To wszystko mogłaby zobaczyć, gdyby odwiedziła Marsa w 1969, a nie w 2069 roku. Ale dzisiaj atmosfera Marsa była pokryta smugami oślepiająco białych chmur. Trasa Maxwella przebiegała nad samym szczytem Olimpu, gdzie czarny dym kłębił się w kalderze tak rozległej, że pomieściłaby cały Nowy Jork.
Na odmienionej powierzchni Marsa wyraźnie było widać blizny pozostawione przez burzę słoneczną, ale także i ślady działalności człowieka. Największą osadą na Marsie był leżący w obszarze równikowym Port Lowella, srebrzysta plama na skraju południowych wyżyn. Drogi wiły się we wszystkich kierunkach, przypominając siatkę prostoliniowych kanałów, które dawni obserwatorzy jakoby widzieli na Marsie. Wśród tych dróg i kopuł widać było plamy zieleni, życie przywiezione z Ziemi rozkwitało pod szkłem w glebie Marsa.
Myra pokazała na pas zieleni ciągnący się przez północne równiny i ginący w mrocznej głębinie Helias. To nie miało nic wspólnego z Ziemią.
Aleksiej powiedział Bisesie, że spędzą kilka nocy w Porcie Lowella. Jak tylko będzie wolny poruszający się po powierzchni łazik, ruszą dalej, na północ — aż do marsjańskiego bieguna, jak się dowiedziała z rosnącym niedowierzaniem. Popatrzyła na gęstą pokrywę mgły, zastanawiając się, co ją czeka tam na dole, w jej nieprzeniknionym mroku.
* * *
Spędzili cały dzień unosząc się nad powierzchnią Marsa, podczas gdy delikatne ciśnienie światła słonecznego stabilizowało orbitę Maxwella. Potem przysadzisty, pudełkowaty statek ciężko uniósł się z Portu Lowella.
Jedynym pasażerem wahadłowca była kobieta w wieku około dwudziestu pięciu lat. Ubrana w jasnozielony kombinezon, była szczupła, wyglądała na kruchą, a na jej twarzy, otwartej, jakby pustej, widniał wyraźny tatuaż identyfikacyjny.
— Cześć. Jestem Paula. Paula Umfraville.
Kiedy Paula uśmiechnęła się do niej, Bisesa wydała stłumiony okrzyk.
— Przepraszam. Ja tylko…
— Nie przejmuj się. Mnóstwo ludzi z Ziemi reaguje w ten sam sposób. Naprawdę pochlebia mi, że ludzie tak dobrze pamiętają moją matkę…
Dla pokolenia Bisesy twarz Heleny Umfraville stała się jedną z najsławniejszych na całym świecie, nie tylko z powodu jej udziału w pierwszej załogowej misji na Marsa, lecz dla niezwykłego odkrycia, jakiego dokonała tuż przed śmiercią. Paula mogłaby być jej dublerką.
— Nie jestem nikim ważnym. — Paula szeroko rozłożyła ręce. — Witaj na Marsie! Myślę, że będziesz zaintrygowana tym, co tutaj znaleźliśmy, Biseso Dutt…
Wahadłowiec opadał łagodnie. Kiedy Bisesa patrzyła, pomarszczona powierzchnia Marsa spłaszczyła się i niebo nabrało koloru ochry.
Paula mówiła przez całą drogę, być może próbując w ten sposób uspokoić zalęknionych pasażerów.
— Zwykle przepraszam gości z Ziemi, zwłaszcza jeśli jadą na bieguny, jak ty teraz, Biseso. Wylądujemy na tej szerokości geograficznej i stąd będziemy musieli przewieźć cię drogą lądową aż na czapę polarną. Ale wszystkie systemy wspomagające znajdują się w Porcie Lowella oraz w innych koloniach położonych w pobliżu równika, ponieważ pas równikowy był jedynym obszarem, do którego mogły dotrzeć statki kosmiczne pierwszej generacji, napędzane energią chemiczną…
Myra była bardziej zainteresowana Paulą niż Marsem. Powiedziała z zakłopotaniem:
— Po burzy słonecznej poszłam na astronautykę. Helena Umfraville była dla mnie bohaterką, studiowałam jej życie. Nie wiedziałam, że miała córkę.
Paula wzruszyła ramionami.
— Nie miała przed udaniem się na Marsa. Ale chciała mieć dziecko. Wiedziała, że na Aurorze 1 spędzi długie miesiące bombardowana promieniowaniem kosmicznym. Dlatego zanim wyruszyła, zostawiła na Ziemi komórki jajowe. Na czas burzy słonecznej przeniesiono je do hibernaculum. A kiedy burza minęła, mój ojciec — no cóż, oto jestem. Oczywiście matka nigdy mnie nie poznała. Lubię myśleć, że byłaby dumna, że jestem na Marsie, i w pewnym sensie kontynuuję jej pracę.
— Jestem pewna, że byłaby z ciebie dumna — powiedziała Bisesa.
Lądowanie odbyło się szybko i zostało przeprowadzone fachowo; wahadłowiec osiadł na twardym, szklistym podłożu. Bisesa patrzyła. To był Mars. Wszystko wokół było czerwonawobrązowe, ziemia, niebo, nawet zamglona tarcza Słońca.
W ciągu kilku minut pojawił się autobusik z wypukłymi oknami, podskakując na wielkich miękkich kołach. Był pomalowany na zielono, jak kombinezon Pauli, oczywiście, pomyślała Bisesa, używano zieleni, żeby się wyróżniała na tle czerwonego Marsa. Idąc za Paulą, Bisesa wgramoliła się do środka przez tunel, a Aleksiej i Myra oraz ich bagaż za nimi. Autobusik zaopatrzony w plastikowe siedzenia mógłby pochodzić z dowolnego lotniska na Ziemi.
Kiedy pojazd toczył się naprzód, Paula rozprawiała na temat otaczającego ich krajobrazu. Można było odnieść wrażenie, że jest z niego dumna, ogarnięta entuzjazmem.
— Znajdujemy się na dnie kanionu o nazwie Ares Vallis. Jest to kanion odpływowy, powstały w wyniku katastrofalnej powodzi w dalekiej przeszłości, którym płynęła woda z południowych wyżyn.
Jak uważano, dawna katastrofa trwała jedynie od dziesięciu do dwudziestu dni, kiedy rzeka tysiąc razy potężniejsza od Missisipi przedarła się przez stare skały. Wydawało się, że tego rodzaju zdarzenia występowały wzdłuż ciągnącego się równoleżnikowo pasa, gdzie południowa część Marsa stykała się z częścią północną; cała półkula północna leżała poniżej średniego poziomu gruntu, przypominając jeden olbrzymi krater obejmujący połowę planety.
— Można zrozumieć, dlaczego Aurora, pierwsza wyprawa na Marsa, została skierowana właśnie tutaj, a NASA wysłała w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku bezzałogową sondę kosmiczną o nazwie Pathfinder w tę samą okolicę…
Rozglądając się wokół, Bisesa nie słuchała jej słów. Ta pokryta pyłem równina zasłana wielkimi głazami przypominała Ziemię, a zarazem miała w sobie coś nieziemskiego. Jakie to dziwne, że nigdy nie dotknie tych kamieni ani nie poczuje zapachu tego rzadkiego powietrza.
Zbliżając się do kopuł Portu Lowella, minęli cylindry ustawione pionowo na trójnogach. W oczach Bisesy wyglądały jak lasery napędowe windy kosmicznej. Wydawało się, że jak dotychczas Marsjanie nie mieli hodowli fasoli, mieli natomiast źródła energii.
Autobusik przejechał obok flag zwisających bezwładnie ponad markerami z marsjańskiego szkła. Bisesa przypuszczała, że tutaj właśnie spoczywa matka Pauli oraz ci z członków załogi Boba Paxtona, którzy zmarli na Marsie. Jeżeli geologia Marsa została na zawsze ukształtowana przez ową potężną powódź w zamierzchłej przeszłości, historia podboju planety przez człowieka z pewnością została naznaczona bohaterstwem załogi Aurory.
Autobusik dowiózł ich do największej kopuły i płynnie się zatrzymał.
Przeszli przez tunel łączący i wynurzyli się pośród labiryntu wewnętrznych przegród oświetlonych dużymi lampami fluoroscencyjnymi, zwisającymi z posrebrzanego stropu. Bisesa czuła się bardzo skrępowana, kiedy wchodziła do wnętrza kopuły, poruszając się niezbyt zgrabnymi susami. Poziom hałasu był znaczny, wokół rozbrzmiewały echa.
Wszędzie uwijali się ludzie, wielu było ubranych w zielone kombinezony, podobnie jak Paula. Wszyscy wyglądali za zapracowanych, ale kilku zatrzymało spojrzenie na Bisesie i jej grupie. Bisesa podejrzewała, że dla tych ludzi będzie równie mile widzianym gościem jak turyści w bazie na biegunie południowym Ziemi.
Читать дальше