James Patterson - Podmuchy Wiatru

Здесь есть возможность читать онлайн «James Patterson - Podmuchy Wiatru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Podmuchy Wiatru: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podmuchy Wiatru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Doktor Frannie O’Neill spotyka w lesie niedaleko szpitala dziewczynkę. Jedenastolatka jest zadziwiająco silna i inteligentna. Ale nie to wprawia Frannie w największe zdumienie… Kilka dni później lekarkę odwiedza agent FBI. Kieruje śledztwem w sprawie szokujących eksperymentów genetycznych prowadzonych w tajnym laboratorium.

Podmuchy Wiatru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podmuchy Wiatru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ja chcę do domu – wyszeptała.

Księga czwarta

Szkoła latania

ROZDZIAŁ 72

Ja chcę do domu.

Nie ulegało wątpliwości, że te słowa z trudem przeszły Max przez gardło. W jej ustach brzmiały całkowicie niewinnie, ale ja wiedziałam, jak wiele się za nimi kryje. Pospiesznie opuściliśmy motel numer sześć.

Pędziliśmy autostradą z prędkością ponad stu trzydziestu kilometrów na godzinę, przez cały czas modląc się, by nie złapał nas jakiś zbłąkany policjant z drogówki.

Jechaliśmy do „Szkoły”.

Siedziałam na tylnym siedzeniu z Max. Mała była wyraźnie wystraszona, więc tuliłam ją mocno do siebie. Serce łomotało w jej piersi. Biedna Max. Zwyczajna mała dziewczynka. Wplątana wbrew swojej woli i wiedzy w coś, co przerastało nas wszystkich.

Mówiąc do niej, delikatnie ją głaskałam, w nadziei, że nieco się uspokoi. Powiedziałam Max, że dorastałam na farmie w północnym Wisconsin i spytałam, czy kiedykolwiek widziała prawdziwą krowę.

– U nas w „Szkole” nie ma krów – odparła – ale widziałam je w telewizji.

Opowiedziałam jej więc o hodowanych przez moich rodziców krowach, przemiłych stworzeniach o wiecznie lepiących się ozorach i błyszczących oczach. Pamiętałam nawet ich imiona i cechy charakteru. Max z nie skrywanym zainteresowaniem słuchała opisów Kwiecistej Mućki, Nellie Tup-Tup, Markizy Luizy i naszego łaciatego buhaja, Równiachy.

Opowiedziałam jej o tym, jak wstawałyśmy z moją siostrą, Carole Anne, o piątej rano, żeby pomóc ojcu; jak latem myłyśmy krowy i włączałyśmy wentylator, żeby nie było im gorąco. Ale najbardziej zafascynowało ją to, jak brałyśmy od nich mleko.

Kiedy przedstawiałam jej uroki porannego dojenia krów, Max wydawała z siebie głośne, radosne okrzyki. Miała cudowny, zaraźliwy śmiech. Max była wręcz zachwycona światem, do tej pory znanym jej tylko z ekranu telewizora. A śmiech pozwalał nam zapomnieć o tym, co nas spotkało.

Wymyśliłam głupawą historyjkę o czekoladowych krowach dających czekoladowe mleko. Kit włączył się do zabawy.

– Powiedz jej o miętowych krowach – rzucił i puścił do nas oczko.

– Wariaci jesteście – powiedziała Max. – Ale to mi się podoba. Bardzo dobrze się przy was czuję.

– My też lubimy być z tobą – stwierdziłam.

– A jak – dorzucił Kit i skinął głową.

Jeep pędził przez powoli przerzedzający się mrok wczesnego poranka. Zaczęłam udawać przed sobą, że ta wyprawa jest tak naprawdę tylko najzwyklejszą w świecie wycieczką – kiedy nagle Max zesztywniała. Wychyliła się do przodu.

Po chwili wskazała wąską drogę odbijającą od autostrady tuż za nawisem skalnym.

– Skręć tu, Kit.

– Skąd wiesz, że to tędy? – spytałam.

Nie wątpiłam, że ma rację, ale byłam ciekawa. Nigdy jeszcze nie jechałam tą drogą. Mieszkałam niedaleko stąd, ale jakoś nie zwracałam na nią uwagi.

Max wzruszyła ramionami i spojrzała mi głęboko w oczy. W jednej chwili stała się śmiertelnie poważna, tak, jak to ona potrafiła.

– A ty nie wyczuwasz z daleka tej farmy, na której kiedyś mieszkałaś?

– Ona jest bardzo daleko stąd – powiedziałam. – Nie potrafię jej znaleźć bez mapy.

– Ja wyczuwam „Szkołę” – odparła Max. – Wiem dokładnie, gdzie jest. Widzę drogę do niej w moich myślach.

Kiedy dotarło do mnie pełne znaczenie jej słów, oniemiałam z wrażenia. Coś ścisnęło mnie za gardło. Podobnie jak gołębie, koty i migrujące zwierzęta, które dzięki nawigacji inercyjnej, czy Bóg wie czemu, są w stanie wrócić w to samo miejsce, z którego wyruszyły, Max potrafiła odnaleźć swój dom!

ROZDZIAŁ 73

Zatrzymaj wóz – powiedziała, zanim Kit zdążył skręcić.

Kit spełnił jej polecenie. W głosie Max pobrzmiewała jakaś dziwna, stanowcza nuta.

– A teraz posłuchajcie mnie – wyszeptała. – Dalej nie możecie iść. Jeśli was złapią, to zabiją. Mówię poważnie.

– Wiem, że to bardzo poważna sprawa – stwierdził Kit. – I dlatego właśnie pójdziemy z tobą, maleńka. Zabierzemy ze sobą bardzo poważny pistolet – dodał i wyjął broń z kabury. – Muszę tam pójść, Max. To mój obowiązek. Po to przyjechałem do Kolorado.

– Ja też nie mogę stąd po prostu odejść – zwróciłam się do Max. – Nie zostawię ciebie i Kita. Nie ma mowy.

Max skinęła głową. Nie była zadowolona, ale zdawała sobie sprawę, że nie odejdziemy. Byliśmy razem na dobre i złe.

Kit obrócił kierownicę i zjechaliśmy z głównej drogi, która nie zasługiwała na to miano. Znaleźliśmy się w miejscu, które nazywało się Podgórskim Przesmykiem, była to kręta drożyna pnąca się ku wzniesieniom przedgórza Gór Skalistych. Gdzieś tu znajdowała się „Szkoła”. Max wydawała się tego całkowicie pewna.

– Skręć w prawo – powiedziała nagle. – A potem mnie wypuść.

– Nic z tego, Max – upierał się Kit. – Przecież już o tym rozmawialiśmy.

– Uparciuch z ciebie, Kit.

– I kto to mówi.

Szosa, z każdą chwilą coraz bardziej zaniedbana, w końcu przeszła w nie oznakowaną polną drogę, która wiodła w nieznane – nigdzie nie dostrzegłam żadnych drogowskazów ani budynków. Prezentowała się jednak wystarczająco złowieszczo, by skłonić nas do dalszej jazdy.

Każdy zakręt był dla Kita wyzwaniem. W ciemnościach świeciły ślepia zwierząt. Jelenie i inne leśne stwory rozsądnie czekały, aż przejedziemy, a potem przemykały na drugą stronę drogi. Kiedy tak pięliśmy się wyżej i wyżej ku wierzchołkom gór, Max wreszcie zaczęła opowiadać o miejscu, z którego pochodziła.

– „Szkoła” kilka razy zmieniała swoją siedzibę. Wiem, że najpierw była w stanie Massachusetts, a potem w Kalifornii, no i w końcu przenieśliśmy się tutaj. Codziennie chodziłam na lekcje i na początku nawet mi się to podobało. Uczyła mnie pani Beattie. Ona też była lekarką, ale powiedziała nam, że nie musimy jej nazywać „panią doktor”. Naprawdę kochała mnie i Matthew, a my kochaliśmy ją. Według testów Stanforda-Bineta jesteśmy geniuszami. Powiedziano nam jednak, że to nie nasza zasługa, tak samo jak to, że umiemy latać. Tak zostaliśmy stworzeni. W końcu byliśmy tylko okazami doświadczalnymi.

Oddech Max stał się szybki. Moja ręka prawie zdrętwiała w jej uścisku. I choć Max przekonywała nas, żebyśmy zawrócili, wiedziałam, że wcale tego nie chciała. Za bardzo się bała, by poradzić sobie sama.

– Wypuśćcie mnie – powiedziała nagle i złapała mnie za łokieć. – Muszę wysiąść. Muszę! Proszę, Kit? Już, teraz! Obiecuję, że nie odlecę. Przysięgam.

Delikatnie trąciłam Kita w ramię. Zatrzymał wóz na wąskim poboczu.

Znajdowaliśmy się na zupełnym odludziu – otaczały nas strzeliste jodły, surowe skały i zewsząd dobiegało bzyczenie cykad.

Otworzyłam drzwi i Max wygramoliła się z samochodu.

Była szybka i zwinna, a do tego strasznie silna jak na swój wiek. Niemal wszystko, co robiła, wprawiało mnie w osłupienie. Oby tylko nie odfrunęła, powtarzałam w duchu.

Max wspięła się na dach jeepa. Nad naszymi głowami rozległ się tupot jej nóg. A następnie usłyszeliśmy donośny łopot skrzydeł.

– Co ona robi? – spytaliśmy niemal jednocześnie.

Wtedy Max wzbiła się w powietrze. Bez żadnego wysiłku.

– O Jezu – wyszeptał Kit. Wyjął mi to z ust. – Spójrz na nią. Patrz. Mam nadzieję, że dotrzymamy jej tempa.

– Musimy. Ruszaj.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Podmuchy Wiatru»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podmuchy Wiatru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James Patterson - WMC - First to Die
James Patterson
James Patterson - Filthy Rich
James Patterson
James Patterson - French Kiss
James Patterson
James Patterson - Truth or Die
James Patterson
James Patterson - Kill Alex Cross
James Patterson
James Patterson - Murder House
James Patterson
James Patterson - Maximum Ride Forever
James Patterson
James PATTERSON - Cross Fire
James PATTERSON
James Patterson - The 8th Confession
James Patterson
James Patterson - Wielki Zły Wilk
James Patterson
James Patterson - Cross
James Patterson
Отзывы о книге «Podmuchy Wiatru»

Обсуждение, отзывы о книге «Podmuchy Wiatru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x