– Przesłuchania i zapewne dobrowolnego badania DNA. Musimy go znaleźć, detektywie Racine – rzekł Cunningham, biorąc do ręki rysunek. – Może roześle pani kilku policjantów z tym portretem, żeby sprawdzili, czy w sobotę rano nikt nie widział Brandona w okolicy muzeum. Niewykluczone, że jest to nasz tajemniczy rozmówca telefoniczny.
Racine przytaknęła posłusznie.
– Musimy się także dowiedzieć, co to za grupa, do której należeli ci chłopcy z Massachusetts. Do tej pory nic nie mamy. – Spojrzał na Gwen. – Jeden z nich przeżył, ale jak dotąd nie chciał z nikim rozmawiać. A zapewne posiada ważne informacje. Mogłaby pani spróbować się z nim porozumieć?
– Oczywiście – odparła Gwen bez wahania.
Tully wyciągnął ulotkę, którą Maggie widziała u niego już wcześniej. Wciąż była złożona w harmonijkę, więc Tully próbował ją wygładzić, prasując ręką stronę ze zdjęciem mężczyzny.
– Byłbym zapomniał. Znalazłem to obok pomnika w sobotę rano. To ulotka tej grupy, która w sobotę wieczorem zorganizowała spotkanie modlitewne. Emma uważa, że Brandon należy do tej grupy. Jeśli Wenhoff nie myli się co do czasu zgonu, morderstwo zostało popełnione wtedy, gdy na dole trwało jeszcze spotkanie.
Cunningham wyciągnął się nad stołem, żeby się przyjrzeć ulotce. Maggie odwróciła wzrok od okna.
– To jest to – oznajmiła, czytając napis drukowanymi literami. – Kościół Duchowej Wolności. Właśnie ta organizacja non profit jest właścicielem domu letniskowego w Massachusetts.
– Jest pani pewna?
Skinęła głową, szukając wzrokiem potwierdzenia u Ganzy. Wszyscy wstali i zaczęli uważnie przyglądać się ulotce. Maggie spojrzała na mężczyznę na fotografii, przystojnego, ciemnowłosego, koło pięćdziesiątki, o aparycji gwiazdora filmowego. Potem przeczytała podpis pod zdjęciem i jej żołądek przewrócił się do góry nogami. Wielebny Joseph Everett. Jezu! Człowiek, który być może stoi za tymi zbrodniami, jest wybawcą jej matki!
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY
Justin nie mógł uwierzyć własnym oczom. W porównaniu z pozostałymi zabudowaniami, dom Ojca przypominał pieprzony pałac. Był tam kominek i kosztowne skórzane fotele. Półki uginały się pod książkami, podczas gdy członkom społeczności wolno było posiadać wyłącznie Biblię. Na ścianach wisiały oprawione dzieła sztuki, okna zaś zdobiły udrapowane zasłony. Misa ze świeżymi owocami, kolejna rzadkość, stała na ręcznie rzeźbionym stole przy sofie. Obok niej stała puszka pepsi. Cholera! A Alice kazała mu wierzyć, że takie rzeczy jak pepsi to Antychryst albo jeszcze coś gorszego.
Usiadł w jednym ze skórzanych foteli i czekał, jak poleciła mu Cassie, osobista asystentka Ojca. Powinien się denerwować, że się tu znalazł… no, że został tu „przyzwany”. Tak powiedział Darren, kiedy po niego przyszedł, na pewno powtarzając za Ojcem. Taki głupek jak Darren nie wymyśliłby sam takiego słowa.
Słyszał głos Ojca w pokoju obok, który służył mu za biuro. Ojciec najwyraźniej z kimś rozmawiał, a jednak tylko jego głos unosił się w przestrzeni. Pewnie rozmawia przez telefon, pomyślał Justin. Oho, kolejna niespodzianka. Bo musiał to być telefon komórkowy, skoro w obozie nie było cholernej linii telefonicznej.
– To mi się nie podoba, Stephen – mówił Ojciec.
Tak, rozmawia przez telefon, bo Justin nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
– Jak to się mogło stać? – pytał dalej Ojciec zniecierpliwionym głosem. Nie czekał na wyjaśnienia. – Tym razem popełnił wielki błąd.
Justin ciekaw był, kto schrzanił sprawę. Potem dobiegł go znowu głos Ojca:
– Nie, nie, już się zajęliśmy Brandonem, nie martw się o niego. Już nie powtórzy tego błędu.
Brandon? A zatem to ten złoty młodzieniec skrewił? Justin uśmiechnął się pod nosem, ale na krótko, bo zaraz przypomniał sobie, że w pokoju mogą być zainstalowane kamery.
Starał się siedzieć nieruchomo, ale jego wzrok wciąż krążył po zadziwiającym pokoju. Biuro, sypialnia, ogromny pieprzony salon. Ojciec miał też własną łazienkę. Ciekawe, czy ma tam pieprzoną wannę z masażem i… O cholera, nawet o tym wcześniej nie pomyślał – ten gość ma pewnie papier toaletowy. I to nie jakiś tam papier toaletowy, ale biały, miękki, miły w dotyku.
I może brać prysznic dłużej niż dwie minuty. Na samą myśl o tym Justin przeczesał włosy palcami. Tego ranka udało mu się spłukać szampon, zanim skończyła się woda. Może wreszcie się tego nauczy. Ale nigdy nie nauczy się szczotkować zębów bez wody. Ohydny smak antyseptycznej pasty pozostawał mu w ustach przez cały dzień.
– Justin. – Ojciec bez uprzedzenia wśliznął się bezszelestnie do pokoju. Miał na sobie czarny sweter z golfem i ciemne, świeżo wyprasowane spodnie.
Justin podskoczył na dźwięk jego głosu, potem automatycznie poderwał się na nogi, zastanawiając się, czy teraz będzie musiał siedzieć na podłodze. Czyż Alice nie mówiła mu, że głowa Ojca musi znajdować się ponad głowami jego słuchaczy? A może ta zasada obowiązuje tylko podczas spotkań? Cholera jasna! Szkoda, że przed przyjściem nie pogadał o tym z Alice.
– Usiądź – powiedział Ojciec, wskazując krzesło. – Od sobotniego wieczoru zamierzałem się z tobą rozmówić. – Siadł na skórzanym fotelu na wprost Justina.
Chłopak patrzył na jego twarz, szukając oznak gniewu czy tego skrzywienia, które opanował po mistrzowsku, tego, które zamienia człowieka w kamień i pewnie pozbawia kobiety płodności. Kto wie, jakie moce tkwią w tym gościu? Tymczasem oblicze Ojca było wprawdzie bardzo poważne, ale spokojne i przyjazne.
– Wiem, że to, co, jak ci się wydaje, widziałeś w autokarze w sobotę wieczorem, musiało cię zażenować.
O cholera! A więc jednak będą o tym rozmawiać. Justin poruszył się nerwowo, krzesło zaskrzypiało.
– Byłem zaspany – zaczął nieporadnie.
– Tak, właśnie tak sądziłem. I pewnie dlatego mogłeś sobie mylnie zinterpretować to, co widziałeś. – Ojciec oparł się wygodnie i skrzyżował nogi, kładąc prawą stopę na lewym kolanie, a przy tym absolutnie panując nad sytuacją. – Wiesz, muszę bezustannie testować moich zwolenników. Wystarczy tylko jeden słaby człowiek pośród nas, i możemy zostać zniszczeni.
Justin potakiwał, udając, że rozumie tę bezsensowną gadkę.
– Nie myśl, że sprawia mi to przyjemność, czasami też wygląda to dziwnie dla tych, którzy w pełni tego nie rozumieją. Ale nikt nie może być zwolniony z takiego testu. Nikt, nawet nasza słodka droga Alice. – Złożył ręce, jakby zastanawiał się, czy mówić dalej. – Nie wiesz wszystkiego o Alice. Nikt nie zna jej do końca.
Justin musiał przyznać, że faktycznie nie wie wiele o przeszłości Alice. Nigdy z nim o tym nie rozmawiała, nigdy nie wspominała o swojej rodzinie, choć ciągle próbowała nakłonić go do zwierzeń na temat jego bliskich. Dopiero po wielu dniach prób i namów zdołał z niej wyciągnąć, że ma dwadzieścia lat, czyli jest od niego o trzy lata starsza. Teraz, myśląc o niej, zdał sobie sprawę, że nie wie nawet, gdzie się urodziła i dorastała.
– Alice miała wiele problemów, kiedy do nas dołączyła. Rodzice wyrzucili ją z domu. Nie miała dokąd pójść. Wiedziałem, że jest w niej dobro, które trzeba wydobyć na zewnątrz, i dlatego zająłem się nią ze specjalną troską. Ale w jej przeszłości są takie sprawy, takie rzeczy… cóż, powiem ci tylko jedno. Była przyzwyczajona, że za usługi seksualne dostaje wszystko, na co ma ochotę. Justinowi ścisnął się żołądek. Ojciec patrzył mu badawczo w oczy, upewniając się, że chłopak go zrozumiał.
Читать дальше