Władimir Sawczenko - Odnajdziesz się sam

Здесь есть возможность читать онлайн «Władimir Sawczenko - Odnajdziesz się sam» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1975, Издательство: Czytelnik, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Odnajdziesz się sam: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Odnajdziesz się sam»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść ukraińskiego pisarza sf, wydana w oryginale w 1967 roku. Akcja rozgrywa się w środowisku cybernetyków, którzy wytwarzają ludzkie sobowtóry metodą powielania informacji w basenie z pierwotną materią organiczną. Mają z początku kłopoty, produkują martwe, identyczne ciała i pozbywają się ich, a milicja rozpoczyna śledztwo w sprawie morderstw w okolicy — no bo skoro są zwłoki?
Całość znakomicie napisana, sylwetki bohaterów wyraziste, nauka bez zarzutu. Czyta się wręcz jednym tchem i z przyjemnością.

Odnajdziesz się sam — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Odnajdziesz się sam», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

„Wszystko przez te szumowiny! — Kriwoszeina ogarnęła wściekłość. — Przez wyrzutków, których, być może, jest jeden na tysiąc i dla których usłużna prostytutka Nauka przygotowuje sposoby burzenia miast i niszczenia narodów! Tylko sposoby. Do diabła, zacząć ich likwidować czy jak? Nikt mnie nie złapie, niczego nie udowodni… I sam mam pójść drogą wyrzutków? Nie. To także „nie to”.” Doktorant zamknął zeszyt i podniósł oczy. Lampa na stole paliła się, niczego nie oświetlając. Było już jasno. Za oknem, wśród zieleni, żółte, jednakowe gęby bloków osiedla patrzyły w niewidoczne słońce. Wydawało się, że stado budynków ruszy za chwilę w kierunku słońca. Zegarek wskazywał pół do ósmej.

Kriwoszein zapalił i wyszedł na balkon. W dole na przystanku trolejbusowym gromadzili się ludzie. Barczysty mężczyzna w granatowym płaszczu wciąż spacerował pod drzewami. „No, no — zdziwił się jego wytrwałości Kriwoszein. — Dobrze. Trzeba ratować to, co się jeszcze da.”

Wrócił do pokoju, rozebrał się, wziął zimny prysznic. Powróciła rześkość. Potem otworzył szafę, krytycznie przejrzał skromny zasób ubrania. Wybrał ukraińską koszulę z haftowanym kołnierzem i włożył ją na siebie. Z wahaniem obejrzał także znoszoną granatową marynarkę i z westchnieniem narzucił ją na ramiona. Następnie przez piętnaście minut potrenował przed lustrem i wyszedł.

Rozdział trzeci

— Stój! Nie bądź osłem!

— Łatwo ci mówić… — mruknął osioł rzucił się do ucieczki.

Bajka współczesna

Mężczyzna w płaszczu zauważył Kriwoszeina, zwrócił się ku niemu i wbił w niego wzrok.

„Boże, co to za prymityw! I to ma być tajniak! — zdenerwował się Kriwoszein. — Zamiast obserwować moje odbicie w wystawie albo choćby zasłonić się gazetą, gapi się na mnie jak neandertalczyk na autobus dalekobieżny! Instrukcji nie mają czy co? Chociaż komiksy mogliby czytać, żeby podnieść kwalifikacje; Tacy to przestępców nałapią, nie ma co!

Ogarnęła go złość. Zbliżył się do prześladowcy.

— Panie, czemu pana nie zmieniają? Czy wam nie przysługuje siedmiogodzinny dzień roboczy?

Nieznajomy ze zdziwieniem podniósł brwi.

— Wala… — usłyszał doktorant miękki baryton. — Walentin… nie poznajesz mnie?

— Hm… — Kriwoszein zmrużył oczy, spojrzał i gwizdnął. — Przecież… To pan jest dubel Adam-Herkules? Ach, więc to tak! A ja myślałem…

— A… pan nie jest Kriwoszein? To znaczy Kriwoszein, ale… z Moskwy?

— Otóż to. No, dzień dobry… cześć, Walka-Adam, duszo zaginiona!

— Cześć.

Uścisnęli sobie ręce. Kriwoszein wpatrywał się w ogorzałą od wiatru twarz Adama o grubych, ale regularnych rysach.

Jednak udało się Walce, patrzcie no! Tylko w jasnych oczach za wypłowiałymi rzęsami czaił się cień lęku.

— No, przybyło teraz Kriwoszeinów na świecie. I każdemu na imię Walentin…

— Możesz mówić na mnie Adam. Zostawię sobie to imię.

— Gdzie byłeś, Adamie?

— We Władywostoku, panie… — uśmiechnął się tamten, jakby wątpił, czy ma prawo żartować. — We Władywostoku i okolicach.

— Tak? Fajno! — Kriwoszein popatrzył na niego z zazdrością. — Montowałeś urządzenia w portach?

— Niezupełnie. Wysadzałem skały podwodne. No i… wróciłem do pracy.

— A nie boisz się?

— Boję się, ale… widzisz, mam koncepcję. Spróbować — zamiast syntezy nowego człowieka — przekształcenia zwyczajnych ludzi w maszynie-matce. No… po prostu, zanurzyć się w płynie, oddziaływać informacją zewnętrzną… można chyba, co?

Adam był jednak speszony, czuł to sam i zły był na siebie, że wypieszczoną koncepcję wyraził tak nieskładnie.

— Dobra myśl — powiedział doktorant i spojrzał na Adama z nowym zainteresowaniem. W gruncie rzeczy nie różnimy się tak bardzo.

A może to wewnętrzna logika odkrycia? — Tylko że to było, Wal.

Byli już tacy, co zanurzali do naszego rodzimego żywiołu różne części ciała. I w całości chyba też się zanurzali.

— I wychodzi?

— Wychodzi… tylko z ostatnim doświadczeniem jeszcze nie bardzo wiadomo.

— No to wspaniale! Widzisz… Przecież to… wobec tego można zrealizować wprowadzenie informacji artystycznej do wnętrza człowieka z selekcją na zasadzie sprzężenia zwrotnego… — Adam, nadal jąkając się i pesząc, wyłożył Kriwoszeinowi swoje myśli o uszlachetnieniu człowieka poprzez sztukę.

Ale doktorant zrozumiał go dobrze.

— „…Powinniśmy w naszej pracy wychodzić z założenia, że człowiek dąży ku lepszemu — zacytował z uśmiechem zapis z dziennika Kriwoszeina — że nikt albo prawie nikt nie chce świadomie dokonywać czynów podłych i głupich, a jeśli ich dokonuje, to przez nieświadomość. W życiu wszystko jest skomplikowane, nieraz trudno określić, czy postępuje się źle, czy dobrze: wiem to z własnego doświadczenia. I jeśliby dać człowiekowi jasną i odpowiednią do jego psychiki i czynów informację — co jest dobre, a co złe — a także pełne zrozumienie tego, że każdy podły czy głupi postępek zgodnie z prawami rachunku prawdopodobieństwa obróci się przeciw niemu, to wtedy można się nie bać ani jego, ani o niego. Taką informację można wprowadzić do maszyny-matki…”

— Jak to, i to też było? — zdziwił się Adam.

— Nie. Było tylko niejasne przeczucie, że to jest konieczne. Że bez takiej informacji cała reszta nie ma sensu… Tak więc twoja koncepcja jest bardzo na czasie. Jak to się mówi w środowisku naukowym — wypełnia lukę… Słuchaj! — rozzłościł się nagle Kriwoszein. — I ty z tą koncepcją chodziłeś za mną jak detektyw, łaziłeś pod oknami! Nie mogłeś mnie zawołać albo wejść do mieszkania?

— Widzisz… — zająknął się Adam. — Przecież ja myślałem, że ty jesteś nim. Przechodzisz obok, nie zauważasz, nie poznajesz. Pomyślałem, że nie chcesz mnie widzieć. Wtedy między nami wytworzyła się taka sytuacja… — Opuścił głowę.

— Tak… W pracowni nie byłeś?

— W pracowni? Przecież nie mam przepustki. A dokumenty mam Kriwoszeina, poznaliby.

— A przez płot?

— Przez płot… — Adam niepewnie wzruszył ramionami: nie przyszło mu to do głowy.

— Człowiek wypracowuje pomysły i koncepcje niebywałej śmiałości, a w życiu… o, Boże! — Kriwoszein z dezaprobatą pokręcił głową. — Trzeba wyplenić w sobie ten obrzydliwy lęk przed życiem i ludźmi, inaczej zginiemy. I praca przepadnie… No, dobrze — podał mu klucze. — Idź, rozgość się, odpoczywaj. Całą noc łazi tam i z powrotem, do czego to podobne!

— A gdzie… on?

— Sam chciałbym wiedzieć, gdzie on jest i co się z nim dzieje. — Doktorant spoważniał. — Spróbuję wszystko wyjaśnić. Zobaczymy się później. No, na razie — uśmiechnął się. — Dobrze, że przyjechałeś.

„Nie, jednak człowieka nie tak łatwo zepchnąć z wytkniętej drogi! — myślał Kriwoszein kierując się w stronę Instytutu. — Wielka sprawa, wielka idea może podporządkować sobie wszystko, usunąć w cień pamięć o krzywdach, własne aspiracje, niedoskonałość…

Człowiek dąży ku lepszemu, to prawda!”

Obok pędziły przepełnione poranne trolejbusy i autobusy. W jednym z nich doktorant zauważył Lenę: siedziała przy oknie i w zamyśleniu patrzyła przed siebie. Zatrzymał się na chwilę i odprowadził ją wzrokiem. „Ach, Lenka, Lenka! Jak mogłaś?” Lektura dziennika wywarła na nim tak silne wrażenie, jakiego nie doświadczyłby nikt inny; czuł się tak, jak gdyby sam przeżył ten rok w Dnieprowsku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Odnajdziesz się sam»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Odnajdziesz się sam» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Odnajdziesz się sam»

Обсуждение, отзывы о книге «Odnajdziesz się sam» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x