Nie będzie zwracać uwagi na wariujący żołądek. Wyrzuci z pamięci puste spojrzenie Danny’ego Alvereza. Timmy musi wyjść z tego cało. Nie jest jeszcze za późno. Przycisnął gaz, dżip wykonał zygzak na czarnej jezdni, którą przecinał wirujący falami śnieg. Ale wiatr znacznie się uciszył.
– Chyba jesteś mi winna wyjaśnienie – odezwał się, szczęśliwie nie okazując strachu. – Czemu jedziemy na cmentarz w środku nocy?
– Wiem, że twoi ludzie sprawdzali stary cmentarz, ale co z tunelem?
– Tunelem? Myślałem, że dawno się zapadł.
– Jesteś pewny?
– No nie. Prawdę mówiąc, nigdy go nie widziałem. Kiedy byłem dzieciakiem, myśleliśmy, że to jakiś wymysł. No wiesz, żeby nas wystraszyć, żebyśmy po nocy nie szwendali się koło kościoła. Opowiadano, że zmarli wstają z grobów i czołgają się tunelem do kościoła, żeby uratować swoje potępione dusze.
– Wydaje się, że to świetne miejsce dla zabójcy, który wierzy w odkupienie.
– Myślisz, że tam trzyma Timmy’ego? W dziurze w ziemi? – Przypomniał sobie opowieść Maggie o ojcu, który żywcem zakopał syna na podwórku. Dodał gazu, a Maggie spojrzała na niego zmartwiona.
– To tylko podejrzenie, przeczucie – powiedziała, ale z jej tonu wiedział, że chodzi o coś więcej. – Nie zaszkodzi sprawdzić. Ray Howard wspomniał, że jeździ tam po drewno na opał. Do cholery, on naprawdę coś wie. Może nawet coś widział.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że go puściłaś.
– On nie zabił, Nick. Ale uważam, że zna zabójcę.
– Wciąż myślisz, że to Keller, tak? – Rzucił spojrzenie w jej stronę, w ciemności widział tylko jej twarz wpatrzoną w noc.
– Keller mógł łatwo podrzucić telefon do pokoju Howarda. Miał też dostęp do pickupa. W jego pokoju wiszą te dziwne obrazy torturowanych świętych ze znakiem krzyża na piersiach.
– Ma zły gust, jeśli chodzi o sztukę, co nie znaczy, że jest mordercą. Poza tym każdy mógł zobaczyć te obrazy i zasugerować się nimi.
– Keller znał wszystkich trzech chłopców.
– W sumie pięciu – przerwał Nick. – Lucy i Max dokopały się pewnych informacji. Eric Paltrow i Aaron Harper poprzedniego lata, zanim zostali zamordowani, byli na kościelnym obozie. Ale to znaczy, że wszystkich ich znał też Ray Howard.
– Powiem ci więcej, Nick. Wydaje mi się, że zabójca jest przekonany, iż robi z tych chłopców męczenników, że ich przed czymś ratuje. Większość seryjnych morderców zabija dla przyjemności, bo ich to seksualnie podnieca albo zaspokaja jakieś egoistyczne potrzeby. A tu jakby włączał się jakiś mechanizm i wysyłał zabójcę z jakąś misją. Ojciec Keller świetnie pasuje do takiego portretu. Kto prócz księdza udzielałby swojej ofierze ostatniego namaszczenia? Kto miał lepszą okazję, żeby zepchnąć księdza Francisa ze schodów, by się go pozbyć?
– Jezu, Maggie. Nie odpuszczasz, co?
– Chyba nie mam wyboru. Ksiądz Francis nie ma żadnych krewnych, jego ciałem zajęła się archidiecezja, która nie widzi żadnego powodu do autopsji.
Zapadła cisza. Jeśli ksiądz Francis został zrzucony ze schodów, Nick tym bardziej obwiniałby Howarda. Zastanowił się nagle, co też stary kapłan miał do powiedzenia Maggie.
– Może się mylimy – powiedział, rozwijając głośno myśl. – Może istotnie Keller jest w to zamieszany, ale w inny sposób. Kogoś chroni.
– To znaczy?
– Ksiądz Francis nie mógł nam zdradzić spowiedzi Jeffreysa. A może zabójca spowiadał się też Kellerowi?
Maggie milczała. Rozważała te przypuszczenia. To nie jest nieprawdopodobne, pomyślał Nick. Wtem ni stąd ni zowąd Maggie rzekła:
– Wiesz, że Ray Howard przyjaźni się z Eddiem Gillickiem?
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY ÓSMY
Christine wiedziała, że to złość doprowadziła ją do tego szaleństwa. Bo czy inaczej wsiadłaby do zardzewiałego chevroleta Eddiego? Nawet jego przeprosiny za stan wozu nie brzmiały szczerze. No i siedziała teraz, stukając stopami w puste opakowania z McDonalda. W plecy kłuła ją wystająca sprężyna, z poduszki na siedzeniu wyłaziło włosie. Śmierdziało frytkami, papierosami i tym wstrętnym kremem po goleniu.
Eddie wśliznął się za kierownicę, rzucając swój kapelusz na tylne siedzenie i posyłając długie spojrzenie w tylne lusterko. Wsadził kluczyk do stacyjki, poluzowana rura wydechowa wprawiła wóz w nieprzyjemne wibracje.
Christine żałowała, że nie przebrała się po wywiadzie. Miała co prawda na sobie długi trencz, ale i tak czuła, jakby coś łaziło jej po gołych nogach. Rozsunęła poły płaszcza, żeby przekonać się, czy jakieś robale nie wędrują jej po nodze. Kiedy przeciągnęła ręką po łydce, zauważyła wzrok uśmiechniętego Eddiego. Czym prędzej zasłoniła się płaszczem, dochodząc do wniosku, że robale są o niebo przyjemniejsze niż spojrzenie Eddiego.
Gillick włączył silnik. Christine gwałtownie rzuciło o siedzenie. Sięgnęła po pas i zobaczyła, że został odcięty. Eddie pędem minął zakręt wiodący do ulicy, przy której mieszkała Christine. W panice wyciągnęła rękę ku klamce, która jednak odpadła. Eddie zmarszczył czoło.
– Nie denerwuj się tak, Christine. Twój tato powiedział, że powinnaś coś zjeść.
– Nie jestem głodna – rzuciła szybko. – Jestem tylko zmęczona. – Tak lepiej. Nie powinna się zdradzić, jak bardzo mu nie ufa.
– Zrobię ci taki stek z grilla, że ślinka leci. Akurat mam dwa w lodówce.
O Boże. Tylko nie do niego.
– Może innym razem, Eddie – powiedziała słodko, chociaż ogarniał ją nieopisany wstręt. – Naprawdę padam z nóg. Bądź tak miły i zawieź mnie do domu.
Kątem oka obserwowała jego twarz. Poruszył wąsem, potem uśmiechnął się krzywo, aż wreszcie przejrzał się w lusterku.
– Bardzo mnie podnieciłaś tam nad rzeką, wtedy wieczorem.
Popełniła wielki błąd. Jak mogła być taka głupia? Ale przecież wszyscy dziennikarze tak robią. Podpuszczają ludzi na wszelkie możliwe sposoby, byle tylko zdobyć jakieś informacje. Niestety czasami przychodzi za to zapłacić. Dlaczego padło właśnie na nią?
– Posłuchaj, przepraszam cię za to, Eddie. – Bądź szczera, mówiła sobie. Nie pokazuj mu, że się boisz. – To było moje pierwsze duże zadanie. Pewnie się zdenerwowałam.
– Nie szkodzi, Christine. Wiem, że twojego męża nie ma już ponad rok. Do diabła, nie musisz się przy mnie wstydzić, jestem swój człowiek. Wiem, że kobiety dostają świra bez bzykania.
O mój Boże. Źle to wszystko idzie, po prostu fatalnie. Musiała coś wymyślić, jakoś się z tego wywinąć, tylko jak tu na chłodno planować kolejne ruchy, gdy patrząc na tego drania Eddiego, czuła wręcz histeryczne obrzydzenie?
Jeszcze kilka przecznic i zostawią za sobą miejskie latarnie. Wyjeżdżali z miasta. Jak mogła być spokojna? Pchnęła drzwi. Nie drgnęły, tylko ramię ją zabolało. Eddie warknął na nią, a potem uśmiechnął się obleśnie, i dodał, że wcale nie zamierza jej pytać o zgodę, tylko sam o wszystkim zdecyduje. Bo kobiety już takie są, że same nie wiedzą, czego naprawdę potrzebują.
Jego oczy były czarne jak węgiel, podobnie jak zaczesane do tyłu, wybrylantynowane włosy. Pamiętała dobrze, że Eddie jest od niej niższy, za to mocno zbudowany. W końcu dwoma ruchami zwalił z nóg Nicka. Co prawda z zaskoczenia. Coś jej mówiło, że Eddie tak właśnie działa. Atakuje, kiedy ofiara najmniej się tego spodziewa. Jak pająk.
– Eddie, proszę cię. – Była już bliska tego, żeby błagać. – Mój syn zaginął. Jestem w kiepskim stanie. Proszę, zawieź mnie do domu.
Читать дальше