– Jak to przyjął?
– Źle. Pragnął kolejnego pojednania.
– Powiedział coś jeszcze po wyjęciu pieniędzy?
– Nic.
– I nie masz pojęcia…
– Zielonego.
Drzwi pokoju otworzyły się z rozmachem i wpadła przez nie czerwona i wściekła Hester Crimstein.
– Idioci! Mówiłam, żebyście trzymali się z daleka od sprawy.
– To nie my, to pani ją pokpiła – odparł Myron.
– Co takiego?!
– Załatwienie wyjścia za kaucją powinno być formalnością.
– I byłoby, gdyby nie wasza obecność na sali. Zrobiliście dokładnie to, na co liczył prokurator. Chciał wykazać sędzi, że oskarżona ma środki na sfinansowanie ucieczki, i proszę bardzo, w pierwszym rzędzie siedzą słynny były sportowiec i jeden z najbogatszych playboyów w kraju! Hester zatupała w szarą wykładzinę dywanową, jakby gasiła tlące się poszycie lasu.
– Ta sędzia to zakichana liberałka! Właśnie dlatego zaczęłam od wstawienia kitu o pracowitej Latynosce. Nienawidzi bogatych, prawdopodobnie dlatego, że sama jest bogata. Siedzący w pierwszym rzędzie modelowy burżuj – wskazała głową Wina – to jak wymachiwanie czarnemu sędziemu przed nosem sztandarem konfederatów.
– Powinna pani zrezygnować z obrony – powiedział Myron. Hester Crimstein gwałtownie obróciła się ku niemu.
– Oszalał pan?!
– Pani sława działa przeciwko pani. Nawet jeżeli ta sędzia nie lubi bogatych, to nie kocha też znanych osobistości. Ta sprawa nie jest dla pani.
– Bzdura. Broniłam w trzech procesach, które prowadziła. Wygrałam wszystkie.
– To również może jej się nie spodobać.
Z Hester Crimstein zeszło trochę pary. Cofnęła się, opadła na fotel.
– Odmowa wyjścia za kaucją – powiedziała głównie do siebie. – Nie do wiary, że w ogóle mieli czelność zgłosić taki wniosek. – Poprawiła się w fotelu, prostując. – Dobrze, rozegramy to tak. Zażądam wyjaśnień. Wy dwaj ani słowa. Żadnych rozmów z policją, prokuraturą, prasą. Z nikim. Dopóki nie zorientujemy się, co takiego was troje, ich zdaniem, zrobiło.
– Nas troje?
– Słuchał pan czy nie, Myron? Podejrzewają was o intrygę z pieniędzmi.
– Całą trójkę?
– Tak.
– Dlaczego?
– Nie wiem. Wspomnieli o pańskim wyjeździe na Karaiby, być może na Kajmany. Wszyscy wiemy, co znaczy ta aluzja.
– Wpłacenie gotówki na konta w raju podatkowym – odparł Myron. – Tylko że ja wyjechałem z kraju trzy tygodnie temu, przed wyjęciem przez Clu gotówki. I nawet nie zbliżyłem się do Kajmanów.
– Widać chwytają się każdej możliwości – uznała adwokatka. – Ale do pana z pewnością dobiorą się na całego. Mam nadzieję, że księgi macie w porządku, ponieważ ręczę, że przed upływem godziny zażądają od pana ich udostępnienia.
Skandal finansowy, pomyślał Myron. Wspomniał coś o tym FJ. Hester Crimstein skupiła się na Winie.
– Czy to prawda, że Clu wyjął dużą sumę? – spytała.
– Owszem.
– Mogą udowodnić, że Esperanza o tym wiedziała?
– Prawdopodobnie tak.
– Cholera!
Adwokatka przemyślała to sobie.
Win odszedł w kąt pokoju i zadzwonił z komórki.
– Proszę mnie zrobić obrońcą pomocniczym – powiedział Myron.
– Słucham?!
Hester Crimstein podniosła wzrok.
– Wczoraj wieczorem podkreśliła pani, że jestem członkiem palestry. Niech mnie pani powoła na adwokata Esperanzy, a wtedy wszystko, co ona mi powie, podpadnie pod przepis adwokat – klient.
– Po pierwsze, nie nabiorą się na to. Sędzia uzna to za kruczek zwalniający pana od składania zeznań. Po drugie, to kretyństwo. Nie dość że podobne zagranie cuchnie desperacją, to zamknięcie panu w taki sposób ust sprawi wrażenie, że mamy coś do ukrycia. Po trzecie, i tak mogą pana oskarżyć w tej sprawie.
– Niby jak? Już pani powiedziałem, byłem na Karaibach.
– Owszem. Gdzie nikt nie mógł pana znaleźć, oprócz naszego burżuja. Co za traf!
– Myśli pani…
– Nic nie myślę, Myron. Wyliczam, co może myśleć prokurator. Na razie tylko zgadujemy. Niech pan wraca do swojego biura. Wezwie księgowego. Upewni się, że księgi są w porządku.
– Są w porządku. Nie ukradłem ani centa.
– No a pan? – zagadnęła Hester Wina. Win rozłączył się.
– Co ja? – spytał.
– Pana również wezwą do okazania ksiąg. Win wygiął brew.
– Spróbują.
– Są czyste?
– Tak, że można z nich jeść.
– Wszystko jedno. To zmartwienie pańskich adwokatów. Ja mam dość na głowie. Zamilkli.
– Jak wydostaniemy ją z aresztu? – spytał Myron.
– Nie my. Ja. Wy trzymajcie się od tego z daleka.
– Pani nie będzie mi rozkazywać.
– Nie? A Esperanza?
– Esperanza?
– To jest w takim samym stopniu jej żądanie, jak moje. Trzymajcie się od niej z daleka.
– Nie wierzę, że to powiedziała.
– Radzę uwierzyć.
– Jeśli nie chce, żebym wtrącał się do sprawy, musi mi to powiedzieć prosto w oczy.
– Dobrze. – Hester Crimstein ciężko westchnęła. – Załatwmy to od razu.
– Co?
– Chce pan to usłyszeć z jej ust? Niech pan da mi pięć minut.
– Muszę wrócić do biura – oznajmił Win.
– Nie interesuje cię, co powie Esperanza? – spytał zaskoczony Myron.
– Nie mam czasu.
Win sięgnął do klamki. Ton jego głosu zatrzasnął drzwi do dalszej dyskusji.
– Gdybyś chciał skorzystać z moich szczególnych talentów, mam komórkę – powiedział. Wychodząc spiesznie z pokoju, minął się z Hester Crimstein.
– A ten dokąd? – spytała, patrząc za nim w korytarzu.
– Do biura.
– Skąd nagle dostał takiego popędu?
– Nie spytałem.
– Hmm – mruknęła, unosząc brew.
– Hmm?
– Zarządzał kontem, z którego pochodziły zaginione pieniądze.
– I co z tego?
– Być może miał powód, by uciszyć Clu Haida.
– Nonsens.
– Twierdzi pan, że nie jest zdolny zabić? Myron nie odpowiedział.
– Jeśli tylko połowa historii, które słyszałam o Windsorze Lockwoodzie, jest prawdą…
– Powinna pani mieć na tyle rozumu, by nie wierzyć plotkom. Spojrzała na niego.
– A gdybym powołała pana na świadka i spytała, czy widział pan kiedyś, jak Windsor Horne Lockwood Trzeci kogoś zabił, co by pan odpowiedział?
– Że nie.
– Aha. Widzę, że wagarował pan również na zajęciach na temat krzywoprzysięstwa.
– Kiedy zobaczę Esperanzę? – spytał Myron, puszczając to mimo uszu.
– Chodźmy. Czeka na pana.
Esperanza, wciąż w pomarańczowym aresztanckim kombinezonie, siedziała przy długim stole. Rozkute z kajdanków ręce trzymała splecione przed sobą, minę miała pogodną jak figura w kościele. Hester dała znak policjantowi i wyszli razem z pokoju. Kiedy zamknęli drzwi, Esperanza uśmiechnęła się do Myrona.
– Witaj z powrotem – powiedziała.
– Dzięki.
Przyjrzała mu się bacznie.
– Gdyby twoja opalenizna była odrobinę ciemniejsza, mógłbyś ujść za mojego brata.
– Dzięki.
– Oho, wciąż gładki w mowie wobec pań.
– Dzięki.
Prawie się uśmiechnęła. Na przekór okolicznościom zachowała promienność. Jej elastyczna skóra i kruczoczarne włosy połyskiwały na jaskrawopomarańczowym tle aresztanckiego wdzianka, a oczy przywodziły na myśl księżyc nad Morzem Śródziemnym i białe wiejskie bluzki.
– Lepiej się czujesz? – spytała.
– Tak.
– Gdzie byłeś?
– Na prywatnej wyspie na Karaibach.
Читать дальше