– Nie wiem, czy w ogóle można się do tego przygotować, zwłaszcza jeśli ofiarą jest dziecko. Nieważne, ile trupów widziało się przedtem.
– Timmy nie może skończyć tak jak Danny i Matthew. Nie może. Ale… w żaden sposób nie potrafię temu zapobiec. – Odwrócił twarz, gdy spojrzała na niego. – Nic, kurwa, nie mogę zrobić.
Słyszała łzy w jego głosie, choć bardzo się starał zamaskować je złością. Ponownie, z równym wahaniem, wyciągnęła rękę. Dotknęła wreszcie jego ramienia. Spodziewała się, że Nick odskoczy jak oparzony. Siedział cicho. Głaskała go po plecach. Kiedy stało się to dla niej zbyt intymne, zabrała rękę, ale on ją złapał i delikatnie przytrzymał w swojej dłoni. Spojrzał na Maggie i podniósł jej dłoń do swojej twarzy, pocierając nią o spuchnięty policzek.
– Cieszę się, że tu jesteś. Maggie… myślę, że…
Wyrwała rękę, nie mogła mu pozwolić na takie wyznania. To już nie był flirt. Wiedziała, że Nick walczy z uczuciami, o których nie chciała wiedzieć.
– Cokolwiek się stanie, to nie będzie twój błąd, Nick. – Zmieniła temat. – Robisz wszystko, co się da. W pewnym momencie musisz sobie odpuścić.
Popatrzył na nią tym głęboko przenikającym spojrzeniem, którym, jak jej się zdawało, badał jej duszę.
– A twoje koszmary nocne – powiedział cicho. – Nie odpuściłaś sobie czegoś? Co to jest, Maggie? Czy to Stucky?
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY CZWARTY
– Skąd wiesz o Stuckym? – Maggie otrząsnęła się, próbując zrzucić z siebie napięcie, które ogarnęło ją w chwili, gdy padło to nazwisko.
– Tamtej nocy u mnie krzyknęłaś je kilka razy przez sen. Myślałem, że sama coś mi powiesz. Ale kiedy nic nie mówiłaś… pomyślałem, że to widocznie nie mój interes. Może to nie jest mój interes.
– Teraz to już sprawa publiczna.
– Publiczna?
– Albert Stucky to seryjny morderca, którego pomogłam złapać niewiele ponad miesiąc temu. Nadaliśmy mu przydomek Kolekcjoner. Porywał dwie, trzy, czasem cztery kobiety naraz, przetrzymywał je w jakimś opuszczonym budynku albo fabryce. Kiedy się nimi znudził, zabijał je, kroił ich ciała, miażdżył czaszki…
– Jezu, sądziłem, że to ten facet, którego szukamy, ma porąbane.
– Stucky jest z tej samej ligi. Moja charakterystyka pomogła go zidentyfikować. Śledziliśmy go ponad dwa lata. Za każdym razem, kiedy zdawało się, że jesteśmy o krok, przenosił się do innej części kraju. W końcu jakoś dowiedział się, że ja przygotowuję jego profil. I wtedy zaczęła się gra.
Światło księżyca zalało już cały pokój. Maggie zerknęła na Nicka, czuła się skrępowana, kiedy tak na nią patrzył z zainteresowaniem i troską. Przygryzł dolną wargę. Znowu krwawiła. Maggie podała mu chusteczkę.
– Nadal krwawisz.
Nie wziął chusteczki, otarł usta rękawem.
– Walczę jak baba – rzekł i znowu spoważniał. – Co to była za gra?
– Stucky zaczął grzebać w mojej przeszłości. Jakimś cudem dowiedział się o mojej rodzinie, o śmierci ojca i alkoholizmie mojej matki. Zdawało się, że nie ma przed nim żadnych tajemnic. Rok temu zaczęłam otrzymywać listy. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, ale listy Alberta Stucky’ego były niezwykłe. Dołączał do nich zawsze jakąś część ofiary. Palec, kawałek skóry z tatuażem, albo, jak mu się kiedyś zdarzyło, sutek.
Nick bez słowa pokręcił głową.
– Rozpoczął swoje chore łowy – ciągnęła. – Podpowiadał mi, gdzie trzyma te kobiety. Jeśli udało mi się trafnie odgadnąć, w nagrodę podrzucał kolejną podpowiedz. Gdy się pomyliłam, karał mnie trupem. Wiele razy się myliłam. Za każdym razem, gdy znajdowaliśmy w śmietniku jego kolejną ofiarę, czułam się winna.
Zamknęła oczy, by ujrzeć tamte twarze. Wszystkie miały to samo przerażone spojrzenie. Potrafiła wyrecytować ich nazwiska, adresy, znaki szczególne. Brzmiało to jak litania świętych. Podniosła powieki, nie patrząc na Nicka, i podjęła opowieść.
– Czasami znikał, ale tylko po to, żeby zmienić teren. W końcu wytropiliśmy go w Miami. Byłam prawie pewna, że jest w opuszczonym magazynie nad rzeką. Bardzo chciałam mieć rację. Moje sumienie już by nie zniosło, tak to wtedy czułam, jeszcze jednej zamordowanej kobiety. Postanowiłam sama sprawdzić. Miałam rację, ale Stucky na mnie czekał. Wciągnął mnie w zasadzkę, zanim się połapałam.
Oddychała nierówno. Waliło jej serce. Dłonie pociły się. Już po wszystkim. Dlaczego ciągle tak to na nią działa?
– Przywiązał mnie do metalowej kolumny i kazał mi patrzeć. Widziałam, jak torturuje i okalecza dwie kobiety. Druga została ukarana z mojej winy, bo zamknęłam oczy, kiedy walił w czaszkę tę pierwszą. Wydawało się, że w ogóle nie widzi ich cierpienia, nie słyszy ich krzyków.
Boże, jak trudno oddychać. Kiedy przestaną do niej powracać te błagalne spojrzenia, kiedy przestanie słyszeć te nieludzkie wrzaski?
– Patrzyłam więc, jak bije, kroi i rozdziera na pół dwie kobiety i czułam… czułam się tak potwornie bezradna.
Podniosła wzrok na księżyc i gwiazdy.
– Byłam tak blisko… – potarła ramiona. Wciąż przeżywała to od nowa. – Byłam tak blisko, że ich krew opryskała mnie, byłam zbryzgana ich wnętrznościami, mózgiem, obrzucona kawałkami kości.
– Ale w końcu go schwytałaś?
– Tak. Złapaliśmy go. Tylko dzięki temu, że jakiś stary rybak usłyszał krzyki i zadzwonił na 911. Ja się do tego nie przyłożyłam.
– Maggie, nie jesteś odpowiedzialna za śmierć tamtych kobiet.
– Tak, wiem. – Jasne, wiedziała, ale co z tego, skoro nadal czuła się winna. Wytarła oczy, rozczarowana, że policzki ma już mokre. Potem wstała, zbyt gwałtownie kończąc temat. – To mi przypomina – powiedziała, pozornie wracając do normalności – że mam kolejny liścik. – Wygrzebała pogniecioną kopertę i podała ją Nickowi.
Wyjął z koperty kawałek papieru, przeczytał i oparł się ponownie o ścianę.
– Jezu, Maggie. Co to może znaczyć?
– Nie wiem. Może nic. Może ktoś dobrze się bawi.
Wyprostował nogi i gwałtownie wstał.
– Co teraz zrobimy?
– Co myślisz o obławie na cmentarzu?
ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY PIĄTY
Timmy obserwował tańczący płomyk lampy. Zadziwiające, że taki maleńki płomyk oświetla cały pokój. Lampa przy okazji ogrzewała też pomieszczenie. Nie tak jak piecyk, ale czuło się ciepło. Przypomniał sobie wycieczki z namiotem, które urządzali sobie z ojcem. Ale to było dawno.
Tata nie był doświadczonym turystą. Dwie godziny mocowali się z ustawieniem namiotu. Jeśli chodzi o łowienie ryb, złapali tylko małe płocie, które w końcu, kiedy już bardzo zgłodnieli, zjedli, tracąc nadzieję na grubszą rybę. Potem tata spalił ulubiony garnek mamy, bo zostawił go za długo w ogniu. Timmy jednak wcale się tym nie przejmował. To była przygoda, którą przeżył z tatą.
Wiedział, że mama i tata często się kłócą. Nie rozumiał tylko, czemu tata wścieka się również na niego. Mama mówiła mu, że tata go kocha. Że nie chce, by ktoś wiedział, gdzie jest, bo nie chce im dawać pieniędzy. Ale to wcale nie tłumaczyło, dlaczego tata nie chce go widzieć.
Timmy wpatrywał się w płomień i starał się przypomnieć sobie, jak tata wygląda. Mama schowała gdzieś wszystkie zdjęcia. Powiedziała, że je spaliła, ale Timmy sam widział, że je oglądała parę tygodni temu. Była już noc, myślała, że on śpi. Piła wino i oglądała te zdjęcia, na których byli jeszcze we troje, i płakała. Jeśli tak tęskni za tatą, to czemu nie poprosi go, żeby wrócił? Czasem Timmy w ogóle nie rozumiał dorosłych.
Читать дальше