.
Przez wiele dni Gredel napawała się ciepłem, z jakim traktowały ją matka i Caro. Cały czas przebywała z którąś z nich, tak że Kulas był zazdrosny, a przynajmniej udawał zazdrość. Kulasa trudno było czasami rozgryźć.
Читать дальше