Przysunął dłonie do lampy, żeby poczuć jej ciepło. Łańcuch, którym był przymocowany do łóżka, zadźwięczał głucho. Timmy spojrzał na niego. Wtedy znowu przypomniał mu się ten metalowy garnek, który tata zniszczył w ognisku. Oczka łańcucha nie były grube. Ciekawe, czy trzeba by je bardzo rozgrzać, żeby się wygięły? Nie trzeba by ich nawet bardzo wyginać, tylko troszkę.
Serce chłopca zaczęło szybciej bić. Chwycił lampę, ale szybko cofnął dłonie od gorącego szkła. Zdjął powłoczkę z poduszki i obwiązał nią ręce, sięgnął powtórnie po lampę, delikatnie zdejmując szklany klosz, żeby go nie potłuc. Nałożył na powrót powłoczkę na poduszkę. Potem postawił lampę na podłodze i podniósł nogę, chwytając łańcuch tuż przy kostce. Włożył kilka ogniw do ognia. Odczekał kilka minut, potem zaczął ciągnąć. Wszystko na nic. Potrzeba więcej czasu, musi się uzbroić w cierpliwość. Musi myśleć o czymś innym. Trzymał łańcuch nad płomieniem. Próbował sobie przypomnieć piosenkę, którą mama śpiewała rano pod prysznicem. Była z jakiegoś filmu. Tak, z „Małej syrenki”.
– „Na dnie morza” – zaczął. Głos drżał mu trochę z oczekiwania, nie ze strachu. Nie dopuszczał do siebie myśli o strachu. – „Na dnie morza… Kochanie, najlepiej jest tam, gdzie jest woda”. – Pociągnął łańcuch. Znowu nic. Zdziwił się, że pamięta tyle słów z tej piosenki. Zaczął udawać akcent z Jamajki. – „Naa dnie morza”.
Drgnęło. Metal zaczął się poddawać. A może mu się tylko wydawało? Pociągnął z całej siły. Tak, oczko się rozciągało. Powoli. Jeszcze trochę i będzie mógł je odłączyć.
Wtem na zewnątrz rozległ się odgłos kroków. Przeraził się. Nie, ma jeszcze parę sekund. Pociągnął i łańcuch pękł.
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY SZÓSTY
Christine zapomniała już, kiedy ostatnio miała coś w ustach. Ile czasu nie ma Timmy’ego? Za długo. Cokolwiek się z nim działo, trwało to już za długo. Zebrała się i wstała ze starej kanapy, gdzie zostawiła ją Lucy, w jakimś pomieszczeniu, które wykorzystywano jako archiwum.
Kanapa śmierdziała dymem tytoniowym, chociaż wyglądała czysto. Nie widać było na niej żadnych ohydnych plam. Szorstkie obicie odcisnęło się na policzku Christine, czuła wgnieciony tatuaż na swojej skórze.
Oczy ją paliły. Włosy miała skołtunione. Kiedy je czesała po raz ostatni? Kiedy myła zęby? Była pewna, że robiła to wszystko przed porannym wywiadem. Boże, miała wrażenie, jakby od tego czasu minęło co najmniej ze sto lat.
Gdy drzwi nagle otworzyły się, przestraszyła się. Wszedł jej ojciec, przynosząc wodę. Jeśli wypije jeszcze jedną szklankę, chyba zwymiotuje. Z uśmiechem wzięła od niego wodę, pijąc tylko łyk.
– Lepiej ci?
– Tak, dziękuję. Nic dziś nie jadłam. Pewnie dlatego zrobiło mi się słabo.
– Tak. Pewnie.
Pozbawiony szklanki ojciec nie wiedział, co robić z rękami, w końcu wsunął je do kieszeni. Odruch, który Christine znała u Nicka.
– Może ci zamówię jakąś zupę? – odezwał się. – Albo kanapkę?
– Nie, dziękuję. Chybabym nic nie przełknęła.
– Dzwoniłem do twojej matki. Postara się dostać na jakiś wieczorny samolot. Powinna tu być jutro rano.
– Dziękuję. Dobrze będzie mieć ją obok – skłamała Christine. Jej matka dostawała histerii na samo wspomnienie o jakimkolwiek kłopocie. Jak ona sobie z tym poradzi? Ciekawe, co ojciec jej powiedział? Ile przed nią ukrył?
– Nie denerwuj się, złotko, ale zadzwoniłem też do Bruce’a.
– Do Bruce’a?
– Ma prawo wiedzieć. Timmy to jego syn.
– Tak, oczywiście. Próbowaliśmy z Nickiem skontaktować się z nim. Wiesz, gdzie jest?
– Nie, ale dał mi numer telefonu, w razie konieczności.
– Cały czas wiedziałeś, jak go złapać?
Ojciec osłupiał. Jak ona śmie odzywać się do niego takim tonem?
– Wiedziałeś, że szukam go od ośmiu miesięcy, żeby mi płacił na dziecko! I cały czas miałeś jego numer?
– Tylko na wypadek czegoś ważnego, Christine.
– A to, żeby jego syn miał co jeść, to nie jest ważne? Jak mogłeś?
– Przesadzasz. Ja i twoja matka nie pozwolilibyśmy, żeby tobie i Timmy’emu czegoś zabrakło. Poza tym Bruce zostawił ci sporo oszczędności.
– Tak powiedział? – Zaśmiała się, nie dbała o to, że brzmiało to niemal histerycznie. – Zostawił nam dokładnie 164 dolary i 21 centów na rachunku oszczędnościowym i ponad pięć tysięcy dolarów kredytu.
Wiedziała, że ojciec nie znosi kłótni. Całe życie chodziła na paluszkach wokół wielkiego Tony’ego Morrellego, przytakując jego jedynie słusznym opiniom, jego uczuciom ważniejszym niż czyjekolwiek inne uczucia. Matka nazywała to szacunkiem. Teraz Christine wiedziała, co to jest. Głupota.
Ojciec zaczął krążyć po pokoju z rękami w kieszeniach, zajmując palce podzwaniającymi w kieszeniach drobnymi.
– To sukinsyn. Mówił mi co innego – rzekł w końcu. – Ale wyrzuciłaś go z jego własnego domu.
– Pieprzył swoją recepcjonistkę.
Jego twarz poczerwieniała z oburzenia. Dama nie posługuje się takim językiem.
– Mężczyznom zdarza się błądzić, Christine, to i jemu trafiła się drobna nieostrożność. Nie twierdzę, że to w porządku, ale to jeszcze nie powód, żeby go wyrzucać z jego własnego domu.
Więc o to chodzi. Podejrzewała, że ojciec ma jej to za złe, ale aż do tej pory żadne z rodziców z tym się nie zdradziło. No cóż, stary Morrelli żył w świecie, gdzie obowiązywała podwójna moralność. Zawsze to wiedziała, akceptowała, nie komentowała. Ale to było jej życie.
– Ciekawe, czy byłbyś taki łaskawy, gdybym to ja miała romans?
– Co? Nie bądź śmieszna.
– Nie jestem. Chcę wiedzieć. Nazwałbyś to drobną nieostrożnością, gdybym pieprzyła się na boku z jakimś facetem?
Zmrużył oczy. Nie była pewna, czy zraził go jej język, czy obraz, który mu przedstawiła. W końcu córeczka Tony’ego Morrellego nie pieprzy się z nikim.
– Posłuchaj, jesteś zdenerwowana, Christine. Pozwól, że któryś z chłopców odwiezie cię do domu.
Nie odpowiedziała, nie mogła wydobyć głosu, bo w środku aż się w niej gotowało. Skinęła głową, a ojciec wymknął się czym prędzej.
Po kilku krótkich minutach drzwi znowu się otworzyły i stanął w nich Eddie Gillick.
– Twój ojciec prosił, żebym cię zawiózł do domu.
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY SIÓDMY
Ależ ze mnie idiota, pomyślał Nick, naciskając gaz i zostawiając w tyle Platte City. Zerknął na siedzącą obok niego bez słowa Maggie. Źle zrobił, że pozwolił sobie na słabość w jej obecności, że pokazał jej, jak panicznie się boi. Po dramatycznej opowieści o Stuckym Maggie siedziała niemo, wyciszona, wpatrzona w ciemny krajobraz za oknem. Jak ona to robi? Jak jej się udaje odsunąć Alberta Stucky’ego i tym podobne horrory na bezpieczną odległość? Czemu nie wali pięścią w ścianę ani nie tłucze szyb?
Nie był w tej chwili zdolny do myślenia, ledwie prowadził samochód na ciemnej drodze. W piersiach wciąż mu dudniło, jakby zegar bomby zegarowej odliczał sekundy, z których każda mogła być ostatnią sekundą życia Timmy’ego.
W tym stanie ducha mało brakowało, by posunął się za daleko i wyznał Maggie, że ją kocha. Ależ z niego idiota! Tracił nie tylko męskość, tracił też rozum.
Siedząc obok Maggie w mrocznej ciszy, raptem poczuł nagły przypływ sił. Musi być silny z uwagi na Timmy’ego, a wtedy może mu się uda. Byle tylko nie został z tym wszystkim sam. Jezu, czy to możliwe, żeby Nick Morrelli kogoś potrzebował?
Читать дальше