Stanisław Srokowski - Strach. Opowiadania kresowe

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Srokowski - Strach. Opowiadania kresowe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2014, ISBN: 2014, Издательство: Fronda PL, Sp. z o.o., Жанр: Триллер, prose_military, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Strach. Opowiadania kresowe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Strach. Opowiadania kresowe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Strach. Opowiadania kresowe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Strach. Opowiadania kresowe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– W Kutach, powiadasz Elza? – upewnił się jednak, marszcząc czoło, dziadek Ignacy, który też pół świata obszedł, w kilku wojnach brał udział, pod samą Warszawą walczył, cud nad Wisłą widział, Moskali gonił, szramy na ramieniu pokazywał, ordery w kufrze trzymał, ale chyba o Kutach nie słyszał, bo nigdy o nich słowa nie pisnął.

– Tak, w Kutach – potwierdziła ciotka. – Nigdy żeś tam nie był? – z wyrzutem rzuciła, jakby miała o to do dziadka pretensje. Niby tak dużo wie, a w Kutach nie był?!

– Nigdy, Elza – odparł wolno dziadek. – Gdzie to jest? – popatrzył na nią pytająco.

– Na południe, Ignac, za Stanisławowem… za Kołomyją… jeszcze niżej…

– W górach… – ni to spytał, ni dodał dziadek Piotr, jakby mu coś świtało.

– Nie w samych górach, Piotr, ale w pobliżu gór – poinformowała ciotka.

– Gadało się – tajemniczo rzekł wujek Tośko, ale nie wyjaśnił, co się gadało i jakie konkretne gadanie miał na myśli.

– Tam dalej już idą Karpaty – włączył się wujek Marian, który musiał lepiej znać tamte strony niż dziadek Ignacy. Bo z gór sobie żonę sprowadził. Dziadek Piotr nie był specjalnie zadowolony z tego wyboru, ponieważ wujek Marian obcą sobie przywiózł, a nie swoją, ale już się do niej przyzwyczaił i nie marudził. – Wielkie góry, bardzo wielkie… – z namysłem cedził wujek Marian, jakby te góry nagle przed oczami zobaczył.

– Dalej już tylko Łemki, Bojki i Hucuły mieszkają, ludy honorne – wujek Tośko, który był specjalistą od ludów honornych zasiedlających góry, uniósł palec, jakby wskazując tę honorność. I mogło się okazać, że to on najwięcej wie o tych dziwnych ludach, a nie wujek Marian, bo już nabrał powietrza do płuc, głęboko westchnął i zaczął mówić, jak te ludy honorne wyglądają, jakie obyczaje mają, jakie kożuszki wyszywane noszą, jakie strawy na święta dla dusz zmarłych na parapetach okien zostawiają, by duchy przodków na ucztę się zlatywały, i już się tak rozochocił, że chciał opowiadać o nieznanych nam dudkach, trąbitach i molfarzach, gdy ciotka Elza gwałtownie mu przerwała, bo nie w smak jej była gawęda, gdy ona miała coś znacznie ważniejszego niż dudki do powiedzenia. Kręcąc z niechęcią głową, jakby obrażona, oznajmiła:

– Osaczają nas bandy ze wszystkich stron. Od południa zachodzą…

Wujek Tośko zamilkł. Przez dom jakby czerwona iskra przeleciała. Cicho się zrobiło. Ojciec z niepokojem zerknął na matkę, sprawdzając, czy nie drżą jej już usta, bo wiedział, że jak zacznie się najciemniejsza godzina wieczoru, matce zaczną drżeć usta i będzie załamywać ręce. Ale matce nie drżały jeszcze usta, siedziała sztywna, zamknięta w sobie, obca.

– W Kutach Ormian rżną – rzuciła ciotka.

Dziadek Piotr poprawił się na ławie. Matka głośno przełknęła ślinę. A dziadek Ignacy uniósł ramiona i spytał, jakby nie wierzył.

– Ormian?

– Tak, Ignacy, Ormian – powtórzyła ciotka.

– Taki sprawiedliwy naród – powiedział wujek Tośko.

– I mądry – dodała ciotka.

– Kilka razy Ormianie przejeżdżali z dywanami przez naszą wieś – rzucił wujek Marian.

– Handlem się zajmują, wiarę podobną do naszej wyznają – znowu się zapalił wujek Tośko, by się pochwalić, jak dużo wie o Ormianach. I zaczął mówić, że Turki i Mongoły ich torturowali, do więzień wsadzali, więc oni z dalekiej Azji do nas przybyli, z takiej góry, która się Ararat nazywa. A tam, na tej górze, Arka Noego osiadła. I już by całą historię opowiedział, gdyby nie ciotka Elza, która tym razem ściągnęła brwi, nachmurzyła się i kategorycznie przerwała:

– Krew się leje!

Wujek Tośko zastygł. Nikt nie drgnął. Wiadomo już było, że jak się krew leje, nie można o niczym innym gadać, tylko o krwi. Bo krew za sobą słowa o krwi pociąga. Jakby wsiąka w głąb słów, w litery, w zdania, w zgłoski, w języki i zabarwia je krwistymi, ciemnymi kolorami.

– Straszna krew się leje – gorzko dodała ciotka i już wiadomo było, że kolejna jej opowieść będzie ciężka i trudna. Nie wiedziałem, czy mam się pod łóżkiem schować, czy głębiej w zapiecku ukryć, czy wprost przeciwnie, przysunąć się na sam brzeg i słuchać. Bo co jak co, ale słuchać to lubiłem bez końca. Taki już byłem. Strach mnie zżerał, bałem się okropnie, ale słuchałem, bo to było silniejsze ode mnie.

– Kuty to miasto, a nie wieś – cicho mówiła ciotka, a wszyscy się ku niej nachylili, by lepiej słyszeć. Ja też nastawiłem uszu i z zapiecka się w nią wpatrywałem. Do dzisiaj drżę cały. Coś niesamowitego pociągało mnie jednak w tych opowieściach, jakaś mroczna strona, gęsta materia, niepojęta gra światów, które gwałtownie pękały i zapadały się w odmętach mroku.

– Do niedawna, jak wiecie – mówiła ciotka – napadali i mordowali ludzi po wsiach. Nocami nadciągali z lasów, nożami, widłami i siekierami tłukli – tłumaczyła. – Do miasta jednak bali się wejść – urwała, zamknęła oczy, jakby z ciemności chciała wydobyć jakiś obraz. – A teraz zhardzieli – pokiwała głową z wyrazem goryczy w oczach – a to znaczy, że człowiek już nigdzie nie jest bezpieczny.

– A kiedy był bezpieczny… – westchnął dziadek Ignacy. – Jak świat światem wojny, zarazy, mordy, nieszczęścia…

– Ale nie takie, jak teraz – wtrącił wujek Tośko.

– To prawda – poparł go dziadek Piotr – różne ja biedy widział na świecie, cholery, trądy, pomory, dżumy, morowe powietrze, ale takiego nieszczęścia, jakie spadło na nasze głowy, jeszczem nie widział.

– Gadali ludzie – podjął jego myśl dziadek Ignacy – że Turki swoich wrogów, Ormianów i Greków, nie tylko na pal wbijali, ale podkowy do stóp im gwoździami jak koniom przybijali i kazali podkutym iść przed siebie…

Matka jęknęła, ale wciąż jeszcze wargi jej nie drżały.

Ciotka wsłuchiwała się w te głosy milcząco, a gdy dziadek skończył, powiedziała:

– To prawda, że wiele cierpienia, krwi i bólu człowiek znosi, ale – zamarła – ale – zastanowiła się nad czymś głębiej i powiedziała – by morderca czerpał radość z tego, że morduje, to wszelkie pojęcie ludzkie przechodzi.

Właśnie tak powiedziała: „Wszelkie pojęcie ludzkie przechodzi”.

– Już się dnia nie boją – mściwie rzuciła.

– W dzień napadają? – jeszcze bardziej nachylił się ku niej dziadek Ignacy. Wyraźnie coś mu tu nie pasowało.

– Nie może być – wspomógł go dziadek Piotr. – W dzień wszystko widać – rozłożył ręce. – Jakże to tak?

– Skoro wszystko widać i napadają w dzień, to znaczy, że idą już na całego – z żelazną logiką tłumaczyła ciotka. – Do tej pory bali się, a może wstydzili, że ktoś ich rozpozna, ale teraz już nie tylko się nie boją, ale i nie wstydzą. A to znaczy, że na wszystko są już gotowi. Nie ma przed nimi żadnych przeszkód.

– No, a jakby ktoś ich rozpoznał? – nieśmiało wtrąciła matka. – Jakby to sąsiad napadł, dla przykładu, nasz Kurysz albo Pereściuk? Gdyby napadli na nas razem, a my byśmy ich rozpoznali i musieliby nam patrzeć w oczy… To co? – bezradnie się rozejrzała.

Nikt nie odpowiedział. Nawet ciotka Elza milczała. Ale znowu musiała się nad tym zastanawiać, bo ruszała brwiami, aż w końcu się odezwała:

– Jak człowiek nie ma wstydu, to i sumienia nie ma.

– A człowiek bez sumienia jest jak zwierzę – dodał dziadek Ignacy.

– Nie, Ignacy – nie zgodziła się ciotka Elza. – Zwierzęta nie napadają na siebie, chyba że są głodne. Nigdy nie mordują, aby się cieszyć. Mają swoje zwierzęce sumienie, choć my o tym nie wiemy. A mordercy z leśnych band napadają, by się radować. Nie powiedziała, by się cieszyć, ale „by się radować”. Jakby radowanie się to było coś znacznie więcej niż cieszenie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Strach. Opowiadania kresowe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Strach. Opowiadania kresowe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Graham Masterton - Strach
Graham Masterton
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Aleksander Filonow
Яцек Дукай - Opowiadania
Яцек Дукай
Władysław Stanisław Reymont - Fermenty
Władysław Stanisław Reymont
Отзывы о книге «Strach. Opowiadania kresowe»

Обсуждение, отзывы о книге «Strach. Opowiadania kresowe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x