Arthur Clarke - Oko czasu

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Oko czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Vis-á-vis/Etiuda, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Oko czasu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Oko czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest rok 1885. Przebywający na Granicy Północno-Zachodniej młody dziennikarz, Rudyard Kipling, jest świadkiem niezwykłego spotkania brytyjskich żołnierzy z wytworem nieprawdopodobnie zaawansowanej technologii: unoszącą się w powietrzu kulą, która wydaje się obserwować wszystko wokół. Niebawem zza okolicznego wzgórza wyłania się uszkodzony helikopter z 2037 roku…

Oko czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Oko czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wybuchły owacje, które rozprzestrzeniały się jak ogień w suchej trawie, a ludzie wymachiwali pięściami, włóczniami, mieczami. Rzucano kwiaty i na pokład statku spadł delikatny deszcz płatków.

20. Miasto namiotów

O świcie, w dwa dni po wyruszeniu, mongolski wysłannik powrócił. Wydawało się, że los kosmonautów został postanowiony.

Sabie trzeba był obudzić szturchaniem. Kola już czuwał, z oczami zapuchniętymi od bezsenności. W przesyconym stęchlizną mroku jurty, w której dzieci delikatnie chrapały na swych posłaniach, kosmonautom przyniesiono śniadanie złożone z lekko przaśnego chleba oraz miskę czegoś, co przypominało gorącą herbatę. Była aromatyczna, przypuszczalnie sporządzona z rosnących na stepie ziół i traw i okazała się zaskakująco orzeźwiająca.

Kosmonauci poruszali się sztywno. Oboje szybko powracali do siebie po pobycie na orbicie, ale Kola tęsknił za gorącym prysznicem czy chociażby możliwością umycia twarzy.

Wyprowadzono ich z jurty i pozwolono im się załatwić. Niebo pojaśniało, a pokrywa chmur wydawała się dziś stosunkowo cienka. Kilku koczowników klęczało zwróconych na południe i wschód, oddając cześć rodzącemu się dniowi. Był to jeden z niewielu publicznych przejawów ich uczuć religijnych; Mongołowie byli wyznawcami szamanizmu i wystrzegali się publicznych rytuałów, zastępując je wróżbami, egzorcyzmami i praktykami magicznymi, odbywanymi w zaciszu swych jurt.

Kosmonautów zaprowadzono do małej grupy mężczyzn. Osiodłano sześć koni, a dwa zaprzężono do małego wozu na drewnianych kołach. Konie były masywne i wyglądały na niezdyscyplinowane, podobnie jak ich właściciele, którzy rozglądali się wokół niecierpliwie, jak gdyby chcieli mieć już ten przykry obowiązek za sobą.

— W końcu stąd wyjeżdżamy — mruknęła Sabie poważnie. — Oto nadchodzimy, cywilizacjo.

— Jest takie powiedzenie — ostrzegł Kola. — Wpaść z deszczu…

— Rusz dupę.

Kosmonautów popchnięto w stronę wozu. Musieli się nań wgramolić z wciąż związanymi rękami. Kiedy usiedli na gołych deskach, zbliżył się do nich jakiś Mongoł wyglądający na siłacza nawet przy swoich pobratymcach i zaczął do nich głośno mówić. Jego chropawa twarz była pofałdowana jak mapa plastyczna.

Sabie zapytała:

— Co on mówi?

— Nie mam pojęcia. Ale pamiętam, że widzieliśmy go już przedtem. Myślę, że to ich wódz. I ma na imię Scacatai. — Wódz przyszedł im się przyjrzeć podczas pierwszych godzin niewoli.

— Ten dupek ma zamiar zbić na nas kapitał. Jakich słów wtedy użyłeś?

Darughachi. Tengri.

Sabie popatrzyła gniewnie na Scacataia.

— Chwytasz? Tengri, Tengri. Jesteśmy ambasadorami Boga. I nie mam zamiaru jechać do Domu Uciech z rękami związanymi na plecach. Rozwiąż nas albo usmażę ten twój tyłek na wolnym ogniu.

Oczywiście Scacatai nic z tego nie zrozumiał, ale ton Sabie odniósł skutek. Po dalszej niezrozumiałej dla obu stron wymianie zdań skinął na jednego ze swych synów, który rozciął więzy Sabie i Koli.

— Dobra robota — powiedział Kola, masując przeguby.

— To małe piwo — powiedziała Sabie. — Teraz następna sprawa. — Zaczęła pokazywać na Sojuz i na spadochron leżący pod jedną z jurt. — Chcę mieć to, co moje. Przynieś go do wozu. I to, co ukradłeś z Sojuza… — Musiała niemało gestykulować, żeby wytłumaczyć, o co chodzi, ale wreszcie Scacatai niechętnie kazał swym ludziom załadować spadochron, a z jurty przyniesiono część ich ekwipunku. Niebawem na wozie leżał spadochron, skafandry kosmiczne i pozostałe rzeczy. Kola sprawdził, czy są tam awaryjne zestawy medyczne i rakietnice — oraz sprzęt radioamatorski, który stanowił jedyną nić łączącą ich ze światem zewnętrznym, z Caseyem i pozostałymi w Indiach.

Sabie pogrzebała w rzeczach i wydobyła tratwę ratunkową. Wręczyła ją uroczyście Scacataiowi.

— Proszę — powiedziała. — Dar niebios. Kiedy odjedziemy, wyciągnij tę zatyczkę, o tak. Kapujesz? — Pokazała parę razy, co ma zrobić, aż stało się jasne, że Mongoł zrozumiał. Następnie skłoniła się, a Kola poszedł za jej przykładem, po czym wdrapali się na wóz.

Jeźdźcy ruszyli. Jeden z nich chwycił linę, do której były uwiązane konie ciągnące wóz i pojazd ciężko potoczył się naprzód.

— Dzięki za baraninę, koleś — zawołała Sabie.

Kola przyjrzał się jej. Stopniowo, od stanu całkowitej słabości i bezbronności, zaczynała panować nad sytuacją. Wydawało się, że w ciągu tych kilku dni po wylądowaniu wywietrzał z niej cały strach, że uczyniła to wysiłkiem woli, ale jej determinacja sprawiała, że Kola poczuł się zaniepokojony.

— Masz tupet, Sabie. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

— Kobieta nie zostanie astronautką, jeśli nie nauczy się być twarda. Zresztą fajnie jest opuszczać to miejsce w lepszym stylu, niż tu przybyliśmy…

Rozległ się głośny huk i chór pomieszanych krzyków. Scacatai wyciągnął zatyczkę tratwy ratunkowej. Mongołowie wpatrywali się z rozdziawionymi ustami w ów jasnopomarańczowy przedmiot, który nagle pojawił się znikąd. Zanim wioska znikła w oddali, dzieci zaczęły wskakiwać na nadmuchaną tratwę.

Grupa posuwała się zdumiewająco szybko naprzód. Jeźdźcy całymi godzinami jechali kłusem i Kola był pewien, że posuwając się w tym tempie zwierzęta szybko się zmęczą, ale konie były najwyraźniej nawykłe do takiej jazdy. Mongołowie posilali się na siodłach i oczekiwali, że kosmonauci uczynią to samo. Nawet nie zatrzymywali się, żeby się załatwić i Sabie i Kola nauczyli się uchylać, kiedy wiatr zwiewał w ich stronę strumień moczu któregoś z jeźdźców.

Kiedy tak podróżowali, Kola od czasu do czasu dostrzegał w oddali jakby iskry unoszące się nieruchomo nad ziemią. Zastanawiał się, czy są to owe „Oczy”, które opisywał Casey. A jeżeli tak, to czy pojawiły się na całym świecie? Chętnie by zbadał jedno z nich, ale ich szlak nigdy nie przebiegał w ich pobliżu, a Mongołowie nie przejawiali żadnego zainteresowania.

Zanim słońce znalazło się w najwyższym punkcie swej drogi, przybyli do czegoś w rodzaju stacji przesiadkowej. Było to zaledwie skupisko jurt na pustym skądinąd stepie, ale na zewnątrz stało uwiązanych kilka koni i Kola dostrzegł w oddali stado innych. Kiedy się zbliżyli, jeźdźcy pociągnęli za dzwonek i właściciele stacji wybiegli na zewnątrz. Jeźdźcy przeprowadzili z nimi szybkie pertraktacje, zmienili konie i ruszyli w dalszą drogę.

Sabie narzekała:

— Mogłam skorzystać z przerwy. Wstrzymywanie się jest dosyć trudne.

Kola popatrzył na oddalającą się stację przesiadkową. — Myślę, że to musi być yarn.

— Co takiego?

— Swego czasu Mongołowie władali całą Eurazją od Węgier po Morze Południowochińskie. Zjednoczenie całości zapewniał szybki system komunikacyjny — układ dróg i stacji przesiadkowych, gdzie można było zmieniać konie. Podobny system mieli Rzymianie. Kurier mógł pokonać dwieście lub trzysta kilometrów dziennie.

— Tu nie ma właściwie żadnej drogi. Podróżujemy otwartym stepem. Więc jak ci faceci odnaleźli to miejsce?

— Mongołowie uczą się jeździć, jeszcze zanim nauczą się chodzić — powiedział Kola. — Żeby pokonywać rozległe równiny, muszą być doskonałymi nawigatorami. Prawdopodobnie nawet nie muszą się nad tym zastanawiać.

Nawet kiedy nadeszła noc, Mongołowie jechali dalej. Spali w siodłach, gdy jeden lub dwóch z nich prowadziło pozostałych. Podskakiwanie wozu sprawiło, że Sabie nie mogła zasnąć. Ale Kola, wyczerpany dwiema bezsennymi nocami, zestresowany, w bogatym w tlen stepowym powietrzu, spał od zmierzchu do świtu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Oko czasu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Oko czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Le sabbie di Marte
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Oko czasu»

Обсуждение, отзывы о книге «Oko czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x