Joanna Chmielewska - Hazard
Здесь есть возможность читать онлайн «Joanna Chmielewska - Hazard» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Биографии и Мемуары, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Hazard
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Hazard: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Hazard»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Hazard — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Hazard», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Zdaje się, że te trzy dolary miał mój syn. Zostały : wręczone mojej synowej ze stanowczym rozkazem, aby robiła, co chce. Moja synowa, przytomna dziewczy-rozsądnie udała się do ruletki i postawiła jednego raz (mówiłam, że kobiety postępują racjonalniej niż wyżni!) na 30, liczbę swoich lat. I oczywiście 30 przylało.
Kiedy wychodzili, po całym wieczorze rozrywki, mieli | łych dolarów trzysta.
Co do liczby lat, jest to zasada, od wieków sprawdzona, l którą szanują chyba nawet siły nadprzyrodzone. Jeden mój i stary znajomy, kolega po byłym fachu, anty-hazardzista, : który nigdy w nic nie gra, w bardzo dawnych czasach znalazł : w Monte Carlo. Z grzeczności postanowił raz cokolwiek postawić i, rzecz jasna, wybrał ruletkę. Postawił na liczbę swoich lat, a miał ich 32. 32 przyszło, zgarnął całkiem niezłą wygraną i więcej noga jego w tym przybytku nie postała.
Wracając do Marriotta, z dolarów dość szybko zrezygnowano i zaczęłam tam bywać bez przeszkód.
Jako pierwszy, utkwił w mojej pamięci jeden taki. Młody
na, ale nie to mnie zainteresowało. Zgniewał mnie i zgoła wyprowadził z równowagi, ponieważ na okrągło zajmował automat, na którym chciałam grać. Trwało to tyle czasu, że w końcu spytałam obsługę, w czym dzieło i czy on w ogóle niekiedy stąd wychodzi. No i dowiedziałam się, w czym dzieło.
Facet się zaciął. Grał na tym jednym automacie najwyższą stawką bez przerwy, oczywiście przegrywał, brakowało mu pieniędzy, zajmował maszynerię, jechał na miasto po fundusze, wracał i kontynuował szaleństwo. Obsługa się nim zainteresowała, z samej ciekawości wyliczyli, ile przegrywa. W ostatecznym rezultacie władował w pudło dwa i pół miliarda starych złotych.
W końcu, po ładnych paru tygodniach, zabrakło mu pieniędzy albo może ktoś go utemperował. Znikł z horyzontu i mogłam przejąć automat, który podobał mi się z dwóch przyczyn. Korytko do żetonów miał wyłożone jakimś pluszem, który tłumił hałas, i ustawiony był w kącie, obok przejścia służbowego. W razie gdyby jakiś kibic stał mi za plecami, odpadało głupie gadanie, że przygląda się komuś innemu, i mogłam go wykopać energicznym protestem.
Co do hałasu natomiast...
O nie, nie będę pisać utworu, w którym ktokolwiek miałby mi zabronić wtrętów, wspomnień, uwag własnych i tym podobnych głupot. Właśnie to wtrącę, aczkolwiek z kasynami nie ma kompletnie nic wspólnego.
Otóż okazuje się, że kobiety powyżej czterdziestki zapadają niekiedy na rodzaj nadwrażliwości akustycznej. Wszystkie dźwięki docierają do nich jakoś intensywniej i stają się nieznośne. Stąd, między innymi, konflikt rodzice-dzieci, syn lub córka uwielbiają potężne ryki, a matka od tego szału dostaje. Stwierdziłam to zjawisko na przykładzie jednej mojej przyjaciółki, która cierpiała na maszynę do szycia.
Sąsiadka dwa piętra nad nią maniacko szyła na maszynie. Maszyna maszyną, ale owa moja przyjaciółka przyznała mi się, że, wręcz głupio jej to wyznać, słyszy kota sąsiadów piętro wyżej. Kot, jak wiadomo, stworzenie ciche, a jednak do niej dociera, cóż zatem mówić o maszynie, z natury rzeczy hałaśliwej. Doszła w końcu do stanu, w którym ona, prawnik z powołania, sędzia Sądu Najwyższego, jednostka przeraźliwie praworządna i łagodnego charakteru, zaczęła rozpatrywać możliwość zabicia tej szyjącej baby siekierą na klatce schodowej tak, żeby jej nikt nie złapał.
W tym z przyjemnością wzięłabym udział, ale gorszące sceny nie zdążyły nastąpić. Którejś wolnej soboty moja przyjaciółka zadzwoniła do mnie, prezentując sobą strzęp człowieka.
- Słuchaj, ona szyje - łkała histerycznie w telefon. - Od rana! Ja już nie mogę, nie mogę, nie mogę...!!!
- Zaraz do ciebie przyjeżdżam - powiedziałam pośpiesznie. - Wytrzymaj jeszcze parę minut!
Znalazłam się u niej po kwadransie. Baba rzeczywiście szyła i odczułam to na własnej skórze. Nie ucho było tu ważne, tylko cała reszta anatomii. Na maszynę reagował budynek, rezonował i czuło się te dźwięki w żebrach. Jako były architekt i była żona radiowca wyjście znalazłam od razu.
- Ją trzeba odizolować - stwierdziłam stanowczo. - Wystarczy podłożyć pod tę maszynę kawałek płyty pilśniowej miękkiej i z głowy. Może sobie szyć do upojenia, a ty nic nie usłyszysz.
Moja przyjaciółka w takie szczęście nie uwierzyła. Nadal prezentowała sobą jednostkę nie bardzo ludzką. Zdecydowałam się iść do baby, odmówiła udziału w tej wizycie, ostrzegając, że nie odpowiada za siebie i może dokonać czynów karalnych. Poszłam zatem sama.
Pogawędkę odbyłam przyjaźnie, bo nie ja tu mieszkałam i nie mnie maszyna zatruwała życie. Facetkę wystraszyła informacja, że słychać ją w całym domu. Zaproponowałam, że płytę pilśniową miękką dostarczę osobiście, zanim to jednak mogło nastąpić, baba z własnej inicjatywy użyła posiadanego wojłoku i nader skwapliwie wetknęła go pod nogi narzędzia pracy. Pomogło od razu.
Krótko potem okazało się, że płyta pilśniowa miękka jest sennym marzeniem i fatamorganą, za tani produkt, żeby go w ogóle można dostać, to po pierwsze, a po drugie, baba szyje chałupniczo nielegalnie i gotowa jest iść na wszelkie ustępstwa, żeby to nie wyszło na jaw. Płytę ukradł gdzieś mój kumpel po byłym fachu, zaniosłam jej, wymieniła na nią swój wojłok, wyżej opisana przyjaciółka zaś zadzwoniła do mnie, płacząc tym razem ze szczęścia, i oznajmiła, że już nic nie słyszy.
Podobne zjawisko stało się też i moim udziałem i, można powiedzieć, znienawidziłam przesadny hałas. Dlatego podobał mi się cichy automat po półgłówku.
Zaczęłam sobie na nim grać. Nie pamiętam już, który to był raz, drugi czy trzeci. Płacił nawet dość przyzwoicie, coś tam przy tym piłam. Woda mineralna, sok grejpfrutowy i piwo znudziły mi się doszczętnie. Zastanawiałam się, co by tu wykombinować innego, i nagle przypomniała mi się whisky. Kiedyś bardzo lubiłam whisky, nie piłam jej od lat, ucieszona odkryciem, poprosiłam o napój, z tym że miało to być trochę whisky i potwornie dużo wody i lodu. Dostałam co trzeba, smak miało właściwy.
Okazało się, że automat też lubił whisky.
Płacił świetnie. Byłam ostro wygrana i błysnęła mi myśl, aby to wszystko wysypać i przy wygranej pozostać. Potem jednak przypomniałam sobie, że nie dla zysku tu siedzę, tylko dla zabawy, niech zatem szlag trafi wysypywanie, nareszcie mogę sobie pograć maksymalną stawką, za dwadzieścia. No i właśnie , tak grałam.
Automat zaś, zapewne doceniając napój, ni z tego, ni l owego, rąbnął mi dużego pokera. Główną wygraną. Bardzo długo baranim wzrokiem wpatrywałam się w te : dwieście milionów na stare pieniądze, nie pojmując, i widzę. Własne szczęście do gry znałam od lat doskonale l głupich złudzeń nie miałam od dawna. Główna wygrana, że poker bez dżokera, to była dla mnie czysta teoria, mnie i nie mogło spotkać w praktyce. A otóż właśnie spotkało. Na taki układ czyhał kretyn, chyba ze dwa miesiące zajmował automat. Nie wytrzymał i sukces spadł na mnie.
No i kto się będzie dziwił, że lubię kasyno w Marriotcie...?
Ogólnie biorąc, w tymże kasynie rozlega się potężny okrzyk, moim prywatnym zdaniem dla kasyn nietypowy.
- Jajka!!! Jajka!!! Trzy jajka!!! Z pożywieniem nie ma to nic wspólnego.
Znajdują się tam dwa zespoły automatów, zaraz, niech policzę, jeden ośmiu, a drugi sześciu, które komasują jakąś ilość gier. Widać na taśmie nad nimi, ile pieniędzy jest do wygrania. Stawka w zespole sześciu wynosi złotówkę, w zespole ośmiu pięćdziesiąt groszy, ale trzeba grać po trzy monety, żeby tę główną wygraną osiągnąć. Automaty zaliczają się do tych nudnych, same bary, niekiedy czereśnie, no i te jajka. Żadne jajka, jest to po prostu jakiś napis, przyznaję się dobrowolnie, że ani razu go porządnie nie odczytałam, uformowany w owalu. Rzeczywiście przypomina jajko w poziomie. Trzy takie jajka dają wygraną generalną, znaczy to, co tam na pasku u góry jest napisane.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Hazard»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Hazard» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Hazard» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.