Z drugiej znów strony każdy automat ma to do siebie, że z chwilą nagłego obniżenia stawki, gwałtownie płaci. Gramy sobie po dziesięć, albo nawet po dwadzieścia, podlec wstrętny nic nie daje, kredyt leci nam w dół z szybkością kosmiczną, dusza się wzdryga, rozum usiłuje się przedrzeć przez opary szaleństwa, cholera nas trzaska, w nerwach schodzimy do gry za jeden i natychmiast mamy coś dużego. Kolor, fula, karetę, a nawet pokera. Robi nam się ciemno w oczach, próbujemy to bodaj zdublować, rzecz jasna chała. Dublowanie nie wychodzi i co mamy robić? Powiesić się?
Grać dalej za jeden. Wspaniały układ wyskoczył tylko na początku, jeśli ścierwo nie płaci, to nie płaci. Przetrzymamy go na tym jednym żetonie i po paru grach wrócimy do naszych dziesięciu z nadzieją, że czarna seria przeszła. O ile jeszcze mamy za co grać...
Na tę wygraną za jeden należy się z góry nastawić, bo inaczej może nas szlag trafić i kasyno straci klienta.
Istnieją automaty kuszące i takimi Grand dysponuje. Dają mianowicie premię specjalną w określonych układach. Taka premia się zbiera, rośnie, widać ją gołym okiem, jeszcze trochę, jeszcze jedna wygrana -i już nam przypadnie, już ją mamy! Nieszczęsny, rozżarty gracz rodzoną matkę zastawi, żeby sukces osiągnąć, za skarby świata nie porzuci automatu z nabitą wysoką premią, pożyczy, wyzemda, przyjaciół przekształci we wrogów, poleci
na miasto i dokona napadu rabunkowego, a premii z pazurów nie wypuści. Zajmie sobie ten automat bodaj na tydzień...
A, właśnie. Zajmowanie automatów to osobna sprawa. Przyjął się obyczaj przechylania krzesła oparciem ku maszynie takie przechylone krzesło jest szanowane. Bywa, że zostawia się coś na kredycie, względnie własne papierosy i zapalniczkę w korytku pod ekranem. Ludzie jednakże są to ślepe komendy i po pierwsze, potykają się o wystające nogi krzesła, niekiedy przewracając je z hukiem, a po drugie nie widzą ani kredytu, ani przedmiotów. Nie bacząc na nic, ruszają w bój i zaczynają wrzucać swoje żetony, po czym robi się piekło na ziemi.
Właściwy użytkownik automatu rzuca się z pazurami od razu, nawet jeśli ślepa komenda swoje żetony przegra. Bo mogła wygrać i co wtedy? Do kogo powinna należeć wygrana? Intruz awanturuje się o swoje utracone na cudzą korzyść żetony, ale nikt nie ma dla niego litości, było patrzeć i nie wrzucać. Zasadniczym źródłem konfliktu jest ta hipotetyczna wygrana i jej wątpliwy właściciel i raz wybuchło w Grandzie takie straszliwe wydarzenie, jeszcze na starym automacie pokerowym. Automat był zajęty wyraźnie, kredyt na nim widniał jak byk, tuman boży przy-lazł i wrzucił swoje żetony, a maszyneria złośliwie dała pokera. Nastąpił koniec świata. Dwaj użytkownicy ustrojstwa, jeden prawny, a drugi nielegalny, omal się nie pobili, w sprawę wmieszała się obsługa i wszyscy postronni gracze, rozstrzygnięto rzecz w końcu twardo i niemiłosiernie. Nielegalny dostał z powrotem swoje wrzucone żetony, a wygrana przypadła legalnemu, ale zanim osiągnięto ugodę, działy się straszne rzeczy. Był to niezwykle rozrywkowy wieczór.
Na marginesie i tak między nami mówiąc, jeden raz przydarzyło mi się na owym automacie dublować czerwone-czarne pięć razy i trafić. Żeby już skończyć z Grandem, pozwolę sobie poinformować osoby zainteresowane, iż wykorzystałam go w książce pod tytułem Tajemnica. Siwy bucefał był prawdziwy, tyle że nikt go nie zabił, żyje i grywa do tej pory. Dublującego z fartem przystojniaka też wzięłam z natury. Pojęcia nie mam, kto to był, nie znam człowieka.
Zaraz, chwileczkę. Czy nie zaczęłam przypadkiem pisać aneksu do Aneksu autobiografii...?
Wiadomość z ostatniej chwili:
Otwarto właśnie dodatkową salę, niewielką, ale wyposażoną w interesujące automaty. Na pokerowych stawka wynosi złotówkę, górna granica sięga stu złotych, a wygrać można osiemdziesiąt tysięcy, czyli osiemset starych milionów, jeśli dostanie się dużego pokera i gra się przy tym maksymalną stawką, po sto złotych. Tego dużego pokera jeszcze tam nie widziałam i całe szczęście, bo po sto złotych nie grałam i tylko by mi się zmarnował.
Poza tym salka jest klimatyzowana i wpuszcza się tam gości elektronicznie, obsługa otwiera drzwi. Wyjść można samodzielnie. Osoby źle wychowane i awanturnicze oraz natrętni kibice wstępu nie mają, co stanowi samą przyjemność.
Pozostałe nasze, warszawskie, kasyna są już mniej więcej normalne.
Upojny i radość szczytową budzący jest fakt, iż jedno z nich znajduje się w Pałacu Kultury. Nareszcie budowla zyskała jakieś sensowne przeznaczenie!
W dodatku już sam wystrój rozczulał. Przyćmione światła, atmosfera wręcz intymna, żadnego tłoku, a w miejsce czerwonych krawatów i kombinezonów roboczych kelnerki w kabaretkach, nie gorsze niż w paryskim nocnym lokalu. Sama przyjemność!
Zważywszy, iż w tym kasynie bywam rzadko, wieloma , atrakcyjnymi spostrzeżeniami służyć nie mogę. Bywam zaś i rzadko z bardzo prostego powodu, mianowicie trzeba tam chodzić po schodach, czego z całego serca nienawidzę. Mam najzupełniej dosyć schodów we własnym domu.
Niemniej, już dość dawno temu, spotkało mnie tam wy-[ darzenie wzruszające. Z przyczyn, których już nie pamiętam, musiałam wyjść i udać się dokądś punktualnie, miałam zatem zamówioną taksówkę. Ostatnie pięć minut oczekiwania na nią spędzałam przy bardzo drogiej ruletce, gapiąc się bezmyślnie. Z automatów wyszłam wygrana, mogłam sobie zatem pozwalać na jakieś straty, ni z tego, ni z owego, to co trzymałam w ręku, postawiłam na zero i zero wyszło. Zostawiłam stawkę i zero wyszło ponownie, a zarazem taksówka przyjechała. W ten sposób, w ciągu pięciu minut, wygrałam dodatkowo siedem milionów starych złotych.
Przy okazji, raz na cały utwór, pragnę udzielić informacji ogólnej. Niech się nikomu nie wydaje, że na tych kasynach tak się nieziemsko bogacę. Wręcz przeciwnie, do fartownych nie należę, ponieważ urodziłam się w kwietniu i fundusze na egzystencję jestem zmuszona zdobywać uczciwą pracą. Jednakże z jednej strony zdarza mi się wygrać, z drugiej zaś istnieje generalna zasada: przegranych liczyć nie wolno!
Dlatego prawie wszystkie klęski pozwolę sobie przemilczeć.
Bezwzględnie najbardziej interesujące jest kasyno w Marriotcie.
Primo: dysponuje wszystkimi rodzajami gier. Automaty, ruletka, black-jack, poker, a niekiedy nawet tak zwane koło szczęścia, proszę bardzo, jest w czym wybierać.
Secundo: dba o klientów i osoby niewłaściwe usuwa w krótkich abcugach.
Tertio: wysokość stawek ma nader urozmaiconą. Od pięćdziesięciu groszy do dwudziestu pięciu złotych na pieniądze obecne.
Quarto: nie dość, że prowadzi bufet, to jeszcze z restauracji obok można dostać dowolny posiłek i spożyć go, na przykład, przy automacie.
Quinto: urządza niekiedy imprezy dodatkowe, w których jednostki nieprzeciętnie fartowne wygrywają drobiazgi w postaci samochodu, lub też sztabek złota, jednostki mniej fartowne zaś dostają nader smakowite kanapki i szampana. Co do szampana, nie zalecam, nie jest on bowiem wytrawny i daleko mu do Veuve Clicot, ale to już kwestia gustu. Niektórzy lubią słodkie świństwa.
Sexto: nie trzeba chodzić po żadnych schodach.
Starczy chyba, nie?
Dawno temu, prawie w sekundę po zmianie ustroju, w kasynie w Marriotcie grało się na dolary. Złote polskie powodzenia nie miały. W owym to czasie udały się do miejsca rozpusty moje dzieci, ściśle biorąc mój całkowicie dorosły syn. jego żona oraz dwie goszczące u nich i zaproszone osoby. O dolarowej presji nie wiedzieli, mieli przy sobie bardzo i dużo pieniędzy w walucie rodzimej i przymus ich zaskoczył. Dolary posiadali również, w ilości sztuk trzy. Tak jest, trzy | dolary drobnymi.
Читать дальше