– Nie wiemy jeszcze nic na pewno, senatorze, dopiero będziemy sprawdzać wszystkie możliwości. W związku z tym bardzo by nam się przydała lista wszystkich znajomych pańskiej córki, wszystkich, którzy mogli ją widzieć albo z nią rozmawiać w sobotę, a nawet w piątek.
W tym momencie ktoś cicho zapukał do drzwi, po czym do sali wszedł wysoki przystojny czarnoskóry mężczyzna, przepraszając i kierując się prosto w stronę senatora. Nachylił się i szepnął coś do ucha swojemu szefowi. Wyglądało na to, że był to normalny gest przyjęty w ich stosunkach. Zgromadzeni przy stole czekali w milczeniu.
Senator skinął głową i nie podnosząc wzroku na swojego asystenta, powiedział:
– Dziękuję, Stephen. – Spojrzał na Cunninghama, a potem wstał, opierając się na wyciągniętej ręce młodego mężczyzny. – Wybacz, Kyle. Muszę wracać na Kapitol. Oczekuję od ciebie informacji na bieżąco.
– Oczywiście, senatorze. Jak tylko się czegoś dowiemy, przekażę panu wszystkie szczegóły, które powinien pan znać.
Senator Brier wydawał się usatysfakcjonowany. Gwen uśmiechnęła się, słysząc dobór słów użytych przez Cunninghama: „wszystkie szczegóły, które powinien pan znać”. Cunningham powinien być politykiem. Jest w tym dobry, mówi ludziom to, co chcą usłyszeć, nie mówiąc tak naprawdę kompletnie nic.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY
Richmond, Wirginia
Kathleen O’Dell odsunęła na bok papiery i sięgnęła po filiżankę z kawą. Wypiła łyk, zamknęła oczy i wypiła jeszcze jeden łyk. To jest o niebo lepsze od tej paskudnej herbaty. Chociaż wielebny Everett miałby jej za złe, gdyby wiedział, ile już kofeiny wlała dzisiaj w swój organizm, a jeszcze nie minęło południe. Ale czyż można od niej oczekiwać, że porzuci jednocześnie alkohol i kofeinę?
Raz jeszcze przejrzała papiery. Stephen bardzo skrupulatnie zdobył dla niej wszystkie potrzebne formularze. Gdyby tylko dało się je jakoś szybciej wypełnić. Komu przyszłoby do głowy, że tyle wysiłku będzie ją kosztował wywóz jej skromnego dobytku: lichych groszy i rachunku oszczędnościowego wraz z emeryturą Thomasa. Wprawdzie była niewielka, ale sprawiła przyjemność wielebnemu, kiedy się o niej dowiedział. To było wtedy, gdy oświadczył Kathleen po raz kolejny, że stanowi integralną cześć jego misji. Że Bóg mu ją przysłał jak specjalny dar. Nigdy dotąd nie była integralną częścią niczego ani nikogo, nie wspominając już o tak ważnej osobie jak wielebny Everett.
Cały ranek zszedł jej na sprawdzaniu i układaniu rachunków. Nie było to dla niej proste zadanie, wszak nie miała w tym żadnej wprawy, ale wreszcie ogarnęła całość. I zdała sobie sprawę, że nigdy niczego nie miała zbyt wiele. Ale też nigdy wiele się nie spodziewała, tyle tylko, żeby jakoś przetrwać. To jej w zupełności wystarczało.
Po śmierci Thomasa sprzedała dom i cały dobytek, żeby wyjechać z Maggie jak najdalej i jak najszybciej. Liczyła na to, że zabezpieczy ją też polisa na życie męża, i rzeczywiście żyły sobie całkiem wygodnie i spokojnie w małym mieszkanku w Richmondzie. Żyły skromnie, ale Maggie nie chodziła głodna i miała co na siebie włożyć.
Kathleen rozejrzała się po swoim obecnym mieszkaniu, słonecznej sypialni, której niedawno dodała jasnych i radosnych barw, jakich nie widziała wcześniej przez zamglone skacowane oczy. Nie tknęła alkoholu od dziesięciu miesięcy, dwu tygodni i… spojrzała na kalendarz… i czterech dni. Co prawda wciąż nie przychodziło jej to łatwo. Sięgnęła znowu po kubek z kawą i upiła łyk.
Kalendarz przypomniał jej również, że Święto Dziękczynienia zbliża się wielkimi krokami. Zerknęła na zegarek. Musi zatelefonować do Maggie.
Wielebny Everett powiedział, że to ważne, by zjadły razem świąteczny rodzinny obiad. Przecież mogą to zrobić, choćby tylko raz. Czy jeden wspólnie spędzony dzień musi być aż tak trudny do zniesienia? Przecież już im się to zdarzało. Spędziły razem mnóstwo różnych świąt, co prawda Kathleen nie potrafiła sobie akurat żadnego z nich dokładnie przypomnieć. Święta zazwyczaj spędzała we mgle.
Raz jeszcze popatrzyła na zegarek. Jeśli zadzwoni w ciągu dnia, u Maggie odezwie się sekretarka automatyczna.
Pomyślała o śniadaniu z poprzedniego dnia. Ta dziewczyna kręciła się przy stole, jakby nie mogła się doczekać, kiedy nareszcie wyjdzie. Kathleen nie była wcale przekonana, że córka została wezwana do pracy. Może po prostu nie miała ochoty przebywać w towarzystwie własnej matki ani minuty dłużej? Jak do tego doszło? Co sprawiło, że zostały wrogami? Nie, nie wrogami, ale też nie przyjaciółkami. I dlaczego nie potrafią ze sobą rozmawiać?
Ponownie przeniosła wzrok na tarczę zegarka. Siedziała w milczeniu, bębniąc palcami po kartce, po czym spojrzała na telefon stojący na blacie kuchennym. Jeśli zadzwoni, kiedy Maggie jest w pracy, będzie mogła tylko zostawić wiadomość. Siedziała tak jeszcze chwilę ze wzrokiem wlepionym w aparat. No dobrze, to nie będzie łatwe, ale ona nie jest tchórzem. Wstała i podeszła do blatu. Zostawi wiadomość. Podniosła słuchawkę.
ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY
Maggie wstała, żeby rozprostować nogi, i automatycznie zaczęła swój rytualny spacer. Prawdziwe spotkanie zaczęło się dopiero w chwili, gdy senator znalazł się w swojej limuzynie i ruszył do centrum. Wtedy dopiero nieocenzurowane raporty i fotografie zjawiły się na stole w pokoju konferencyjnym obok kubków z kawą, puszek pepsi, butelek wody i kanapek, które Cunningham zamówił z kafeterii.
Stara sztalugowa tablica, którą Cunningham tak lubił, była już niemal zapełniona. Z jednej strony znajdowały się na niej następujące słowa:
Taśma klejąca
Kapsułka cyjanku
Ślad spermy
Ślady po kajdankach: brak kajdanek na ciele ofiary
Ślad po uduszeniu: prawdopodobnie sznur z brokatem
Prawdopodobnie DNA spod paznokci
Miejsce zbrodni: wyreżyserowane
Niezidentyfikowane okrągłe ślady na ziemi
Z drugiej strony pod nagłówkiem „Niepotwierdzone” widniała krótsza lista, stanowiąca pierwszy zarys portretu psychologicznego sprawcy:
Mańkut
Zorganizowany, choć ryzykant
Zna procedury policyjne
Przygotowany: przyniósł ze sobą broń
Może mieć dobry kontakt z otoczeniem, ale nie szanuje innych
Czerpie satysfakcję z patrzenia na cierpienia ofiary
Silne poczucie własnej wartości i własnych praw, wygórowane ambicje
Cunningham zdjął marynarkę i zabrał się do pracy natychmiast po wyjściu senatora Briera, ale jak dotąd nie wyjaśnił im, dlaczego obradowali w Quantico, a nie w kwaterze głównej FBI. Podobnie nie raczył im wytłumaczyć, dlaczego stanął na czele stworzonej w nadzwyczajnym trybie grupy do zadań specjalnych, a nie, jak nakazywałaby rutyna, złożonej z agentów specjalnych ze stołecznego biura, ani też czemu w ogóle poproszono pracowników Wydziału Pomocniczego o włączenie się i obejrzenie miejsca zbrodni, nie informując ich jednak, że ofiara jest córką senatora Stanów Zjednoczonych. Nie raczył im rozjaśnić sytuacji w żadnej z tych kwestii, a nikt, w tym także Maggie, nie miał ochoty ciągnąć go za język.
Wiele rzeczy przed nimi zataił, za to ze trzy razy powtórzył, że żadna informacja związana ze sprawą nie może wyjść poza ich szóstkę, bez żadnego wyjątku. Wszyscy byli zawodowcami. Wszyscy znali reguły. No, może prócz Racine. Maggie zastanawiała się, czy Cunningham jej ufa. Może ma wątpliwości, i dlatego wstrzymuje się z wyjaśnieniami? Oczywiście nie może się pozbyć Racine, bo grupa specjalna musi mieć kogoś z lokalnej policji, a skoro Racine została przydzielona do sprawy, było logiczne, że będzie z nimi współpracować.
Читать дальше