Nagrzane słońcem, duszne pomieszczenie silnie pachniało amoniakiem. Kulas poprowadził ją do łóżka. Usiadła, on jednak nie mógł się odprężyć: chodził w kółko po wąskiej klitce krokiem nierównym, zdradzającym niepokój, potknięcia zakłócały jego zwykle eleganckie, pełne wdzięku ruchy.
— Przepraszam za to wszystko — powiedział. — Ale coś się wydarzyło.
— Patrol cię szuka?
— Nie wiem. — Lekko krzywił usta. — Wczoraj zatrzymali Bourdelle’a. Aresztował go Legion Prawomyślności, a nie Patrol, więc zarzucają mu coś poważnego, zagrożonego egzekucją. Mamy wiadomość, że próbuje negocjować z biurem prefekta. — Usta Kulasa znów się skrzywiły. Linkboje nie negocjowali z prefektem: mieli przyjąć karę w milczeniu.
— Nie wiemy, co im chce zaproponować — mówił Kulas. — Ale on ma link bezpośrednio do mnie i mógłby sprzedać albo mnie, albo któregoś z chłopaków. — Przystanął, podrapał się po brodzie. Jego czoło lśniło od potu. — Muszę się upewnić, że to nie chodzi o mnie.
— Rozumiem — odparła Gredel.
Kulas spojrzał na nią rozpalonym wzrokiem.
— Od teraz nie wolno ci do mnie dzwonić. Ja też nie mogę do ciebie dzwonić. Nie możemy się razem pokazywać. Gdy będziesz mi potrzebna, poślę po ciebie do mieszkania Caro.
Gredel spojrzała na niego.
— Ale… kiedy?
— Kiedy… będziesz… mi… potrzebna — powtórzył z naciskiem. — Nie wiem kiedy. Musisz tam czekać, gdy będę cię potrzebował.
— Tak — odparła Gredel. W głowie jej się kręciło. — Będę tam. Usiadł obok niej na łóżku i ją objął.
— Tęskniłem za tobą, Ziemianko. Bardzo cię teraz pragnę.
Pocałowała go. Skórę miał rozpaloną. Czuła jego strach. Niezręcznymi palcami zaczął rozpinać jej bluzkę. Niedługo umrzesz, pomyślała Gredel.
Chyba że ona odbędzie karę zamiast niego, tak jak Ava zapłaciła za przewinienia swego mężczyzny.
Musi sama zacząć o siebie dbać, nim będzie za późno.
Gdy wychodziła od Kulasa, dał jej dwieście zenitów gotówką.
— Nie mogę ci teraz niczego kupić, więc sama kup sobie coś ładnego na prezent ode mnie, dobrze, Ziemianko?
Wspomniała zarzut Antony’ego, że puszcza się za pieniądze. Teraz nie mogłaby temu zaprzeczyć.
Jeden z chłopaków Kulasa zawiózł ją do mieszkania matki. Gredel nie pojechała windą, lecz poszła piechotą schodami, by zyskać czas na refleksje. Docierając pod drzwi mieszkania, miała zarys pewnego pomysłu.
Najpierw jednak musiała opowiedzieć matce o Kulasie i wyjaśnić, dlaczego musi się przenieść do Caro.
— Oczywiście, kochanie. — Ava ścisnęła dłonie córki. — Oczywiście musisz iść.
Ava wie, co znaczy lojalność wobec mężczyzny, myślała Gredel. Była aresztowana i skazana na lata zesłania na wieś za mężczyznę, którego prawie wcale potem nie widywała. Całe życie czekała samotnie na tego czy innego faceta. Była piękna, ale w jasnym świetle Gredel widziała pierwsze zmarszczki na twarzy matki, lekkie bruzdy w kącikach oczu i ust. Z latami się powiększą. Gdy zniknie uroda, znikną też mężczyźni.
Ava uzależniła swój los od urody i od mężczyzn, a na dłuższą metę nie można było polegać ani na jednym, ani na drugim. Jeśli zostanę z Kulasem czy z innym chłopakiem, pójdę w ślady matki, myślała Gredel.
Następnego ranka poszła z dwiema torbami do Caro. Caro spała tak głęboko, że nie reagowała na hałasy, gdy Gredel brała z sypialni jej portfel z identyfikatorem. Potem Gredel poszła do banku, gdzie otworzyła rachunek na nazwisko Caroline, lady Sula, i złożyła trzy czwarte sumy otrzymanej od Kulasa.
Poproszono ją o odcisk kciuka — dała go.
— Milordzie? Oglądam przekazy i rekrut Lavoisier mówi coś o kapitanie… nie jestem pewna… Martinez spojrzał na displej na rękawie, z którego patrzyła gładka twarz kadet Seisho.
— Zamierza zabić kapitana? Okaleczyć? Zaatakować albo odmówić wykonania rozkazów? — zapytał.
Seisho zamrugała.
— Nie, milordzie. To… bardziej osobiste.
Bardziej osobiste? — zastanawiał się Martinez. Potem uznał, że lepiej się nie dowiadywać…
— Jeśli nie mówi o ataku, zabójstwie, nieposłuszeństwie lub sabotażu, to nie jest spisek — oznajmił. — Przepuść to.
Seisho skinęła głową.
— Tak jest, milordzie.
— Czy coś jeszcze?
— Nie, milordzie.
— Wobec tego do widzenia.
Rękaw wrócił do zwykłej żałobnej bladości. Martinez zajął się swą normalną pracą — czy raczej pracą Koslowskiego. Pierwszy oficer poszedł z drużyną na trening, więc Martinez pełnił wachty za siebie i za niego.
Współpraca z zespołem łączyła się nie tylko z zastępstwami na wachtach. Martineza wsadzono do piekielnej liczby komisji i przydzielono mu rozliczne obowiązki. Był Oficerem Działu Kultury i Biblioteki, Oficerem Służb Porządkowych i Oficerem Zabezpieczeń Kryptograficznych — kryptografia przynajmniej należała do jego specjalności. Był członkiem Komisji Doradczej do Spraw Mesy Oficerskiej i Komisji Doradczej do Spraw Mesy Załogi. Był w Komisji Pokładowej i Komisji Egzaminacyjnej dla Załogi, a także Komisji Kryptograficznej.
Był w Komisji Wsparcia, która miała ulżyć ludziom w trudnej sytuacji, co oznaczało, że członkowie załogi wciąż go prześladowali opowiadaniami o swych nieszczęściach, w nadziei na otrzymanie pieniędzy.
Na dodatek był także oficerem zobowiązanym do cenzurowania statkowej poczty — zadanie to chętnie spychał na Seisho i dwoje innych kadetów.
W istocie przekazywał kadetom i kilku bardziej solidnym bosmanom jak najwięcej obowiązków, jednak wszystkie sprawy związane ze sprzętem i funduszami trzymał we własnych rękach.
Obecnie zajmował się zapasami i funduszami mesy oficerskiej. Od trzech poruczników wymagano wnoszenia składek na mesę. Większość sum wydawano na alkohol i delikatesy, choć część pieniędzy niezbyt legalnie przeznaczano na utrzymanie stylowego stewarda mesy — w życiu cywilnym zawodowego kucharza. Spore sumy wydawano chyba na futbolowy totalizator, ale ponieważ „Korona” w tym sezonie odnosiła sukcesy i większość zakładów kończyła się wygraną, nie stwarzało to większych problemów.
Problemem natomiast był stan magazynu. Mesa oficerska zapłaciła za sporo rzeczy, które zniknęły ze spiżarni. Możliwe, że podkradała je załoga. Jednak to mało prawdopodobne — zapasy trzymano osobno pod kluczem. Niewykluczone też, że podbierał je steward, który posiadał klucz. Ponieważ jednak większość artykułów zginęła w czasie, gdy „Korona” pozostawała zadokowana w stacji pierściennej Magarii, Martinez podejrzewał, że to sami oficerowie wynoszą te rzeczy, może na prezenty dla przyjaciółek na stacji bądź w naziemnych miastach przy windach.
Dlaczego w takim razie oficerowie nie kwitowali zabranych produktów? Przecież sami za nie zapłacili.
Martinez widział je na własne oczy. Sam podpisywał ich przyjęcie. A teraz zniknęły.
Postukał palcami w krawędź displeju. Chyba trzeba pogadać z Alikhanem.
Guzik przy lewym mankiecie zaświergotał i Martinez, który podejrzewał, że to znowu Seisho, spojrzał gniewnie na displej i polecił mu połączyć rozmowę.
— Martinez. O co chodzi? — Twarz, którą ujrzał na rękawie, odpowiedziała na jego gniewny grymas przepraszającym spojrzeniem.
— Tutaj Dietrich sprzed śluzy, milordzie. Żandarmi przyprowadzili trzech naszych ludzi z przepustki.
Dietrich był jednym z pary wartowników na służbie przy bramie do stacji pierściennej.
— Czy są pijani?
Читать дальше