– Musimy wznieść toast. – Peabody wstała niepewnie, przytrzymując się stołu. Jakimś cudem udało jej się unieść kieliszek, nie wylewając więcej niż połowy jego zawartości na głowę Eve. – Za najlepszą policjantkę w tym zafajdanym mieście, która wychodzi za najseksowniejszego sukinsyna, jakiego w życiu widziałam na oczy, i dzięki której trafiłam na dobre do wydziału zabójstw. Każdy dupek, który ma choć trochę oleju w głowie, powie wam, że tam jest moje miejsce. No. – Wychyliła resztę drinka, padła na swoje krzesło i uśmiechnęła się głupkowato.
– Peabody – powiedziała Eve i udała, że ociera łzę. – Jeszcze nigdy nie byłam tak wzruszona.
– Narąbałam się, Dallas.
– Wszystkie poszlaki na to wskazują. Można tu zjeść coś, w czym nie ma trupiego jadu? Umieram z głodu.
– Panna młoda chce coś zjeść! – Mavis, wciąż trzeźwa jak zakonnica, zerwała się na równe nogi.
– Zajmę się tym. Nie wstawaj od stołu.
– Mavis, jeszcze jedno. – Eve przyciągnęła ją do siebie i nachyliła się do jej ucha. – Przynieś mi coś do picia. Tylko bez procentów.
– Dallas, przecież jesteśmy na balandze.
– I zamierzam się dobrze bawić, ale jutro chcę być przytomna. To dla mnie ważne.
– Jakie to słodkie. – Mavis znów rozpłakała się i opuściła głowę na ramię Eve.
– Tak, można mnie przerobić na słodzik.
– Nagle, bez zastanowienia, odwróciła ku sobie jej twarz i pocałowała przyjaciółkę prosto w usta.
– Dzięki. Nikomu innemu nie przyszłoby to do głowy.
– Z wyjątkiem Roarke'a. – Mavis otarła oczy błyszczącym rękawem. – Razem to zaplanowaliśmy.
– Nie dziwię mu się. – Eve spojrzała z lekkim uśmiechem na nagie ciała wyginające się na scenie. – Hej, Nadine. – Napełniła kieliszek dziennikarki. -Ten facet z czerwonymi piórami w tyłku ma na ciebie chrapkę.
– Tak? -Tamta rozejrzała się zamglonymi oczami.
– No, na co czekasz?
– Co, mam wejść na scenę? Cholera, myślisz, że się boję?
– Zrób to, zamiast tyle gadać. – Eve nachyliła się ku niej i uśmiechnęła szeroko. – Do dzieła.
– Myślisz, że tego nie zrobię? – Nadine podniosła się niepewnie. – Hej, ogierze! – krzyknęła do tancerza znajdującego się najbliżej. – Pomóż mi tam wejść.
Widzowie byli zachwyceni, zwłaszcza kiedy dziennikarka, pełna entuzjazmu, rozebrała się do purpurowej bielizny. Eve podniosła do ust szklankę z wodą mineralną i westchnęła ciężko. Ależ sobie znalazła przyjaciółki.
– Jak leci, Trina?
– Nie ma mnie tu. Chyba właśnie unoszę się nad Tybetem.
– Aha. – Eve spojrzała na Mirę. Widząc, jak policyjna konsultantka wiwatuje na widok roznegliżowanej Nadine, zaczęła się obawiać, że i pani doktor lada chwila wskoczy na scenę. A chyba żadna z nich nie chciała zachować w pamięci takiego obrazu. – Peabody! – Musiała mocno dźgnąć ją palcem w ramię, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny. – Zamówmy więcej żarcia.
– Ja też mogłabym zrobić coś takiego.
Podążając za jej spojrzeniem, Eve zauważyła Nadine uwieszoną na szyi dwumetrowego Murzyna pomalowanego na różne kolory.
– Jasne, że mogłabyś. Wszyscy byliby zachwyceni.
– Tyle że mam taki mały wałek tłuszczu. – Zachwiała się i Eve przytrzymała ją za rękę. – Jake nazywa to moim brzuszkiem-świntuszkiem. Oszczędzam na liposukcję.
– Po prostu poćwicz trochę. Po co od razu płacić za odsysanie?
– To dziewiczne.
– Dziedziczne.
– No właśnie – wybełkotała, gdy Eve przeprowadziła ją przez tłum. – W mojej rodzinie mają to wszyscy. Jake lubi chude dziewczyny. Takie jak ty.
– No to pieprz go.
– Zrobiłam to. – Peabody zachichotała, po czym oparła się ciężko o bar. – Pieprzyliśmy się do upadłego. Ale to nie wystarczy, sama o tym wiesz, kotku. Eve westchnęła.
– Peabody, nie chcę bić koleżanki niebędącej w pełni władz umysłowych. Dlatego nie mów na mnie kotku.
– Dobra. Wiesz, co jest najważniejsze?
– Jedzenie – powiedziała do androida z obsługi.
– Wszystko jedno jakie, byle było go dużo. Stolik numer trzy. Co jest najważniejsze w czym, Peabody?
– W tym. Tym. Najważniejsze jest to, co łączy ciebie i Roarke'a. Wspólnota dusz. Seks to tylko dodatek.
– Jasne. Co, nie układa ci się z Casto?
– Nie. Po prostu teraz, po zamknięciu śledztwa, nie mamy ze sobą kontaktu. – Peabody potrząsnęła głową. Przed jej oczami rozbłysły setki świateł.
– Jezu, ależ się schlałam. Muszę skoczyć do kibla.
– Pójdę z tobą.
– Poradzę sobie sama. – Z godnością strzepnęła rękę Eve ze swojego ramienia. – Wolałabym nie wymiotować w obecności mojej przełożonej, jeśli nie ma pani nic przeciw temu.
– Jak sobie życzysz.
Mimo to w czasie wędrówki Delii przez parkiet Eve obserwowała ją czujnie jak jastrząb. Wyglądało na to, że dziewczyny balowały już ze trzy godziny. I choć doskonale się bawiły, Eve zamierzała wmusić w swoje towarzyszki coś do jedzenia i zatroszczyć się o transport dla nich.
Z uśmiechem na ustach oparła się o kontuar i spojrzała na Nadine, która, wciąż mając na sobie tylko purpurowe majtki, prowadziła właśnie ożywioną dyskusję z doktor Mirą. Trina siedziała z głową opartą o stół; prawdopodobnie rozmawiała już z samym dalajlamą.
Mavis, z błyszczącymi oczami, stała na scenie i ryczała do mikrofonu zaimprowizowaną piosenkę, w rytm której kołysały się wszystkie pary znajdujące się na parkiecie.
A niech to szlag, zaklęła w duchu Eve. Kochała te pijuski. Z Peabody włącznie, pomyślała i postanowiła zajrzeć do toalety, by sprawdzić, czy asystentka nie straciła przytomności albo nie utonęła.
W połowie drogi ktoś złapał ją za rękę. Jako że podobne rzeczy działy się przez cały wieczór – samotni goście klubu polowali na partnerów – Eve próbowała delikatnie pozbyć się natręta.
– Kiedy indziej, mistrzu. Nie jestem zainteresowana. Hej! – Ukłucie w ramię bardziej ją zirytowało, niż zabolało. Świat zaczai jej się rozmywać przed oczami. Czuła, że ktoś prowadzi ją przez tłum i wciąga do prywatnego pokoju.
– Niech to diabli, powiedziałam, że nie jestem zainteresowana. – Sięgnęła po swoją odznakę, ale nie trafiła ręką do kieszeni. Lekko popchnięta, wylądowała na wąskim łóżku.
– Odpocznij sobie, Eve. Musimy porozmawiać. – Casto usiadł przy niej, krzyżując nogi.
Roarke nie był w nastroju do zabawy, ale jako że Feeney nie szczędził wysiłku, by stworzyć potwornie hedonistyczną atmosferę, nie pozostawało mu nic innego, tylko odgrywać swoją rolę. Znajdowali się w pomieszczeniu przypominającym halę, wypełnionym mężczyznami, z których wielu czuło się dziwnie, biorąc udział w tak pogańskim rytuale. Feeney wykorzystał swoją szeroką wiedzę w dziedzinie elektroniki, by wytropić partnerów w interesach Roarke'a, a żaden z nich nie chciał urazić tak wpływowego człowieka odrzuceniem zaproszenia.
Wszyscy ci sławni i bogaci goście zostali upchnięci w słabo oświetlonym wnętrzu, wypełnionym naturalnej wielkości ekranami, na których widać było nagie ciała splecione ze sobą w najwymyślniejszych pozycjach; oprócz tego na środku wyginały się trzy striptizerki, a piwa i whisky wystarczyłoby na zatopienie Siódmej Floty i całej jej załogi.
Roarke musiał przyznać, że był to miły gest ze strony Feeneya i, nie chcąc zawieść jego oczekiwań, zachowywał się jak mężczyzna cieszący się swoją ostatnią nocą na wolności.
Читать дальше