– Proszę, chłopcze, następna whisky dla ciebie.
– Po kilku głębszych Feeney bez żadnego trudu zaczął mówić z irlandzkim akcentem, choć ani on, ani jego pradziadowie nigdy nie widzieli Irlandii na oczy. – Za bohaterów powstania!
Roarke uniósł brew. On sam urodził się w Dublinie i większą część młodości spędził na wałęsaniu się po ulicach i zaułkach tego miasta. Mimo to nie podzielał sentymentu Feeneya do Irlandii i wstrząsających nią powstań.
– Slainte – powiedział, by zadowolić przyjaciela, i napił się whisky.
– Dobry chłoptaś. Roarke, muszę cię uprzedzić, że znajdujące się wśród nas damy są tylko do oglądania. Nie próbuj ich dotykać.
– Postaram się powstrzymać. Feeney uśmiechnął się szeroko i klepnął go w plecy tak mocno, że Roarke aż się zachwiał.
– Prawdziwy z niej skarb, co? Mówię o naszej kochanej D alias.
– Ona… – Roarke zmarszczył brwi, wpatrzony w swoją szklankę -…jest naprawdę niezwykła
– zdecydował wreszcie.
– Zobaczysz, da ci w kość. Jak nam wszystkim-Ma umysł cholernego rekina. Wiesz, koncentruje się na jednej sprawie, dopóki nie doprowadzi jej do końca. A już to ostatnie śledztwo zupełnie nie dawało jej spokoju.
– Jeszcze z nim nie skończyła – mruknął Roarke i uśmiechnął się chłodno, kiedy naga blondynka zaczęła masować mu pierś. – Z tamtym pójdzie ci lepiej – powiedział do niej, wskazując zamroczonego mężczyznę w szarym prążkowanym garniturze. – To właściciel Stoner Dynamics.
Kiedy spojrzała na niego pustym wzrokiem, Roarke delikatnie wziął ją za ręce, wędrujące w stronę jego krocza.
– Jest nadziany – sprecyzował. Odeszła od nich tanecznym krokiem. Feeney odprowadził ją pełnym smutku wzrokiem.
– Jestem szczęśliwym małżonkiem, Roarke.
– Tak słyszałem.
– Choć to upokarzające, muszę przyznać, że odczuwam pewną pokusę, by spędzić z tą ponętną osóbką parę chwil w ciemnym pokoju.
– To nie przynosi ci ujmy, Feeney.
– To prawda. – Kapitan westchnął ciężko, po czym powrócił do poprzedniego tematu. – Kiedy Dallas wyjedzie na parę tygodni, może zapomni o tym wszystkim i zajmie się czymś innym.
– Nie lubi przegrywać, a myśli, że przegrała. – Chciał dać sobie z tym spokój. Nie miał ochoty spędzić ostatniej nocy przed ślubem na rozmowie o niedawnych zabójstwach. Klnąc pod nosem, zaciągnął Feeneya w kąt pomieszczenia. – Co wiesz o tym handlarzu, który został zamordowany na East Endzie?
– Karaluch. Nie ma o czym mówić. Diler, trochę cwany, trochę głupi, jak oni wszyscy. Trzymał się swojego ogródka. Cenił szybki, łatwy zarobek.
– Czy był szpiclem, jak Boomer?
– Kiedyś, owszem. Jego oficer prowadzący w zeszłym roku przeszedł na emeryturę.
– Co się dzieje ze szpiclem w takim wypadku?
– Ktoś go przejmuje albo policja po prostu rezygnuje z jego usług. Dla Karalucha nikogo nie udało się znaleźć.
Roarke miał ochotę zakończyć na tym rozmowę, ale coś ciągle nie dawało mu spokoju.
– Czy ten gliniarz, który przeszedł na emeryturę, z kimś współpracował?
– Co ty, myślisz, że mam procesor w głowie?
– Tak.
Feeney napuszył się, mile połechtany komplementem.
– Cóż, prawdę mówiąc, przypominam sobie, że jego partnerem był mój stary kumpel. Danny Riley. To było w… hmm… czterdziestym pierwszym. Potem przez parę lat, mniej więcej do czterdziestego ósmego, a może czterdziestego dziewiątego, pracował z Marim Dirscollim.
– No tak. Dzięki – mruknął Roarke.
– Jego następnym partnerem był Casto. Roarke natychmiast się ożywił.
– Casto? Czy pracowali razem w czasie, kiedy ten policjant prowadził Karalucha?
– Jasne, ale ze szpiclem z reguły współpracuje tylko jeden z partnerów. Z drugiej strony… – Feeney zmarszczył brwi. -…kiedy policjant przechodzi na emeryturę, partner zazwyczaj przejmuje wszystkich jego informatorów. Nie wiem, czy Casto to zrobił. W aktach nie było żadnej wzmianki na ten temat. Zresztą on miał własnych szpicli.
Roarke próbował wmówić sobie, że jest uprzedzony, że opętała go idiotyczna zazdrość. Ale nie udało mu się.
– Nie wszystko trafia do akt. Nie wydaje ci się dziwnym zbiegiem okoliczności to, że zamordowani zostali dwaj szpicle blisko związani z Casto i zamieszani w sprawę Nieśmiertelności?
– Przecież nie mówię, że Casto współpracował z Karaluchem. A poza tym ten zbieg okoliczności wcale nie musi być dziwny. Kiedy masz do czynienia z handlarzami narkotyków, jest nieuniknione, że pewne sytuacje będą się powtarzać.
– No to powiedz mi, co łączyło wszystkie ofiary, oprócz faktu, że były powiązane z Casto?
– Jezu, Roarke. – Feeney potarł twarz dłonią. – Jesteś zupełnie jak Dallas. Wielu gliniarzy z wydziału nielegalnych substancji wpada w nałóg. Casto jest czysty. Nigdy nie wykryto w jego organizmie nawet śladowych ilości narkotyków. Cieszy się dobrą opinią, czeka go awans na kapitana i wszyscy wiedzą, jak bardzo mu na tym zależy. Zbyt wiele miałby do stracenia, pakując się w gówno.
– Czasami pokusa staje się po prostu zbyt silna, Feeney, i czasami człowiek jej ulega. Czy Casto byłby pierwszym w historii gliną z wydziału nielegalnych substancji, który postanowił dorobić sobie na boku?
– Nie. – Feeney westchnął ciężko. Z każdą chwilą tej rozmowy był coraz bardziej trzeźwy. I wcale mu się to nie podobało. – Nic na niego nie mamy, Roarke. Dallas z nim współpracowała. Gdyby był sprzedajnym gliną, na pewno by to wywęszyła. Ona ma niesamowite wyczucie.
– Ale miała za wiele na głowie – mruknął Roarke, wspominając jej słowa. – Zastanów się, Feeney. Bez względu na to, jak szybko wykonywała kolejne ruchy, zawsze wydawało się, że jest o jeden krok w tyle. Jeśli ktoś znał jej plany, mógł je bez trudu pokrzyżować. Zwłaszcza ktoś, kto myśli jak policjant.
– Nie lubisz go, bo jest prawie tak przystojny, jak ty – powiedział cierpko Feeney.
Roarke puścił tę uwagę mimo uszu.
– Możesz dziś wyszperać coś na jego temat?
– Dziś? Jezu, chcesz, żebym grzebał w aktach osobowych innego gliniarza i szukał na niego haka, tylko dlatego, że stracił dwóch szpicli? I mam zrobić to dziś w nocy?
Roarke położył rękę na ramieniu Feeneya.
– Możemy skorzystać z mojego sprzętu.
– Dobrana z was para – burknął Feeney, kiedy Roarke ciągnął go za sobą przez tłum. – Dwa rekiny.
Świat rozmywał się przed oczami Eve, jakby znalazła się w zbiorniku z wodą. Widziała Casto jak przez mgłę, czuła słaby zapach jego mydła i potu. Ale nie mogła zrozumieć, co on tu robi.
– Co się dzieje, Casto? Dostaliśmy wezwanie? – Rozejrzała się w poszukiwaniu Peabody, jednak zobaczyła tylko połyskujące czerwone zasłony, mające przydać atmosfery zmysłowości pokojowi, w którym uprawiano tani, szybki seks. – Czekaj no.
– Wyluzuj się. – Nie chciał dać jej następnej dawki; nie wiedział, jak dużo wypiła na tej swojej imprezie, więc wolał nie ryzykować. – Drzwi są zamknięte na klucz, Eve, nie możesz stąd wyjść. Żeby było nam łatwiej rozmawiać, dałem ci coś na poprawę nastroju. – Podłożył sobie pod plecy obszytą atłasem poduszkę. – Byłoby jeszcze łatwiej, gdybyś sobie odpuściła. Ale ty jesteś uparta. Nie chciałaś tego zrobić. Chryste, ciągle nie mogę uwierzyć, że dopadłaś Lilligasa.
– Kogo… co?
– Ogrodnika z Vegas H. Posunęłaś się za daleko. Sam korzystałem z usług tego bałwana.
Zakotłowało jej się w żołądku. Kiedy poczuła w gardle charakterystyczny smak żółci, pochyliła się do przodu, wcisnęła głowę między kolana i zaczęła głęboko oddychać.
Читать дальше