– Zdaniem Wenhoffa zgon nastąpił na skutek uduszenia przy pomocy rąk – powiedział Keith Ganza.
Cunningham znalazł na tablicy napis „ślady po uduszeniu” i dopisał: „uduszenie przy pomocy rąk”.
– Uduszona rękami? A co ze śladami po podwiązaniu? – spytał Tully, pokazując szyję młodej kobiety na zdjęciach z autopsji.
Keith sięgnął po kilka z tych zdjęć, wziął do ręki jedno i popchnął je do Tully’ego.
– Widzisz te siniaki i te pionowe półksiężyce? Siniaki powstały pod uciskiem kciuków. Półksiężyce zostawiły jego palce, a te poziome ślady zrobiła ona. Siniaki i otarcia są w idealnej pozycji, żeby złamać kość gnykową. To ta kość u podstawy języka. – Pokazał to miejsce na jednym ze zdjęć. – Mamy tutaj też złamania chrząstek krtani i tchawicy. Wszystkie świadczą o uduszeniu przy pomocy rąk i nadmiernej sile.
– Facet z całą pewnością posługiwał się jakimś sznurkiem. – Racine podniosła się i przez ramię Tully’ego spojrzała na zdjęcia. – Po jakie licho miałby nagle dusić ją rękami?
Maggie zauważyła, że Racine pochyla się tak mocno, iż jej piersi ocierają się o plecy Tully’ego. Odwróciła się i spotkała się wzrokiem z Gwen. Oczy przyjaciółki mówiły jej, że dokładnie zna myśli Maggie, a zmarszczka na czole Gwen przestrzegła ją, żeby nie próbowała wyskakiwać ze swoim sarkazmem.
– Może posłużył się rękami, kiedy zakończył tę swoją chorą grę doprowadzania jej do nieprzytomności i budzenia na nowo. Może bardziej ufał swoim rękom i sądził, że w ten sposób skuteczniej zakończy swoje dzieło – rzekła Maggie, po czym odwróciła się i wyjrzała przez okno. Pamiętała szyję dziewczyny i nie musiała patrzeć na zdjęcia. Potrafiła bez trudu przywołać przed oczy wydarzenia, które doprowadziły do tego, że ta szyja stała się czarno-sina, niemal w takim kolorze, jaki przybrało właśnie niebo, napuchnięte od ciemnych chmur. O szyby zaczął postukiwać drobny deszcz. – Może sznur był dla niego za mało osobisty – dodała, nie patrząc na zebranych.
– Za to ona potraktowała to na tyle osobiście, że poczęstowała go paznokciami – oznajmił Ganza, natychmiast przywołując uwagę Maggie. – Większość komórek skóry pod paznokciami ofiary należy do niej, ale udało jej się drapnąć napastnika kilka razy. Wystarczy do zbadania jego DNA. Sprawdzamy teraz, czy mamy do czynienia z tym samym DNA co w spermie.
– No a co z tą kapsułką cyjanku? – pytała dalej Racine. – I tym zaróżowieniem skóry? Stan mówił, że mogła je spowodować trucizna.
Maggie odwróciła się i zerknęła na Tully’ego. Potem oboje spojrzeli na Cunninghama. No właśnie, co z tą kapsułką? Unikali rozmowy o prawdopodobnym związku pomiędzy śmiercią córki senatora i pięcioma młodymi samobójcami z lasu w Massachusetts. To nie może być zbieg okoliczności, zresztą Maggie nie wierzyła w coś takiego. Ktoś zadał sobie sporo trudu, by mieć pewność, że oni dostrzegą ten związek. Ktoś być może chciał zwrócić ich uwagę na swój czyn, a raczej na swoją zemstę.
– Trucizna faktycznie zostawia takie różowawe zabarwienie. W tym przypadku część cyjanku przedostała się do organizmu, ale bardzo niewiele -odpowiadał Keith, choć chyba tylko Racine była zainteresowana.
– A więc… – odezwała się pani detektyw, pocierając czoło, jakby bardzo głęboko myślała. – A więc po co ją dusił, skoro już dał jej ten cyjanek i zakleił usta? Czy tylko ja uważam, że to bez sensu? |
– Kapsułka to tylko zagranie na efekt – powiedział w końcu Cunningham, mówiąc tak, jakby rzucał jakieś banalne stwierdzenie. Wytarł dłonie z kredy i wziął kanapkę z szynką. Ugryzł ją, nawet na nią nie patrząc, skupiony na wykresach i raportach policyjnych rozłożonych na stole.
Racine, siadłszy na powrót, poruszyła się niecierpliwie.
– Na pewno pani słyszała o wypadkach w Massachusetts. – Cunningham w dalszym ciągu nie patrzył na panią detektyw, tylko przeglądał raporty. – Pięciu młodych mężczyzn popełniło samobójstwo, zażywając identyczne kapsułki z cyjankiem, zanim otworzyli ogień do agentów ATF i FBI. Z jakiegoś powodu ktoś chce, abyśmy zauważyli, że ma to związek z córką senatora Briera.
Racine poderwała się i popatrzyła po twarzach zebranych. Dopiero w tej chwili uświadomiła sobie, że tylko dla niej jest to nowa informacja.
– I wszyscy, cholera, wiedzieliście o tym od początku?
– Informacja na temat cyjanku jest poufna, jak na razie udało się utrzymać ją w tajemnicy przed mediami.
Racine usiadła, słysząc jego ton.
– I tak ma pozostać, detektywie Racine. Rozumie pani?
– Oczywiście. Ale jeśli mam być członkiem tej grupy specjalnej, oczekuję, że będę na bieżąco o wszystkim informowana.
– To sprawiedliwy układ.
– Więc to było morderstwo z zemsty? – Nie pozwoliła sobie już odebrać głosu.
Maggie była pod wrażeniem. Przeniosła spojrzenie za okno, gdy Racine popatrzyła w jej stronę.
– Na tym etapie nie możemy odrzucić takiego motywu – odparł Cunningham między dwoma kęsami kanapki.
– Może powie mi pan teraz, skąd pan o tym wiedział, zanim doszliśmy, że chodzi o córkę senatora?
– Słucham?
Maggie spojrzała na Cunninghama, Racine zadała bowiem głośno pytanie, które wszystkich po cichu dręczyło. Ta kobieta ma faktycznie więcej odwagi niż rozumu.
– Dlaczego poproszono o współpracę Wydział Pomocniczy? – pytała dalej, niewzruszona stanowiskiem Cunninghama ani jego kwaśną miną. Maggie pomyślała, że jeśli Racine rzeczywiście ma ambicje dostania się do FBI, to właśnie w tej chwili pozbawia się istotnych referencji.
– Zabójstwo na terenie federalnym należy do służb federalnych – odpowiedział swoim najchłodniejszym, najbardziej autorytarnym tonem zastępca dyrektora – i dlatego FBI odpowiada za to śledztwo…
– Taa, tyle to sama wiem. Ale skąd Wydział Pomocniczy? – Racine nie poddawała się. Maggie zerknęła, co zrobi Cunningham. Wszyscy patrzyli na niego, czekając na jego reakcję.
Przesunął do góry okulary i rozejrzał się.
– Wczoraj rano otrzymaliśmy anonimowy telefon – zdradził wreszcie, wbijając ręce w kieszenie i opierając się o podium obok tablicy. – Ktoś dzwonił z automatu w muzeum. Powiedział tylko tyle, że znajdziemy coś interesującego w FDR Memorial. Dodzwonił się bezpośrednio do mnie.
Wszyscy milczeli, czekając na dalsze słowa szefa.
– Nie wiem, dlaczego wybrał akurat mnie – dodał Cunningham po chwili, bowiem nikt, nawet Racine, nie poważył się zadać mu kolejnego pytania. – Może wiedział, że byłem na miejscu zbrodni w Massachusetts. – Przeniósł wzrok na Maggie. – Zacytowano panią w „Timesie”, więc łatwo wyciągnąć z tego wniosek, że zajmujemy się tą sprawą.
Maggie zaczerwieniła się, żałując, że cokolwiek powiedziała. Tamtego ranka, kiedy pogrążona w rozmyślaniach schodziła po schodach J. Edgar Hoover Building, zaskoczył ją dziennikarz z tej gazety. Zapytał o agenta Delaneya. Nie była w stanie ukryć złości i rzuciła mu po prostu, że złapią tych, którzy odpowiadają za tę zbrodnię. Nie powiedziała nic więcej, ale w wieczornym wydaniu „Washington Times” ukazał się artykuł, w którym dziennikarz przedstawił ją jako psychologa kryminalnego, sugerując, że jej wydział jest zaangażowany w sprawę.
– Nic się nie stało. – Cunningham uspokajał ją, machając ręką. – Dla nas liczy się, żeby znaleźć tego łajdaka. Agencie Tully, jak poszło z Emmą i agentką LaPlatz?
– Moim zdaniem dobrze. – Maggie zauważyła, że Tully wrócił już do siebie. Wyjął kopię rysunku z teczki i położył na zagraconym stole. – Nie wiemy, czy ten Brandon ma z tym coś wspólnego, w każdym razie tamtego wieczoru Emma na pewno widziała go z Ginny Brier. Agentka LaPlatz rozsyła w tej chwili jego portret pamięciowy faksem do wszystkich organów ochrony porządku publicznego w promieniu stu kilometrów, z notatką, że facet jest pilnie poszukiwany w celu przesłuchania.
Читать дальше