— Caro cię porwała — powiedział półżartem w rozmowie telefonicznej. — Wyślę chyba swoich chłopaków, żeby cię odbili.
Gdy do Avy przychodził jej mężczyzna, Gredel przenosiła się na noc do Caro. W obszernym łóżku było dużo miejsca. Przekonała się, że Caro nie tyle zasypia, co wprowadza się w stan śpiączki — ładuje endorfiny w iniektor i bierze jedną dawkę po drugiej, aż traci przytomność. Gredel obserwowała to z przerażeniem.
— Po co to robisz? — spytała pewnej nocy, gdy Caro sięgnęła po iniektor.
Caro spojrzała na nią wściekle.
— Bo lubię — warknęła. — Bez tego nie zasnę.
Gredel aż się cofnęła przed jej wzrokiem. Nie chciała, żeby Caro się na nią rzuciła, jak rzucała się na innych ludzi. Pewnego wieczoru Kulas zabrał je obie na imprezę.
— Muszę zabrać również Caro, bo inaczej nigdy cię nie zobaczę — powiedział.
Przyjęcie odbywało się z następującej okazji: Kulas pożyczył pieniądze na uruchomienie restauracji i klubu, ale ludzie nie potrafili prowadzić biznesu, więc go przejął; odziedziczył cały zapas wódki i wielką jak pokój lodówkę jedzenia; postanowił tego nie zmarnować i zaprosił prawie wszystkich swoich znajomych. Zapłacił kelnerom za dodatkowy wieczór pracy i oznajmił gościom, że jedzenie i picie jest za darmo.
— Dziś się bawimy, a jutro zaczynam szukać nowych zarządców.
Później Gredel już nigdy nie uczestniczyła w tak wielkim przyjęciu z Kulasem i jego chłopakami. Obszerna sala, mnóstwo jedzenia, muzyka, rozbawieni ludzie; śmiech odbijał się od zardzewiałego, wzmocnionego stalowego sufitu — to nie była dekoracja, lecz pozostałość konstrukcji, która kiedyś musiała wytrzymywać ciężar potężnych maszyn. Gredel nie piła, ale była podochocona, mając wokół siebie tylu ludzi, którzy chłonęli nastrój zabawy wraz z mnóstwem darmowego alkoholu. Tańczyła, a jej umysł wirował wraz z ciałem, doskonale prowadzonym po parkiecie przez Kulasa, który poruszał się bardzo elegancko. Chłopak nachylił się i szepnął jej do ucha.
— Ziemianko, przenieś się do mnie.
— Na razie nie. — Z uśmiechem potrząsnęła głową.
— Chcę się z tobą ożenić, mieć dzieci.
Przyjemny dreszcz zagrał na kręgosłupie Gredel. Nie odpowiedziała, tylko objęła kark Kulasa i położyła mu głowę na ramieniu.
Niezupełnie pojmowała, jak to jest, że zasługuje na tyle miłości. Kulas, Caro, matka wypełniali w niej jakąś przerażającą pustkę, której istnienia sobie nie uświadamiała, póki ci ludzie nie obdarzyli jej ciepłem i czułością.
Kulas tańczył również z Caro, a raczej prowadził ją po parkiecie, ona zaś po swojemu podrygiwała. Dobrze się bawiła. Wypiła tylko parę butelek wina — co jak na nią było umiarkowanie — a przez resztę wieczoru tańczyła z Kulasem i jego chłopakami. Gdy wyszli z klubu, pocałowała Kulasa wylewnie, dziękując mu za zaproszenie. Kulas objął i ją, i Gredel.
— Chciałem tylko, żeby moje piękne siostry zobaczyły dobrą zabawę.
Zawieźli Caro do jej apartamentu, a potem zamierzali wrócić do fabsów i spędzić wczesny ranek w jednym z mieszkań Kulasa, ale w samochodzie Caro ociągała się, wysuwała do przodu z tylnego siedzenia, wkładając głowę i barki między Kulasa i Gredel. Przekomarzali się i zaśmiewali, a portier czekał w westybulu, aż lady Sula przejdzie przez drzwi. W końcu Kulas powiedział, że czas iść.
— Po co macie jechać do fabsów? Możecie przespać się w moim łóżku, a ja zajmę kanapę — zaproponowała Caro.
Kulas spojrzał na nią.
— Nie chciałbym wyrzucać pięknej kobiety z łóżka.
Caro zaśmiała się głośno, odwróciła i pocałowała Gredel w policzek.
— To zależy od Gredel.
Aha, pomyślała Gredel, zdziwiona i nie zdziwiona zarazem. Kulas, jak się wydawało, czekał na zwrot inwestycji. Gredel namyślała się chwilę, a potem wzruszyła ramionami.
— Nie mam nic przeciwko temu.
Zatem Kulas zabrał ją i Caro do apartamentu na górze i uprawiał seks z obiema. Gredel widziała blady tyłek swego chłopaka, podskakujący w górę i w dół nad ciałem Caro, i zastanawiała się, dlaczego patrzy na to obojętnie.
Bo go nie kocham, doszła do wniosku. Gdybym go kochała, nie byłabym obojętna.
A może Caro go kocha? — pomyślała. Może Caro zechciałaby zostać z nim w fabsach, a ona, Gredel, zajmie jej miejsce w akademii i poleci na Ziemię.
Może takie rozwiązanie wszystkich by zadowoliło?
* * *
Następnego dnia, gdy Kulas wyszedł, Caro się usprawiedliwiała.
— Byłam wczoraj okropna. Nie wiem, co sobie o mnie myślisz.
— Nic takiego. — Gredel składała jej ubrania. Sprzątam po orgii, pomyślała.
— Czasami jestem taka wstrętna. Na pewno podejrzewasz, że próbuję ci ukraść Kulasa.
— Nie podejrzewam.
Caro podeszła z tyłu do Gredel i objęła ją rękoma. Oparła głowę na jej ramieniu i szeptała głosem małej dziewczynki:
— Wybaczysz mi?
— Oczywiście — odparła Gredel.
Nagle w Caro wstąpiła energia. Dziewczyna podskakiwała na dywanie, na którym Gredel porządkowała ubrania.
— Wynagrodzę ci to! Zabiorę cię, gdzie tylko chcesz! Pójdziemy na zakupy?
Gredel rozważała propozycję. Nie potrzebowała nowych rzeczy; te, które już miała, nieco ją przytłaczały, ale lubiła obserwować Caro, której sprawiało przyjemność kupowanie prezentów. Przyszła jej do głowy inna myśl.
— Chodźmy do Godfreya. Oczy Caro zabłysły.
— Świetnie!
Dzień upłynął im wspaniale. Zbliżało się lato i lekkie powiewy docierały przez żaluzje do prywatnych pokojów Godfreya. Wietrzyk otaczał ciało Gredel kwiatowymi wonnościami. Zaczęły od łaźni parowej, potem przyszły maseczki i balsamy oraz masaż od czubka głowy do stóp. Po zabiegach odpoczywały na leżankach, rozmawiając i chichocząc, popijały sok owocowy, muskał je wietrzyk, a uśmiechnięte młode kobiety robiły im manikiur i pedikiur.
Każdy centymetr kwadratowy skóry Gredel emanował latem i życiem. Po powrocie do Volty Caro dała jej jeden ze swoich strojów. Śliska luksusowa tkanina zsunęła się po gładziutkim, wymasowanym ciele Gredel. Gdy Kulas przyszedł, by je zabrać na miasto, Caro włożyła dłoń Gredel w dłoń chłopaka i odprowadziła ich do drzwi.
— Bawcie się dobrze — powiedziała.
— Nie pójdziesz z nami? — spytał.
Caro tylko pokręciła głową i się zaśmiała. Zielonymi oczyma spojrzała w rozbawione oczy przyjaciółki — Gredel dostrzegła w nich sekrety, których Kulas nigdy nie posiądzie.
Gdy Caro zamknęła za nimi drzwi, Kulas przystanął na chwilę i obejrzał się.
— Czy ona się dobrze czuje? — spytał.
— Tak — odparła Gredel. — Teraz chodźmy gdzieś potańczyć. Idąc do windy, miała wrażenie, że płynie, tak lekko sunęła po podłodze. Uświadomiła sobie, że jest szczęśliwa. Szczęście nigdy przedtem nie było jej domeną, ale teraz je miała. Wystarczyło tylko usunąć Antony’ego.
Pierwsze rysy na tym błogostanie pojawiły się dwa dni później, gdy z powodu blokady kolejki z fabsów Gredel wróciła późno do apartamentów Volty. Caro chrapała w łóżku, ubrana w wyjściowy strój — prawdopodobnie nie mogła się doczekać przyjaciółki, bo na podłodze stała pusta butelka po winie, a przy jej prawej dłoni leżał iniektor.
Gredel zawołała ją po imieniu, potem nią potrząsnęła, ale dziewczyna nie reagowała. Była blada, ciało miała chłodne, niebieskawe.
Chrapnęła głośno, przeciągle, jakby nalegająco. Serce Gredel skoczyło. Wzięła iniektor i sprawdzała zawartość: analog endorfiny o nazwie fenyldorfina-zet.
Читать дальше