Arthur Clarke - Oko czasu

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Oko czasu» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Vis-á-vis/Etiuda, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Oko czasu: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Oko czasu»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Jest rok 1885. Przebywający na Granicy Północno-Zachodniej młody dziennikarz, Rudyard Kipling, jest świadkiem niezwykłego spotkania brytyjskich żołnierzy z wytworem nieprawdopodobnie zaawansowanej technologii: unoszącą się w powietrzu kulą, która wydaje się obserwować wszystko wokół. Niebawem zza okolicznego wzgórza wyłania się uszkodzony helikopter z 2037 roku…

Oko czasu — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Oko czasu», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dotarli do pawilonu wejściowego, który był tak duży, że łatwo mógłby pomieścić całą jurtę Scacataia. Nad wejściem wisiały białe ogony jaków. Nastąpiły kolejne pertraktacje, po czym do wnętrza kompleksu wysłano posłańca.

Powrócił w towarzystwie wysokiego człowieka, najwyraźniej Azjaty, o zdumiewająco niebieskich oczach, odzianego w misternie haftowaną kamizelkę i pantalony. Człowiek ten przyprowadził ze sobą grupę doradców. Przyglądał się kosmonautom i ich ekwipunkowi, przejechał ręką po materiale kombinezonu Sabie i oczy mu się zwęziły ze zdumienia. Zamienił kilka niezrozumiałych zdań ze swymi doradcami. Potem pstryknął palcami, odwrócił się i ruszył do wyjścia. Służący zaczęli wynosić rzeczy kosmonautów.

— Nie — głośno powiedziała Sabie. Kola skulił się wewnętrznie, ale Sabie nie ustępowała. Wysoki mężczyzna powoli się obrócił i popatrzył na nią oczyma rozszerzonym ze zdziwienia.

Sabie podeszła do wozu, wzięła spadochron i rozłożyła go przed wysokim mężczyzną.

— To wszystko to nasza własność. Darughachi Tengri. Ty rozumieć? To należy do nas. A ten materiał to nasz dar dla Cesarza, dar niebios.

Kola powiedział nerwowo: — Sabie…

— Naprawdę mamy niewiele do stracenia, Kola. Zresztą to ty zacząłeś tę komedię.

Wysoki mężczyzna zawahał się. Potem na jego twarzy pojawił się uśmiech. Warknął, wydając jakieś rozkazy i jeden z jego doradców pobiegł w głąb kompleksu.

— Wie, że blefujemy — powiedziała Sabie. — Ale nie wie, co o nas myśleć. To niegłupi facet.

— Jeżeli jest tak niegłupi, powinniśmy być ostrożni. Doradca powrócił z jakimś Europejczykiem. Był to niski, chuchrowaty człowieczek, który mógł mieć około trzydziestu lat, ale z powodu grubej warstwy brudu i nierówno przystrzyżonych włosów i brody trudno było mieć pewność. Obrzucił dwójkę kosmonautów szybkim, taksującym spojrzeniem. Następnie szybko coś powiedział do Koli.

— To brzmi jak francuski — powiedziała Sabie.

I tak rzeczywiście było. Miał na imię Basil i urodził się w Paryżu.

W czymś w rodzaju poczekalni służąca podała im jedzenie i picie — trochę przyprawionego mięsa i rodzaj lemoniady. Była młodą, pulchną dziewczyną, liczącą nie więcej niż czternaście czy piętnaście lat; była skąpo ubrana. Też wyglądała trochę na Europejkę, miała oczy pozbawione wyrazu. Kola zastanawiał się, jak daleko jest jej rodzinny dom.

Zamiar wysokiej osobistości wkrótce stał się jasny. Basil biegle znał mongolski i miał służyć jako tłumacz.

— Oni przypuszczają, że wszyscy Europejczycy mówią tym samym językiem — powiedział Basil — od Uralu aż po Atlantyk. Ale ponieważ są tak daleko od Paryża, to zrozumiały błąd…

Francuski Koli był zupełnie dobry, w istocie lepszy niż jego angielski. Jak w wypadku wielu rosyjskich uczniów uczono go francuskiego jako drugiego języka. Ale wersja francuszczyzny, jakiej używał Basil, która pochodziła z okresu zaledwie kilkuset lat po narodzinach samego narodu, była trudna do zrozumienia.

— To jak spotkać Chaucera — wyjaśnił Kola Sabie. — Pomyśl, jak bardzo angielski zmienił się od tego czasu… tylko że Basil musiał się urodzić ponad sto lat przed Chaucerem. — Ale nazwisko Chaucera nic Sabie nie mówiło.

Basil był bystry, miał elastyczny umysł — Kola przypuszczał, że gdyby tak nie było, nie zaszedłby tak daleko — i zaledwie w parę godzin udało im się osiągnąć zadowalające porozumienie.

Basil powiedział, że jest kupcem, że przybył do stolicy świata, aby zbić fortunę.

— Kupcy kochają Mongołów — powiedział. — Oni otworzyli przed nami wschód! Chiny, Korea… — Chwilę trwało, zanim zorientowali się, jakich nazw używa na określenie znanych im miejsc. — Oczywiście większość kupców to muzułmanie i Arabowie, większość ludzi we Francji nie wie, że Mongołowie w ogóle istnieją…! — Basil chciał przy okazji upiec własną pieczeń i zaczął zadawać pytania, skąd kosmonauci przybyli, czego chcą i co ze sobą przywieźli.

Wtrąciła się Sabie.

— Słuchaj no, koleś, nie potrzebujemy agenta. Twoim zadaniem jest tłumaczyć nasze słowa temu — temu wysokiemu człowiekowi.

— Yeh-lii — powiedział Basil. — On się nazywa Yeh-lii Ch’u-ts’ai. Jest Khitanem…

— Zaprowadź nas do niego — powiedziała Sabie.

Choć Basil się opierał, jej stanowczy ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości i to bez potrzeby tłumaczenia. Basil klasnął w dłonie, na co pojawił się szambelan i poprowadził ich do samego Yeh-lii.

Szli ze schylonymi głowami wyłożonymi filcem korytarzami; stropy nie były przewidziane dla ludzi ich wzrostu.

W małej komnacie, w rogu owego pałacu namiotów, na niskiej sofie, spoczywał Yeh-lii. U jego boku kręcili się służący. Na podłodze przed nim leżały rozłożone wyblakłe rysunki, które wyglądały jak mapy, rodzaj kompasu, klocki pokryte rzeźbami postaci, które trochę przypominały postacie buddyjskie oraz stos małych przedmiotów — kilka klejnotów i małe monety. Kola odgadł, że specjalnością tego człowieka jest astrologia. Wytwornym gestem Yeh-lii zaprosił ich, aby usiedli na niskich sofach.

Yeh-lii był cierpliwy; zmuszony porozumiewać się z nimi za pośrednictwem niepewnego łańcucha tłumaczeń Basila i Koli zapytał, jak się nazywają i skąd przybyli. Usłyszawszy odpowiedź, która stała się ich odpowiedzią szablonową — z Tengri, czyli z Niebios — przewrócił oczami. Mógł być astrologiem, ale nie był głupcem.

— Musimy przedstawić lepsze wyjaśnienie — powiedział Kola.

— Co ci ludzie wiedzą o geografii? Czy chociaż wiedzą, jaki kształt ma Ziemia?

— Nie mam zielonego pojęcia.

Sabie żwawo zerwała się na nogi, uklękła i odsunąwszy filcową matę, odsłoniła pokrytą pyłem ziemię. Koniuszkiem palca zaczęła szkicować prymitywną mapę: Azja, Europa, Indie, Afryka. Postukała palcem w sam środek rysunku.

— Jesteśmy tutaj…

Kola przypomniał sobie, że Mongołowie zawsze orientowali się na południe, podczas gdy mapa Sabie była zorientowana na północ; po odwróceniu kierunków wszystko stało się o wiele bardziej zrozumiałe.

— Patrzcie — powiedziała Sabie. — Tutaj mamy Ocean. — Przeciągnęła palcami po obszarze na zewnątrz kontynentów, rysując pofałdowane koło. — Przybyliśmy z daleka, zza Oceanu. Lecieliśmy jak ptaki na naszych pomarańczowych skrzydłach… — To niezupełnie była prawda, ale było to bliskie prawdy i Yeh-lii wydawał się na razie przyjmować takie wyjaśnienie.

Basil powiedział:

— Yeh-lii pyta o yam. Rozesłał jeźdźców na wszystkie główne szlaki. Ale niektóre z nich uległy przerwaniu. Mówi, że wie, iż na świecie wystąpiło wielkie zakłócenie. Pragnie wiedzieć, co z tego rozumiecie i co to oznacza dla imperium.

— Nie wiemy — powiedziała Sabie. — Taka jest prawda. Jesteśmy ofiarami tej osobliwej zmiany tak samo jak wy.

Wydawało się, że Yeh-lii to akceptuje. Podniósł się leniwie i przemówił znowu.

Basil wydał stłumiony okrzyk podniecenia.

— Sam Cesarz jest pod wrażeniem waszego daru, tej pomarańczowej tkaniny i pragnie was widzieć.

Spojrzenie Sabie stwardniało.

— Teraz wreszcie coś się ruszyło.

Wstali, po czym szybko uformowała się grupa, na której czele szedł Yeh-lii, Sabie, Kola i Basil w środku, a wokół nich falanga muskularnych strażników.

Kola zesztywniał ze strachu.

— Sabie, musimy być ostrożni. Pamiętaj, że jesteśmy własnością Cesarza. On rozmawia tylko z członkami własnej rodziny i może kilkoma najważniejszymi współpracownikami, takimi jak Yeh-lii. Nikt inny się nie liczy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Oko czasu»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Oko czasu» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Gwiazda
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Die letzte Generation
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Expedition to Earth
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Earthlight
Arthur Clarke
libcat.ru: книга без обложки
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kladivo Boží
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Le sabbie di Marte
Arthur Clarke
Отзывы о книге «Oko czasu»

Обсуждение, отзывы о книге «Oko czasu» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x