Constant nigdy nie stwierdził, czy Chrono wie, kto porządkuje kapliczki. Chrono mógł sądzić, że czyni to jego bóg lub bóstwa.
Wszystko to razem było bardzo smutne. Ale i bardzo piękne.
Beatrycze Rumfoord żyła samotnie w Tadź Mahal Rumfoorda. Z chłopcem Chrono utrzymywała kontakty znacznie bardziej uciążliwe niż Constant. W nieprzewidzianych odstępach czasu Chrono podpływał do pałacu, przebierał się, korzystając z garderoby Rumfoorda, oświadczał, że matka obchodzi dziś urodziny, i spędzał z nią cały dzień na niemrawej, ponurej, w miarę kulturalnej pogawędce.
Dzień kończył się ze strony chłopca Chrono atakiem wściekłości na ubrania, na matkę i na cywilizację. Chrono zdzierał z siebie strój, wydawał okrzyk tytańskich błękitków i nurkował w fale Morza Winstona.
Ilekroć Beatrycze przebrnęła przez takie urodziny, wtykała pionowo wiosło tam, gdzie plaża wychodziła na najbliższy brzeg, i wywieszała na nim białą płachtę.
Dla Malachiego Constanta był to błagalny sygnał, aby natychmiast przybył do pałacu i pomógł jej się uspokoić.
A kiedy Constant pojawiał się w odpowiedzi na jej SOS, Beatrycze pocieszała się niezmiennie tymi oto słowami:
— Przynajmniej nie jest maminsynkiem. I miał przynajmniej na tyle dobrego smaku, aby przyłączyć się do najszlachetniejszych i najpiękniejszych istot w okolicy.
Biała płachta — rozpaczliwe wezwanie — powiewała właśnie od strony pałacu.
Malachi Constant odbił od brzegu w dłubance własnej roboty. Złoconą łódź, którą odziedziczyli wraz z pałacem, dawno już zżarła korozja.
Constant ubrany był w znoszony niebieski szlafrok z wełny, który należał niegdyś do Rumfoorda. Constant znalazł go kiedyś w pałacu i zaczął nosić, kiedy już całkiem zużył mu się kostium Tułacza z Kosmosu. Szlafrok był jego jedynym odzieniem i Constant narzucał go tylko idąc z wizytą do Beatrycze.
W swojej dłubance Constant wiózł sześć jaj siewki, dwie kwarty dzikich truskawek tytańskich „ torfową czarę o pojemności trzech galonów, pełną zsiadłego mleka stokrotek, buszel nasion stokrotki, osiem książek wypożyczonych z czterdziestotysięcznotomowej biblioteki pałacu, własnoręcznie wykonaną miotłę i własnoręcznie wykonaną szufelkę.
Constant był samowystarczalny. Hodował, zbierał i wytwarzał wszystko, czego potrzebował. Sprawiało mu to niebywałą satysfakcję.
Beatrycze nie była uzależniona od Constanta. Rumfoord hojnie zaopatrzył Tadź Mahal w ziemskie pożywienie i ziemskie napitki. Beatrycze miała mnóstwo żywności i napojów, i miałaby ich pod dostatkiem, gdyby nawet żyła znacznie dłużej.
Constant dostarczał Beatrycze naturalne płody Tytana, gdyż był niezwykle dumny z tego, że jest tak świetnym łowcą i materiałem na męża. Lubił popisywać się swym talentem w dziedzinie zdobywania żywności.
Był to wewnętrzny przymus.
Constant zabrał z sobą miotłę i szufelkę, gdyż pałac Beatrycze nie oglądał na co dzień ani jednej, ani drugiej. Beatrycze nie sprzątała w ogóle, toteż przy okazji każdej swej wizyty Constant przynajmniej z grubsza eliminował odpadki z jej otoczenia.
Beatrycze Rumfoord była żwawą, jednooką, złotozęba., brunatnoskórą staruszką, chudą i twardą jak oparcie krzesła. Mimo to klasa zrujnowanej i niecnie wykorzystanej starej damy była w jej przypadku nie do ukrycia.
Każdemu, kto wrażliwy jest na poezję, śmiertelność i cuda, kobieta Malachiego Constanta, ze swą dumą i wydatnymi kośćmi policzkowymi, musiałaby się wydać ideałem ludzkiej urody.
Niewykluczone, że była lekko stuknięta. Żyjąc na księżycu, który poza nią zamieszkiwało zaledwie dwóch ludzi, Beatrycze Rumfoord pracowała nad książką zatytułowaną Prawdziwy cel życia w Systemie Słonecznym. Książka miała obalić twierdzenie Rumfoorda, jakoby celem życia istot ludzkich w Systemie Słonecznym było umożliwienie dalszej podróży unieruchomionemu posłańcowi z Tralfamadorii.
Beatrycze rozpoczęła pisanie, kiedy jej syn opuścił dom, aby przyłączyć się do błękitków. Dotychczasowy rękopis zajmował we wnętrzu Tadź Mahal trzydzieści osiem stóp kubicznych.
Ilekroć Constant składał jej wizytę, Beatrycze czytała mu najnowsze fragmenty rękopisu.
Usadowiona w starym fotelu Rumfoorda przy basenie, była właśnie w trakcie głośnej lektury, podczas gdy Constant kręcił się po dziedzińcu, wykonując rozmaite zajęcia. Beatrycze miała na sobie białoróżową dzierganą kapę na łóżko, która należała do wyposażenia pałacu. We wzór kapy wrobione było hasło: „Bóg ma wszystko za nic”.
Była to niegdyś osobista kapa Rumfoorda.
Beatrycze czytała i czytała, snując długą argumentację przeciwko wpływowi sił Tralfamadorii.
Constant nie słuchał zbyt uważnie. Przyjemność sprawiał mu sam głos Beatrycze, który był silny i triumfalny. Constant znajdował się na dole, przy odpływie basenu, i kręcił zaworem, który powinien był otworzyć spust wody. Za sprawą tytańskich alg woda w basenie stała się, bowiem czymś w rodzaju puree z zielonego groszku. Przy okazji każdych kolejnych odwiedzin u Beatrycze, Constant staczał bezowocną walkę z rozpasanym zielonym gąszczem.
— Nie śmiałabym zaprzeczyć — oświadczyła Beatrycze, kontynuując głośną lekturę swojej książki — że siły Tralfamadorii miały związek z wydarzeniami na Ziemi. Jednakże osoby, które służyły celom Tralfamadorii, czyniły to w sposób tak wysoce zindywidualizowany, że można śmiało rzec, iż Tralfamadoria nie miała z ich działaniem praktycznie nic wspólnego.
Siedzący w kanale Constant przyłożył ucho do odkręconego zaworu. Sądząc z odgłosu, woda zaczęła powoli wyciekać.
Constant zaklął. Jedną z najistotniejszych informacji, które zniknęły wraz z Rumfoordem i umarły razem z Salo, była właśnie odpowiedź na pytanie, jak udawało im się, póki żyli, utrzymywać basen w stanie krystalicznej czystości. Od chwili, gdy dozór nad basenem objął Constant, wodorosty zaczęły się pienić bez opamiętania. Dno i ściany basenu pokrywał oślizły dywan szlamu, zaś trzy posągi pośrodku — trzy Syreny z Tytana — tkwiły pod gęstym, lepkim parasolem z glonów.
Constant wiedział, jakie znaczenie miały dla jego losów trzy syreny. Czytał o tym zarówno w Kieszonkowej historii Marsa , jak i w Autoryzowanej, poprawionej Biblii Winstona Nilesa Rumfoorda. Trzy piękności straciły już jednak dla niego swą pierwotną wymowę i przypominały mu jedynie, jak wielką wagę przykładał niegdyś do spraw seksu.
Constant wydostał się z kanału.
— Za każdym razem coraz wolniej spływa — poskarżył się Beatrycze. — Obawiam się, że nie można już odkładać wykopania rur.
— Doprawdy? — zdziwiła się uprzejmie Beatrycze, odrywając wzrok od rękopisu.
— Doprawdy — potwierdził Constant.
— No cóż, zrobisz co należy — podsumowała Beatrycze.
— Oto streszczenie całego mojego życia — rzekł Constant.
— Wpadła mi właśnie do głowy pewna myśl, która musi znaleźć się w książce — przerwała mu Beatrycze. — Żeby mi tylko nie uciekła.
— Jeśli poleci tutaj, odbiję ją szpadlem — obiecał Constant.
— Bądź chwilę cicho — poprosiła Beatrycze. — Chcę ją dokładnie sformułować.
Wstało i przeszła do wejścia pałacu, aby skupić się z dala od Constanta i pierścieni Saturna.
Zapatrzyła się w wielkie olejne malowidło wiszące na ścianie przedsionka. Było to jedyne malowidło w pałacu. Constant sprowadził je aż z Newport.
Malowidło przedstawiało nieskazitelną dziewczynkę w bieli przytrzymującą za uzdę bielusieńkiego kucyka.
Читать дальше