James Patterson - Podmuchy Wiatru
Здесь есть возможность читать онлайн «James Patterson - Podmuchy Wiatru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Podmuchy Wiatru
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Podmuchy Wiatru: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podmuchy Wiatru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Podmuchy Wiatru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podmuchy Wiatru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Gillian wstała z miejsca. Obdarzyła zebranych uprzejmym uśmiechem i położyła przed sobą na stole plik papierów. Poprawiła druciane okulary, które nadawały jej wygląd dyrektora dobrze prosperującej firmy. Trzeba było zrobić odpowiednie wrażenie. Cóż, świat się zmieniał. I to szybciej, niż tym nadętym ważniakom się wydawało.
– Ogłaszam aukcję za otwartą – oznajmiła wreszcie. – Od tej chwili nikomu spoza tej sali nie wolno włączyć się do licytacji. Nie przyjmujemy ofert telefonicznych ani listownych. Licytacja zakończy się wraz z uderzeniem młotka.
Jeden z uczestników aukcji, przygarbiony, łysiejący mężczyzna w ciemnym prążkowanym garniturze, pochylił się do przodu. Miał spiczasty, zakrzywiony ku górze nos i buńczucznie wysuniętą dolną wargę. Przyjechał z New Jersey, luksusowego osiedla położonego niedaleko głównej siedziby koncernu AT amp;T.
– Czy możemy odebrać egzemplarze od razu po zakończonej licytacji? – spytał. – Razem z dokumentami?
– Ależ oczywiście. Czy chce pan rozpocząć licytację, doktorze Warner?
– A ile wynosi minimalna suma, o jaką możemy podbić cenę? – padło kolejne pytanie. Zadał je krótko ostrzyżony, dobrze zbudowany mężczyzna.
– Składane oferty, doktorze Muller, będą wielokrotnościami stu milionów dolarów – oznajmiła Gillian.
Na sali rozgorzały dyskusje, padło kilka nieśmiałych głosów sprzeciwu, jakby wszyscy naraz uznali, że ich pozycja została zagrożona.
– Panie, panowie. – Gillian uderzyła młotkiem w stół. – Ta licytacja ma przebiegać w kulturalnej atmosferze.
Uczestnicy aukcji uspokoili się. Byli uprzejmi, dobrze ułożeni. Wzorowi obywatele.
Gillian prześliznęła się spojrzeniem po liście obiektów wystawionych na licytację, a po chwili podniosła oczy na oniemiałą widownię. Na sali zaległa cisza, uczestnicy aukcji zastygli w bezruchu jak przed niewidoczną linią startową. Gillian przez chwilę stała w milczeniu, jakby zastanawiała się, o czym jeszcze zapomniała im powiedzieć.
Tak naprawdę igrała z nimi, drażniła ich wybujałe poczucie własnej wartości. Pomyślała, że tak, jak ona w tej chwili, musiał czuć się Prometeusz, kiedy skradł bogom ogień.
Atmosfera w sali konferencyjnej była napięta; w powietrzu dało się wyczuć podniecenie, a nawet strach. Może lada chwila człowiek dokona wielkiego skoku naprzód, zamiast pełznąć, jak dotychczas.
Gillian wreszcie przerwała milczenie.
– Cena wywoławcza obiektu numer jeden, WIEK 243, znanego także jako „Peter”, wynosi osiemset milionów dolarów. Peter ma cztery lata. Odznacza się niezwykłą inteligencją. Jest w doskonałej formie. Potrafi latać.
– Kto z państwa daje osiemset milionów?
Z tylnego rzędu dobiegł tubalny głos jednego z gości przybyłych z Niemiec.
– Miliard dolarów za WIEK 243 – małego Petera i te jakże cenne dokumenty naukowe.
ROZDZIAŁ 116
Matthew żył i wyglądał bardzo dobrze, zważywszy na to, co musiał przejść przez ostatnich kilka dni.
Nigdy wcześniej nie widziałam młodszego brata Max, ale od razu go poznałam. Miał jasne włosy, jak jego siostra, ale był od niej szerszy w ramionach. Z pleców chłopca wyrastały białe skrzydła w srebrzyste i niebieskie cętki. Nie ulegało wątpliwości, że jest bratem Max; prezentował się równie imponująco jak ona.
– Jestem Matthew – powiedział.
Nawet uśmiech miał podobny do Max. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym trzymano dzieci. Można się tam było dostać tylko przez „oddział położniczy”. Pozostałe drzwi pozamykano.
– Wy to pewnie Frannie i Kit. Kogóż ja tu widzę? Adam powstał z martwych.
Syn Gillian potrząsnął smutno głową.
– Teraz mówią na mnie Michael.
– A niech sobie mówią, pieprzyć ich. Mam rację, dzieciaki? Co ty na to, Adam?
Pozostałe dzieci również znalazły się w tym małym pokoiku. Wszyscy razem zaczęli wydawać radosne okrzyki.
– Pieprzyć ich!
– Wynosimy się stąd – przerwał im brutalnie Kit. Teraz to on przejął dowodzenie. – Musimy już iść, dzieci.
Nikt nie wyraził sprzeciwu. Poszliśmy w ślad za Michaelem długimi podziemnymi tunelami. Zdawał się doskonale znać drogę, a poza tym był niesamowicie bystry. Weszliśmy na wąskie schody prowadzące do grubych podwójnych drzwi. Modliłam się w duchu, żeby to było wyjście z tego piekła.
Kit pchnął drzwi. Otworzyły się. Nagle nad naszymi głowami rozległo się ogłuszające wycie alarmu. Dobra wiadomość – znaleźliśmy się na zewnątrz.
– Idźcie! Idźcie! Idźcie! – krzyczałam na dzieciaki, popychając je. – Rozproszcie się. Uciekajcie jak najdalej od domu.
– Nie zatrzymujcie się! – radził Kit. – Nie patrzcie na nic. Nie oglądajcie się za siebie. Ruszajcie!
– Trzy, dwa, raz i nie ma nas! – krzyknął Ikar.
– Wielka ucieczka! – zawtórował mu Oz.
Dzieciaki myślały, że to wszystko jest wspaniałą przygodą; może to i lepiej. Rzuciliśmy się biegiem w stronę lasu. Jednak coś działo się przed domem.
Musieliśmy przebiec przez duży, wysypany żwirem parking. Stało na nim kilkanaście samochodów. Town cars, range-rovery, jeepy, furgonetki. Przy kilku z nich czekali szoferzy. Z pewnością nie wierzyli własnym oczom. Któż by uwierzył?
Pięcioro skrzydlatych dzieci! Dwoje dorosłych, wyglądających jak prawdziwi szaleńcy. Wszyscy biegną, ile sił w nogach!
Zauważyłam, że przed domem gromadzą się jacyś ludzie. Wypatrzyłam wśród nich kilku lekarzy z Boulder, ale poza tym nikogo nie rozpoznałam. Wszyscy mieli na sobie nienagannie skrojone garnitury. Wyglądali na ludzi biznesu. Jakie interesy tu prowadzono?
Wychodzili z domu w dużym pośpiechu. Ze wszystkich stron dobiegało wycie alarmu. Ktoś nas zauważył i wskazał pozostałym. Spojrzenia wszystkich skierowały się ku nam.
Z domu wypadli uzbrojeni strażnicy. Zauważyli nas. Uświadomiłam sobie, że jesteśmy za daleko od lasu, by udało nam się uciec.
– Odlot! – krzyknęłam na dzieci. – Odfruńcie stąd, ale to już!
To był naprawdę niesamowity widok. Dzieci jak na komendę oderwały się od ziemi, razem, jakby ćwiczyły się w tym od wielu lat. Nawet Matthew od razu znalazł swoje miejsce w szeregu.
– O to chodzi! Lećcie! Uciekajcie! – krzyczałam.
– W górę, w górę! – wrzeszczał Kit. – Lećcie do lasu! Szybciej!
Kiedy zauważyłam Gillian, serce zamarło mi w piersi. Ubrana w niebieski kostium, biegła w naszą stronę. Cóż za spotkanie odbywało się w tym domu? Gillian krzyczała do strażników, by strzelali. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, pomyślałam gorzko.
Pędziła z wrzaskiem wprost na mnie. Bez namysłu rzuciłam się biegiem w jej stronę, nie odrywając od niej oczu.
Moje zachowanie na parę sekund zbiło ją z tropu. Widziałam to w jej twarzy. Może jednak nie była aż tak inteligentna, jak się wydawało.
– Odlećcie stąd! – krzyczałam do dzieci. – Uciekajcie. Szybciej, szybciej. Do lasu!
Spojrzałam na Gillian. Ciągle biegła w moją stronę, i to coraz szybciej.
Zaraz się zderzymy.
Dobrze więc. Pożałujesz tego. Zobaczysz.
Wpadłam na nią całym impetem.
Staranowałam tę parszywą sukę tak, jak robiłam to z moimi braćmi, kiedy przed laty grywaliśmy w futbol amerykański na rodzinnej farmie w Wisconsin. Wbiłam ramię w jej miękki brzuch. Tak, jak wielcy futboliści: Paul Hornung, Jimmy Taylor i Ray Nitschker, jak mistrzowska drużyna Green Bay Packers. Idole mojego dzieciństwa.
Gillian stęknęła z bólu. Sprawiło mi to niewypowiedzianą rozkosz. Miałam nadzieję, że złamałam jej parę kości. Kiedy upadła na ziemię, kopnęłam ją z całej siły i poczułam się jeszcze lepiej.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Podmuchy Wiatru»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podmuchy Wiatru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Podmuchy Wiatru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.