– A czemu miałby wierzyć? Nie jesteś dla niego wiarygodny. Przekonał sam siebie, że stanowisz część rozległego spisku, którego celem jest manipulowanie nim.
Chan złapał w żelazny uchwyt jej rękę, gdy sięgnęła do torebki.
– Nie rób tego. – Zabrał torebkę i wyjął z niej pistolet. – Już raz próbowałaś mnie zabić, ale drugiej szansy nie dostaniesz.
Patrzyła na odbicie jego twarzy, próbując odczytać z niej emocje.
– Myślisz, że okłamuję Jasona co do ciebie, ale tak nie jest.
– Ciekawe – powiedział, ignorując jej słowa – jak go przekonałaś, że kochałaś ojca. Przecież w rzeczywistości go nienawidziłaś.
Siedziała w milczeniu, oddychając powoli i zbierając myśli. Wiedziała, że jest w straszliwym niebezpieczeństwie, i zastanawiała się, jak się z niego wydobyć.
– Musiałaś się ucieszyć, gdy go zastrzelili – ciągnął Chan – choć, o ile cię znam, żałowałaś, że nie zrobiłaś tego sama.
– Jeśli chcesz mnie zabić, zrób to od razu i oszczędź mi tej gadaniny.
Ruchem kobry wychylił się do przodu i chwycił ją za gardło. Nareszcie się przestraszyła, a przecież o to od początku mu chodziło.
– Nie zamierzam ci niczego oszczędzać, Annako. Czy ty oszczędziłaś mi czegokolwiek, kiedy mogłaś to zrobić?
– Nie myślałam, że muszę się z tobą cackać.
– W ogóle rzadko myślałaś o mnie, gdy byliśmy razem – stwierdził.
Obdarzyła go zimnym uśmiechem.
– Ależ myślałam o tobie nieustannie.
– A każdą z tych myśli powtarzałaś Stiepanowi Spalce. – Mocniej zacisnął dłoń na jej gardle. – Prawda?
– Po co pytasz, skoro znasz odpowiedź? – Z trudem łapała powietrze.
– Jak długo ze mną pogrywał?
Annaka na moment zamknęła oczy.
– Od początku.
Chan zazgrzytał zębami ze złości.
– Na czym polega ta gra? Czego ode mnie chce?
– Tego nie wiem. – Wydała z siebie świszczący odgłos, bo ścisnął ją tak mocno, że odciął dopływ powietrza do tchawicy. Gdy rozluźnił uścisk, dodała cienkim głosem: – Rań mnie, ile chcesz, i tak dostaniesz tę samą odpowiedź, bo taka jest prawda.
– Prawda! – Roześmiał się szyderczo. – Nie poznałabyś prawdy, nawet patrząc jej prosto w oczy. – Jednak uwierzył jej. Zbrzydziła go jej bezużyteczność. – Co masz zrobić z Bourne'em?
– Trzymać go z dala od Stiepana.
Kiwnął głową, przypominając sobie rozmowę ze Spalką.
– To ma sens.
Kłamstwo łatwo przeszło jej przez usta. Zabrzmiało wiarygodnie nie tylko dlatego, że miała lata praktyki, ale i dlatego, że do czasu ostatniego telefonu od Spalki taka właśnie była prawda. Teraz jednak plany Spalki się zmieniły. Oceniła, że to, co powiedziała Chanowi, przysłuży się temu nowemu celowi. Może ich spotkanie okaże się w końcu owocne, pod warunkiem że wyjdzie z niego żywa.
– Gdzie jest teraz Spalko? – zapytał. – W Budapeszcie?
– Wraca właśnie z Nairobi.
– A co robił w Nairobi? – spytał zaskoczony Chan.
Zaśmiała się, ale jego ręce nadal boleśnie wbijały się jej w gardło i zabrzmiało to jak suchy kaszel.
– Naprawdę myślisz, że by mi powiedział? Chyba wiesz, jaki jest tajemniczy.
Przysunął usta do jej ucha.
– Wiem, jacy tajemniczy byliśmy my, Annako… tyle że nagle okazało się, że to żadna tajemnica, prawda?
Popatrzyła mu w oczy – w lustrze.
– Nie mówiłam mu wszystkiego. – Dziwnie było nie móc spojrzeć mu w twarz. – Niektóre sprawy zachowałam dla siebie.
Chan skrzywił pogardliwie usta.
– Chyba nie chcesz, żebym w to uwierzył.
– Wierz, w co chcesz – odparła beznamiętnie – przecież zawsze tak robiłeś.
Znów nią potrząsnął.
– O co ci chodzi?
Złapała oddech i zagryzła dolną wargę.
– Nie rozumiałam, jak bardzo nienawidzę swojego ojca, póki nie zaczęłam przebywać w twoim towarzystwie. – Poluźnił uścisk. Spazmatycznie przełknęła ślinę. – Ty, ze swoją niezmienną wrogością wobec twojego ojca, oświeciłeś mnie. Pokazałeś mi, jak cierpliwie czekać, rozkoszując się myślą o zemście. Masz rację, kiedy go zastrzelono, żałowałam, że sama tego nie zrobiłam.
Jej słowa wprawiły go w osłupienie. Jeszcze przed chwilą nie zdawał sobie sprawy, że tak bardzo się przed nią odsłaniał. Poczuł wstyd i urazę. Zdołała wślizgnąć się podstępnie w jego życie, a on niczego nie zauważył.
– Byliśmy razem przez rok – stwierdził. – Dla ludzi takich jak my to całe życie.
– Trzynaście miesięcy, dwadzieścia jeden dni i sześć godzin – sprecyzowała. – Pamiętam dokładnie moment, w którym cię rzuciłam, bo właśnie wtedy zrozumiałam, że nie mogę cię kontrolować, tak jak tego chciał Stiepan.
– Czemu? – zapytał od niechcenia.
Znów spojrzała mu w oczy i nie spuściła wzroku.
– Bo kiedy byłam z tobą, nie potrafiłam już kontrolować siebie samej.
Mówiła prawdę, czy znowu go zwodziła? Chan, tak pewien wszystkiego, nim w jego życie wkroczył Jason Bourne, nie wiedział. Znów poczuł się zawstydzony i rozżalony zarazem – a nawet trochę przestraszony, że zawodziły go zdolności obserwacji i instynkt, którym tak się szczycił. Mimo starań jego postrzeganie zostało zakłócone przez emocje, rozprzestrzeniające się w nim niczym trujący opar zaciemniający osąd. Czuł, że pożąda jej jak nigdy dotąd. Pragnął jej tak bardzo, że nie mógł się powstrzymać, i przycisnął usta do cudownej skóry jej karku.
Robiąc to, przegapił cień, który nagle padł na wnętrze skody. Annaka spostrzegła go jednak i odwróciwszy wzrok, zobaczyła krzepkiego Amerykanina, który szarpnięciem otworzył tylne drzwi i kolbą pistoletu uderzył Chana w tył głowy
Chan rozluźnił uścisk, jego ręka opadła, a on sam nieprzytomny osunął się na siedzenie.
– Witam, pani Vadas – powiedział Amerykanin nienagannym węgierskim. Uśmiechnął się, zgarniając wielką dłonią jej pistolet. – Nazywam się McColl, ale proszę mówić do mnie Kevin.
Zina śniła o pomarańczowym niebie, pod którym współczesna horda – armia Czeczenów z rozpylaczami NX 20 – zeszła z Kaukazu na stepy Rosji, by siać spustoszenie wśród swych prześladowców. Ale siła eksperymentu Spalki była tak wielka, że cofnęła ją w czasie. Znów była dzieckiem, siedziała w nędznej chałupie rodziców. Matka spojrzała na nią z bólem i powiedziała: "Nie mogę wstać. Nawet po wodę. Już dłużej nie mogę…"
Ktoś musiał dbać o rodzinę. Zina miała wtedy piętnaście lat. Była najstarsza z czwórki dzieci. Kiedy przybył dziadek – teść matki – zabrał ze sobą tylko jej brata Kantiego, dziedzica klanu. Innych – w tym jego synów – albo zabito, albo wysłano do obozów w Pobiedienskoje i Krasnej Turbinie.
Zina przejęła obowiązki matki; zbierała złom i przynosiła wodę, ale w nocy, mimo zmęczenia, sen nie nadchodził. Nawiedzała ją wizja zapłakanej twarzy Kantiego, przerażonego, że musi opuścić rodzinę, zostawić wszystko, co zna.
Trzy razy w tygodniu szła przez pola pełne min przeciwpiechotnych, by zobaczyć Kantiego, ucałować jego blade policzki i przekazać mu wieści z domu. Któregoś dnia znalazła tylko ciało dziadka. Po Kantim nie było śladu. Wkroczyły rosyjskie siły specjalne, zabiły jej dziadka i zabrały brata do Krasnej Turbiny.
Przez następne pół roku próbowała dowiedzieć się czegoś o Kantim, ale była wtedy zbyt młoda i niedoświadczona, poza tym nie miała pieniędzy, nie mogła więc znaleźć nikogo chętnego do rozmowy. Trzy lata później matka zmarła, siostry znalazły się w sierocińcach, a ona dołączyła do rebeliantów. Nie wybrała łatwej drogi – musiała znosić groźby mężczyzn, nauczyć się pokory, a nawet służalczości, zidentyfikować swoje, jak wówczas myślała, skromne przymioty i oszczędnie nimi gospodarować. Jednak wyjątkowy spryt szybko jej pozwolił odkryć, jak grać w tę grę. W odróżnieniu od mężczyzn, którzy awansowali dzięki strachowi, jaki budzili, musiała używać w tym celu wrodzonych atutów. Przez rok znosiła trudy oddawania się kolejnym opiekunom, aż w końcu przekonała jednego z nich, by przypuścił nocny szturm na obóz w Krasnej Turbinie.
Читать дальше