– Trzy tygodnie?
– Tak.
– Sam?
– Nie.
– Konkretnie – ponagliła, gdy nie rozwinął tematu.
– Uciekłem z piękną prezenterką telewizyjną którą ledwo znałem. Uśmiechnęła się.
– Czy ona, ujmując to delikatnie, cię przeleciała?
– Jak odrzutowiec.
– Miło słyszeć. Jeśli ktoś zasłużył, by przelecieć go jak odrzutowiec…
– Zgadza się, to ja. Wybrany na ostatnim roku studiów na Najbardziej Zasługującego na Przelecenie. Spodobało jej się to. Usiadła wygodnie, krzyżując nogi swobodnie niczym w koktajlbarze. W pozie, łagodnie mówiąc, osobliwej, zważywszy na scenerię.
– Nie powiedziałeś nikomu, gdzie jesteś.
– Tak.
– A jednak Win znalazł cię w ciągu niewielu godzin. Żadnego z nich to nie zdziwiło. Na krótko zamilkli.
– Jak się czujesz? – spytał Myron.
– Dobrze.
– Nic ci nie potrzeba?
– Nie.
Nie miał pomysłu, jak kontynuować rozmowę, jaki temat poruszyć, w jaki sposób. Esperanza znowu przejęła piłkę i zaczęła dryblować.
– A więc ty i Jessica rozstaliście się?
– Tak.
Pierwszy raz przyznał to na głos. Zabrzmiało dziwnie. Esperanza uśmiechnęła się bardzo szeroko.
– Nie ma złego bez dobrego! – powiedziała triumfalnie. – A więc to naprawdę koniec? Królowa Zołz odeszła na dobre?
– Nie nazywaj jej tak.
– Odeszła na dobre?
– Chyba.
– Powiedz tak, Myron. Lepiej się poczujesz. Nie zdobył się na to.
– Nie przyszedłem tu mówić o sobie – odparł. Esperanza w milczeniu skrzyżowała ręce na piersi.
– Wydobędziemy cię z tego. Obiecuję.
Skinęła głową, wciąż udając luz. Gdyby była palaczką, puściłaby kółka.
– Lepiej wracaj do firmy. Straciliśmy za dużo klientów.
– Nie dbam o to.
– A ja tak. – Jej głos się zaostrzył. – Jestem twoją wspólniczką.
– Wiem.
– Współwłaścicielką RepSport MB. Chcesz się zniszczyć, proszę bardzo. Ale niech cię ręka boska broni od ciągnięcia z sobą w przepaść mojego apetycznego tyłka!
– Ja nie o tym. Po prostu mamy w tej chwili większe zmartwienia.
– Nie.
– Co nie?
– Nie mamy większych zmartwień. Nie chcę, żebyś mieszał się do tej sprawy.
– Nie rozumiem.
– Do obrony wynajęłam jedną z czołowych adwokatek od spraw kryminalnych. Zostaw to jej. Myron próbował pogodzić się z tymi słowami, ale przypominały niesforne dzieci, które napchały się słodyczami.
– Co się dzieje? – spytał, pochylając się do przodu.
– Nie mogę o tym mówić.
– Słucham?
– Hester zabroniła mi rozmawiać o tej sprawie z kimkolwiek, nawet z tobą. Rozmowy z tobą nie są bezpieczne.
– Myślisz, że mógłbym się wygadać?
– Jeżeli zmuszą cię do zeznań…
– Wtedy skłamię.
– Nie będziesz musiał.
Myron otworzył usta, zamknął je i spróbował jeszcze raz.
– Win i ja pomożemy ci. Jesteśmy w tym dobrzy.
– Nie obraź się, Myron, ale Win to czubek. Kocham go, lecz nie trzeba mi pomocy w jego stylu. No, a ty… – Esperanza urwała, podniosła wzrok, rozplotła ręce i spojrzała mu prosto w oczy – jesteś towarem uszkodzonym. Nie potępiam cię za ucieczkę. Prawdopodobnie dobrze zrobiłeś. Nie udawaj jednak, że doszedłeś do siebie.
– Nie doszedłem – przyznał. – Ale na to jestem gotowy. Pokręciła głową.
– Skup się na agencji – powiedziała. – Utrzymanie jej przy życiu wymaga wielkiego wysiłku.
– Nie powiesz mi, co się stało?
– Nie.
– To bez sensu.
– Podałam ci już powody…
– Naprawdę boisz się, że obciążę cię zeznaniami?
– Tego nie powiedziałam.
– Więc o co chodzi? Jeżeli uważasz, że sprawa mnie przerasta, w porządku, mogę to kupić. Ale to nie powstrzymałoby cię od rozmowy ze mną. Pewnie dla świętego spokoju sama byś mi wszystko powiedziała, żebym tylko nie węszył w tej sprawie. Więc co tu jest grane?
Zamknęła się w sobie.
– Jedź do biura, Myron – poradziła. – Chcesz pomóc? Ocal naszą firmę.
– Zabiłaś go?
Pożałował tych słów już w chwili, gdy je wypowiedział. Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby uderzył ją w twarz.
– Nie obchodzi mnie, czy to zrobiłaś – dodał. – Pozostanę przy tobie bez względu na wszystko.
Chcę, żebyś to wiedziała.
Esperanza opanowała się. Odsunęła krzesło, wstała. Kilka chwil wpatrywała się badawczo w jego twarz, jakby szukała w niej czegoś, co zwykle tam było. Potem odwróciła się, wezwała strażnika i wyszła.
Kiedy Myron dotarł do agencji, Wielka Cyndi już okupowała biurko w recepcji. Siedzibę mieli w świetnym punkcie, w samym środku Park Avenue w śródmieściu. Wielopiętrowa kamienica Lock – Horne'ów należała do rodziny Wina od czasu kiedy prapra – et cetera dziadek Horne (a może Lockwood?) rozebrał indiańskie tipi i przystąpił do jej budowy. Myron wynajmował powierzchnię biurową od Wina ze zniżką. W zamian Win zawiadywał sprawami finansowymi jego klientów. Układ ten był dla MB bardzo korzystny. Oprócz znakomitego adresu i zagwarantowania klientom usług finansowych niemal legendarnego Windsora Horne'a Lockwooda Trzeciego, agencję RepSport spowijała aura solidności, jaką mogło pochwalić się niewiele firm.
Biuro mieściło się na jedenastym piętrze. Z windy wysiadało się wprost do recepcji. Klasa! Pikały telefony. Poleciwszy dzwoniącym czekać, Wielka Cyndi spojrzała na Myrona. Wyglądała – o co niełatwo – jeszcze absurdalni ej niż zwykle. Po pierwsze, małe biurko huśtało się na jej kolanach niczym ławka dziecka na kolanach ojca odwiedzającego szkołę podstawową. Po drugie, od wczoraj nie przebrała się ani nie umyła. Myron, który jako przedsiębiorca czuły na punkcie prezencji, w zwykłych okolicznościach skomentowałby jej wygląd, tym razem uznał, że nie czas (ani bezpieczna okazja) po temu.
– Prasa stosuje wszelkie sztuczki, żeby się tu dostać, panie Bolitar – oznajmiła Cyndi. Ceniła formy.
Zawsze tytułowała go per „pan”. – Dwóch udawało potencjalnych klientów z drużyn akademickich. Myrona to nie zaskoczyło.
– Zaleciłem strażnikowi z dołu, żeby był nadzwyczaj czujny.
– Dzwoni też dużo klientów. Niepokoją się.
– Połącz ich. Resztę spław.
– Tak jest, panie Bolitar – odparła, jakby chciała zasalutować, i podała mu plik niebieskich kartek.
– To dzisiejsze telefony sprzed południa. Zaczął je przeglądać.
– Do pańskiej wiadomości – ciągnęła Wielka Cyndi. – Z początku mówiłyśmy wszystkim, że wyjechał pan na kilka dni. Potem że na tydzień, dwa. A w końcu zaczęłyśmy zmyślać nagłe wypadki: choroby w rodzinie, pomoc klientowi, który zapadł na zdrowiu, i tak dalej. Część klientów miała jednak dość tych wykrętów.
– Masz listę tych, którzy od nas odeszli? – spytał Myron. Miała ją w ręku. Wziął listę i ruszył do gabinetu.
– Panie Bolitar? Odwrócił się.
– Tak?
– Czy Esperanzy nic nie będzie?
Cienki, słaby głos Wielkiej Cyndi przeczył jej potężnemu ciału. Wrażenie było takie, jakby olbrzymka, którą miał przed sobą, połknęła małe dziecko i to dziecko wzywało pomocy.
– Nic jej nie będzie, Wielka Cyndi – zapewnił.
– Pomoże jej pan, tak? Choćby nie chciała? Nieznacznie skinął głową, a ponieważ to jej nie wystarczyło, dodał:
– Tak.
– To dobrze, panie Bolitar. Tak trzeba.
Nie miał nic do dodania, więc wszedł do gabinetu. Nie był tu od sześciu tygodni. Dziwne. Tak ciężko i tak długo pracował, by rozwinąć agencję RepSport MB – M jak Myron, B jak Bolitar, chwytliwa nazwa, nieprawdaż? – i raptem ją porzucił. Znienacka. Zostawił firmę. Klientów. Esperanzę. Zakończyli już remont kapitalny, z salki konferencyjnej i recepcji wydzielając metraż na pokój dla Esperanzy, jednak nie zdążyli go umeblować. Esperanza korzystała więc z jego gabinetu. Ledwo zasiadł przy biurku, rozdzwonił się telefon. Przez kilka sekund nie podnosił słuchawki, zawiesiwszy wzrok na ścianie ze zdjęciami sportowców reprezentowanych przez MB. Skoncentrował się na wizerunku Clu Haida. Pochylony do przodu na pozycji miotacza, z policzkiem wypchanym prymką i zmrużonymi oczami, Haid szykował się do rzutu, w który niechybnie trafi.
Читать дальше