– Nie, dziękujemy.
Cram zerknął na nią.
– Dobra odpowiedź.
Cram. Ponownie zerknęła na zbyt małe zęby. Odpowiedniejszym przezwiskiem byłby Tic-tac.
– Max, masz coś zadane?
– Tak, mamo.
– No to zmykaj.
Max spojrzał na Crama.
– Spadam – oznajmił. – Pogadamy później.
Ponownie stuknęli się pięściami, po czym Max umknął z beztroską sześciolatka. Zadzwonił telefon. Grace sprawdziła numer. Scott Duncan. Postanowiła zostawić rozmowę automatycznej sekretarce. Teraz ważniejsza jest rozmowa z Cramem. Poszli do kuchni. Przy stole siedzieli dwaj mężczyźni. Grace stanęła jak wryta. Żaden z nich na nią nie spojrzał.
Szeptali do siebie. Grace już miała coś powiedzieć, ale Cram dał jej znak, żeby wyszła na zewnątrz.
– Kim oni są?
– Pracują dla mnie.
– Co robią?
– Niech się pani nimi nie przejmuje.
Przejmowała się, ale w tym momencie były ważniejsze sprawy.
– Miałam telefon od jakiegoś faceta – powiedziała. Dzwonił na moją komórkę.
Powiedziała mu, co usłyszała przez telefon. Cram wysłuchał tego, nie zmieniając wyrazu twarzy. Kiedy skończyła, wyjął papierosa.
– Ma pani coś przeciwko temu, że zapalę?
Powiedziała mu, że może palić.
– Nie będę palił w domu.
Grace się rozejrzała.
– Czy dlatego wyszliśmy na zewnątrz?
Cram nie odpowiedział. Zapalił papierosa, zaciągnął się głęboko i wypuścił dym nosem. Grace spojrzała na podwórko sąsiadów. W zasięgu wzroku nie było nikogo. Gdzieś szczekał pies. Warkot kosiarki rozdzierał powietrze niczym dźwięk nadlatującego helikoptera.
Grace popatrzyła na Crama.
– Zdarzało się panu grozić ludziom, prawda?
– Uhm.
– Zatem jeśli zrobię, co mi kazał, jeżeli przestanę, sądzi pan, że zostawią nas w spokoju?
– Zapewne. – Cram zaciągnął się tak głęboko, że zapadły mu się policzki. – Jednak rzecz w tym, dlaczego chcą panią powstrzymać.
– Jak to?
– Tak to, że najwidoczniej jest pani blisko. Najwidoczniej na coś pani trafiła.
– Nie mam pojęcia na co.
– Dzwonił pan Vespa. Chce się spotkać dziś wieczorem.
– W jakiej sprawie?
Cram wzruszył ramionami. Znów odwróciła wzrok.
– Gotowa na następne złe wiadomości? – zapytał Cram.
Popatrzyła na niego.
– Pokój komputerowy. Ten na tyłach.
– Co z nim?
– Są w nim pluskwy. Jedno urządzenie podsłuchowe, jedna kamera.
– Kamera? – Nie wierzyła własnym uszom. – W moim domu?
– Taak. Ukryta kamera. Jest w książce stojącej na półce.
Dość łatwo ją znaleźć, jeśli się wie, czego szukać. Można taką kupić w każdym sklepie z elektronicznymi gadżetami. Na pewno widziała pani, jak reklamują je w sieci. Chowa się je w zegarach, wykrywaczach dymu i tym podobnych rzeczach.
Grace przetrawiała to, co usłyszała.
– Ktoś nas szpieguje?
– Uhm.
– Kto?
– Nie mam pojęcia. Nie sądzę, że to gliny. Zbytnia amatorszczyzna” jak na nich. Moi chłopcy z grubsza przeszukali resztę domu. Na razie nic więcej nie znaleźli.
– Jak długo… Jak długo ta kamera i… to urządzenie podsłuchowe, tak? Od jak dawna tutaj są?
– Nie wiadomo. Właśnie dlatego wyszliśmy na zewnątrz.
Żeby swobodnie porozmawiać. Wiem, że mnóstwo rzeczy zwaliło się pani na głowę, ale czy możemy omówić wszystko teraz?
Przytaknęła, chociaż nadal była oszołomiona.
– W porządku, po kolei. Ten sprzęt. Nie jest szczególnie wymyślny. Ma zasięg około trzydziestu metrów. Po włączeniu sygnał może być odbierany w jakiejś furgonetce lub podobnym pojeździe. Zauważyła pani jakieś furgonetki parkujące przez dłuższy czas przy tej ulicy?
– Nie.
– Tak myślałem. Sygnał pewnie idzie do magnetowidu.
– Zwykłego magnetowidu?
– Najzupełniej.
– Który musi znajdować się w promieniu trzydziestu metrów od domu?
– Uhm.
Rozejrzała się, jakby spodziewała się, że zobaczy coś takiego w ogrodzie.
– Jak często muszą zmieniać taśmę?
– Nie rzadziej niż co dwadzieścia cztery godziny.
– Domyślacie się, gdzie on jest?
– Jeszcze nie. Czasem taki magnetowid jest schowany w piwnicy lub w garażu. Zapewne mają dostęp do domu, dzięki czemu mogą zabierać nagrane taśmy i zakładać nowe.
– Chwileczkę. Jak to „mają dostęp do domu”?
W zruszył ramionami.
– Jakoś zainstalowali tu kamerę i mikrofon, prawda?
Znów poczuła wzbierającą wściekłość. Przed oczami zawirowały czerwone płatki. Popatrzyła na sąsiednie domy. Dostęp.
Kto miał dostęp do domu?, zadała sobie pytanie. I cichy głosik odpowiedział…
Cora.
Och nie, niemożliwe. Grace odepchnęła tę myśl.
– A więc musimy znaleźć ten magnetowid.
– Tak.
– A potem cierpliwie czekać – dokończyła. – Zobaczyć, kto przyjdzie po taśmę.
– To jedna z możliwości – zaznaczył Cram.
– Ma pan lepszy pomysł?
– Raczej nie.
– A potem co, będziemy śledzili faceta i zobaczymy, dokąd nas doprowadzi?
– Można tak to załatwić.
– Ale…?
– To ryzykowne. Moglibyśmy go zgubić.
– Co więc by pan zrobił?
– Gdyby to zależało ode mnie, zgarnąłbym gościa. I zadał mu kilka pytań.
– A jeśli odmówi odpowiedzi?
Cram nadal uśmiechał się uśmiechem morskiego drapieżnika.
Twarz tego człowieka zawsze wyglądała okropnie, ale Grace zaczynała się już do tego przyzwyczajać. Zrozumiała, że nie chciał jej przestraszyć. To coś, co zrobiono z jego twarzą, nadało jej na zawsze taki wyraz. I był to wyraz bardzo wymowny. Sprawił, że jej pytanie było czysto retoryczne.
Grace zamierzała zaprotestować, powiedzieć mu, że zamierza załatwić tę sprawę w cywilizowany sposób, zgodnie z prawem.
Zamiast tego powiedziała:
– Grozili mojej córce.
– Owszem.
Popatrzyła na niego.
– Nie mogę zrobić tego, czego żądają. Nawet gdybym chciała. Nie mogę po prostu zrezygnować i poddać się.
Milczał.
– Nie mam wyboru, prawda? Muszę z nimi walczyć.
– Nie widzę innego wyjścia.
– Wiedział pan to od początku.
Cram przechylił głowę.
– Pani też.
Zadzwoniła jego komórka. Cram otworzył ją, ale nie powiedział nic, nawet „halo”. Po kilku sekundach zamknął klapkę i oznajmił:
– Ktoś nadjeżdża.
Spojrzała na podjazd. Zatrzymał się na nim ford taurus.
Wysiadł z niego Scott Duncan i ruszył w kierunku domu.
– Zna go pani? – zapytał Cram.
– To – powiedziała – jest Scott Duncan.
– Facet, który skłamał, że jest z biura prokuratora?
Grace skinęła głową.
– Może – rzekł Cram – zostanę w pobliżu.
Zostali w ogrodzie. Scott Duncan stał obok Grace. Cram usunął się na bok. Duncan raz po raz zerkał w jego stronę.
– Kto to?
– Nie chcesz tego wiedzieć.
Spojrzała znacząco na Crama. Zrozumiał i wszedł do domu.
Grace i Scott Duncan zostali sami.
– Czego chcesz? – zapytała.
Duncan wyczuł jej nastawienie.
– Coś się stało, Grace?
– Po prostu dziwię się, że już skończyłeś pracę. Sądziłam, że prokuratura okręgowa ma więcej roboty.
Nie odpowiedział.
– Kot zeżarł ci język, panie Duncan?
– Dzwoniłaś do mojego biura.
Wskazującym palcem dotknęła czubka nosa na znak, że trafił w dziesiątkę. Po czym dorzuciła:
– Och, zaczekaj, drobna poprawka. Zadzwoniłam do biura prokuratora okręgowego. Najwidoczniej tam nie pracujesz.
Читать дальше