Robert Silverberg - Program „Wahadło”

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Program „Wahadło”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Program „Wahadło”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Program „Wahadło”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Program „Wahadło” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Program „Wahadło”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zaczął od „Rock of Agę”. Przodkowie Indian słuchali jak zahipnotyzowani. Wpatrywały się w niego szeroko otwarte oczy. Najwyraźniej myśliwi zupełnie nie wiedzieli, co począć z takim intruzem.

— Mogę wam też coś doradzić. Na przykład, żebyście zaczęli myśleć o emigracji na północ, ponieważ zwierzęta, na które polujecie, opuszczą to terytorium w ciągu następnych paru setek lat. Postąpią tak dlatego, ponieważ tutaj zacznie robić się naprawdę sucho i ciepło, i…

W ich oczach pojawiał się strach. Seanowi przeszła przez głowę myśl, że może wzięli go za boga. Albo po prostu dźwięk jego głosu robi na nich tak kolosalne wrażenie.

— Zrozumcie, na razie to jest późny plejstocen, ale ostatecznie powstanie tu stan Arizona. I mogę wam nawet przepowiedzieć, że przez tę dolinę będzie szła autostrada biegnąca od Flagstaff do Phoenix i Tucson…

Byli już na kolanach. Tak, naprawdę mnie czczą, pomyślał Sean. Uśmiechnął się. Oni chyba rzeczywiście myślą, że jestem bogiem. Chyba że chodzi im o to, żebym przestał gadać i zaczął śpiewać.

Old Mań River, that Old Mań River…

To zaczyna być nawet zabawne, stwierdził i w tym momencie poczuł siłę przemieszczenia wyrywającą go ku nowemu światu. Nie teraz, pomyślał z irytacją. Nie, kiedy zaczynami iść tak dobrze! Lecz nie mógł nic na to poradzić. Siła przemieszczenia oddzieliła go od Quintu-Leeli, a teraz psuła mu dobry początek, który zrobił na drodze do zostania bogiem lub przynajmniej gwiazdą estrady. Jeszcze przez moment patrzył na przerażonych łowców bizonów, a zaraz potem unosił się w blasku zielonego światła gdzieś bardzo, bardzo, bardzo daleko stąd…

To na razie, przyjaciele! A teraz naprzód! Dokąd?

Miał przed sobą przyszłość niezwykle odległą od jego świata. Dziewięćdziesiąt pięć tysięcy sto dwadzieścia dziewięć lat. Ogromny skok. Ostatnie przemieszczenie do przodu przeniosło go o prawie dziewięćset pięćdziesiąt jeden lat. i nawet świat Quintu-Leeli, Anno Domini dwa tysiące dziewięćset sześćdziesiątego siódmego, był nieporównywalny z niczym, co znał do tej pory. Tak kolosalne zmiany zaszły pomiędzy jego własnymi czasami a czasami Quintu-Leeli. Tymczasem teraz przenosił się w przyszłość sto razy dalszą. W rok dziewięćdziesiąt pięć tysięcy sto dwudziesty dziewiąty! Zmiana, jaka nastąpiła w ludzkim życiu przez tak długi czas, musiała być niewyobrażalnie ogromna. Przejście od pierwszych cywilizacji Egiptu i Mezopotamii do wieku podróży w czasie i przestrzeni zabrało wszak tylko pięć tysięcy lat.

Czy w tym świecie będzie jeszcze istnieć ludzka rasa? Lub może wyewoluowała do czegoś nieprawdopodobnie dziwnego? Gdzie znajdował się teraz? Czym była ta kula zielonego światła? Co go tu spotka? Wiele pytań, a odpowiedzi brak.

Wtem odezwał się miły, głęboki głos:

— Cześć, Sean, miło cię znów widzieć. Ileż to już czasu upłynęło, mój chłopcze…

Bardzo znajomy głos, głos jego dziadka, dziadka Gabrielsona, który mieszkał w San Diego!

Sean zamrugał, próbując dojrzeć coś w otaczającym go zielonym świetle.

— To ty, dziadku?

— A któż by inny, chłopcze?

Rzeczywiście, głos dziadka. Głos mądrego, kochanego staruszka, który spędził z nimi tak wiele weekendów, który lubił opowiadać o pierwszych telewizorach, odrzutowcach, o pierwszej podróży na Księżyc i o pierwszych lotach promów kosmicznych. Dziadek Gabrielson, kiedy był młody, pracował jako inżynier dla programu „Apollo”, a później przy realizacji projektu wahadłowców. W czasie swego życia oglądał wszystkie ważne zmiany, które ukształtowały współczesny świat.

Ale co dziadek Gabrielson robił tutaj? Przecież on żył w starych, dobrych czasach lat dziewięćdziesiątych, a umarł na rok przed tym jak Sean i Erik zostali wybrani do udziału w programie „Wahadło”.

— Ja również jestem tutaj, synku. Tak wiele upłynęło czasu! Głos jego babci. Umarła, kiedy miał dziesięć lat. A potem w zielonej kuli pojawił się ojciec. Poklepywał go po plecach, śmiał się i pytał, czy Sean da sobie radę z utrzymaniem swoich wyników w baseballu, skoro tak pochłonięty jest tym przemieszczaniem się w czasie. Była też mama promieniejąca dumą. I rodzice matki, dziadek i babcia Weissowie. Sean słabo ich znał, ponieważ mieszkali stale w Belgii. Erik był tu również.

Dzień Dziękczynienia. Na stole olbrzymi indyk, kompot żurawinowy, stosy marcepanowych cukierków i mnóstwo innych przysmaków. Zebrała się cała rodzina. Ojciec jak zwykle zajął się krojeniem. On i Erik siedzieli ramię przy ramieniu. W tak odległej przyszłości…

Sean spojrzał na brata. Czuł tę braterską więź, która łączyła go przez całe życie z bratem bliźniakiem i której brak odczuł w chwili rozpoczęcia eksperymentu na platformie manewrowej.

— Naprawdę tu jesteś? — zapytał. Erik uśmiechnął się.

— A co? Myślisz, że jestem jakąś zabłąkaną halucynacją?

— Ale to niemożliwe, żeby to wszystko działo się naprawdę — powiedział Sean. — Dzień Dziękczynienia w roku dziewięćdziesiąt pięć tysięcy sto dwudziestym dziewiątym? Babcia i dziadek, tutaj? Mama i tato? Nie. Jestem w jakiejś /ielonej kuli, a to wszystko jest właśnie halucynacją, którą wyciągnięto mi z pamięci. Zrobiły to jakieś istoty. Zgadza się?

Erik spojrzał na niego wzrokiem pełnym współczucia:

— Chyba z tobą jest coś nie tak. A przynajmniej nieźle ci odbiło. Jestem tak samo realny jak i ty, i chyba o wiele bardziej głodny. Lepiej się zamknij i bierz się za indyka!

23

Erik

+ 5 × 10 11minut

Wędrówka na czworakach po zlodowaciałym zboczu i walka z oślepiającą burzą śnieżną była zajęciem wystarczająco paskudnym. A do tego jeszcze musiał oddychać tym okropnym powietrzem. Każdy oddech był jak wciąganie w płuca sopli lodu. Ponadto miał za plecami zgraję wściekłych neandertalczyków…

Z ulgą przyjął narastającą siłą przemieszczenia, która miłosiernie zabierała go daleko stąd w jakieś, bez wątpienia cieplejsze miejsce. Wylądował na czworakach, skulony, kaszląc i sapiąc z wysiłku. W końcu spojrzał w górę.

Ujrzał twarz neandertalczyka. Pofałdowane czoło, okrągły podbródek, szeroki nos, usta jak wylot lufy. Bystre, ciemne oczy badały go z uwagą.

— Hę? Czy ja cię zabrałem ze sobą?…

Neandertalczyk klęknął obok niego i powiedział coś w nieznanym języku. Jego głos był niski, a sposób, w jaki mówił, wydał się Erikowi dziwnie melodyjny. Neandertalczyk nie sprawiał wrażenia usposobionego wrogo. Erik dostrzegł za nim zielone wzgórza, szeroką dolinę przeciętą łańcuchem jezior, a w oddali las.

Gdziekolwiek spojrzał, widział krzątające się prehistoryczne humanoidy.

Wylądował wśród kilkunastu neandertalczyków. W odległości stu metrów po lewej spacerowały smukłe, drobne stworzonka wyglądające trochę jak małpy bezogonowe, ale posiadające zupełnie wyprostowaną postawę. Erik stwierdził, że są to australopiteki z wczesnego plejstocenu. Zajmowały one miejsce gdzieś pośrodku drogi ewolucyjnej prowadzącej do „homo sapiens”. A tam dalej, to napełniające grozą monstrum, masywne jak niedźwiedź grizzly? Czy to przypadkiem nie jest gigantopitek sprzed miliona lat przed Chrystusem? Albo tamte istoty, prawie jak ludzie? Czyżby byli to przedstawiciele „homo erectus”, przodkowie rasy ludzkiej, których szczątki zostały znalezione na Jawie i w Chinach.

A tamte…

I tamte…

I te…

Gdziekolwiek spojrzał, zawsze trafiał wzrokiem na jakieś niezupełnie ludzkie istoty. Cała ewolucyjna historia ludzkości, wszystkie wymarłe gatunki, które Erik studiował w szkole, a także sporo takich, których w ogóle nie był w stanie zidentyfikować.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Program „Wahadło”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Program „Wahadło”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Program „Wahadło”»

Обсуждение, отзывы о книге «Program „Wahadło”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x