– Podstęp. – Roarke zapalił papierosa. – Zabójca chciał ściągnąć policję na mylny trop.
Eve uśmiechnęła się, po raz pierwszy od wielu godzin.
– To mi się w tobie podoba. Masz umysł przestępcy. Odwrócić uwagę policji, a niech sobie gliny łamią głowy nad tym, co Karaluch ma wspólnego z pozostałymi ofiarami. Wróćmy jednak do naszych głównych podejrzanych. Redford wyprodukował własną odmianę Nieśmiertelności i dał spróbować Jerry, sowicie ją wynagradzając za zgodę na udział w kampanii reklamowej. Potem jednak odzyskał te pieniądze z nawiązką, każąc jej słono płacić za każdą następną porcję narkotyku. Ten spryciarz zadał sobie wiele trudu, żeby sprowadzić okaz Kwiatu Nieśmiertelności z kolonii Eden.
– Dwa – powiedział Roarke i z nieskrywaną przyjemnością patrzył, jak na skupionej twarzy Eve pojawia się wyraz zdumienia.
– Jak to: dwa?
– Redford zamówił dwa okazy. W drodze powrotnej na Ziemię odwiedziłem Eden i pogawędziłem sobie z córką Engrave. Poprosiłem ją, żeby sprawdziła dla mnie to i owo. Redford zamówił pierwszy okaz przed dziewięcioma miesiącami, posługując się sfałszowaną licencją ogrodniczą. Ale w obu wypadkach podał ten sam numer dowodu tożsamości. Kazał przesłać kwiat ogrodnikowi z Ve-gas n, nawiasem mówiąc, zamieszanemu w przemyt zakazanych roślin. – Zawiesił głos i strząsnął popiół do marmurowej popielniczki. – Przypuszczam, że stamtąd okaz trafił do laboratorium, gdzie został przedestylowany nektar.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej, do licha?
– Mówię ci teraz. Dopiero pięć minut temu uzyskałem potwierdzenie. Możesz poprosić ochronę Vegas H, żeby przesłuchano tego ogrodnika.
Klnąc siarczyście pod nosem, Eve sięgnęła po łącze i wydała odpowiednie polecenia.
– Nawet jeśli zacznie śpiewać, miną tygodnie, zanim uporamy się z papierkami i ściągniemy faceta na Ziemię, żebym mogła go przesłuchać. – Mimo to Eve już zacierała ręce na samą myśl o tym. – Mogłeś powiedzieć, że zamierzasz zrobić coś takiego.
– Gdyby nic z tego nie wyszło, byłabyś rozczarowana. A tak musisz okazać mi wdzięczność. – Spoważniał. – Eve, ta wiadomość niewiele zmienia.
– To oznacza, że Redford działał na własną rękę dłużej, niż twierdził. Czyli… – Eve urwała i padła na fotel. – Wiem, że ona mogła to zrobić, Roarke. Sama. Mogła niepostrzeżenie wyśliznąć się z mieszkania Younga. Wymykała się, kiedy on spał. Za każdym razem. Albo on o wszystkim wiedział. Poszedłby za nią na szafot, a poza tym jest dobrym aktorem. Nie zawahałby się rzucić Redforda na pastwę wilków, ale pod warunkiem, że nie ucierpiałaby na tym Jerry.
Na chwilę ukryła twarz w dłoniach i potarła czoło palcami.
– Wiem, że ona mogła to zrobić. Wiem, że mogła skorzystać z okazji i dostać się do magazynu, w którym były narkotyki. Może zrobiła to z własnego wyboru, to by do niej pasowało. Ale ciągle coś mi się tu nie zgadza.
– Nie możesz winić siebie za jej śmierć – powiedział cicho Roarke. – Po pierwsze dlatego, że nie mogłaś zapobiec temu, co się stało, a po drugie dlatego, że poczucie winy przyćmiewa rozsądek.
– Tak, wiem. – Znów podniosła się rozkojarzona.
– Nie prowadziłam tego śledztwa, jak należy. Przeoczyłam ważne szczegóły, przywiązywałam zbyt dużą uwagę do błahostek. Miałam na głowie tyle spraw.
– Ze ślubem włącznie? – podsunął Roarke. Eve zdobyła się na słaby uśmiech.
– Postanowiłam nie zaprzątać sobie tym uwagi. Nie obraź się.
– Spróbuj myśleć, że to tylko formalność. Zwykły kontrakt, tyle że zawierany w nieco bardziej uroczystej oprawie.
– Zdajesz sobie sprawę, że rok temu nawet się nie znaliśmy? Że mieszkamy pod jednym dachem, ale większość czasu spędzamy z dala od siebie? Że to, co do siebie czujemy, może na dłuższą metę okazać się nietrwałe?
Roarke spojrzał jej w oczy.
– Chcesz mnie wkurzyć w przeddzień ślubu?
– Nie, Roarke. Ty poruszyłeś ten temat, a ponieważ dla mnie też jest to bardzo ważne, chcę wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Zadałam ci poważne pytania i oczekuję poważnych odpowiedzi.
Jego oczy nabrały groźnego wyrazu. Eve od razu odgadła, na co się zanosi, i przygotowała się na najgorsze. Ale Roarke tylko wstał i zadał jedno pytanie tak srogim tonem, że niemal przeszedł ją dreszcz.
– Czyżbyś chciała odwołać ślub?
– Nie, powiedziałam już, że chcę za ciebie wyjść. Po prostu myślę, że powinniśmy… pomyśleć
– wytłumaczyła nieudolnie i skarciła się w duchu.
– No to jak chcesz, to sobie myśl i znajdź te poważne odpowiedzi. Ja już je znam. – Zerknął na zegarek.
– Robi się późno. Mavis czeka na ciebie na dole.
– Po co?
– Sama ją spytaj – powiedział z nutą gniewu w głosie i wyszedł.
– A niech to diabli! – Kopnęła biurko tak mocno, że Galahad spojrzał na nią spode łba.
Kopnęła je raz jeszcze, jako że ból przywracał jej zdolność trzeźwego myślenia, po czym pokuśtykała do Mavis.
W godzinę później znalazła się pod drzwiami klubu Down and Dirty. Przed wyjściem z domu, zgodnie z poleceniami Mavis, niechętnie przebrała się, zmieniła uczesanie i zrobiła makijaż. Usiłowała nawet wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu. Kiedy jednak jej uszy wypełniły się dźwiękami hałaśliwej muzyki, zatrzymała się w pół kroku.
– Jezu, Mavis. Dlaczego właśnie tutaj?
– Bo to obleśna speluna, a wieczory kawalerskie powinny być obleśne. Chryste, spójrz na tego faceta na scenie. Jego kutasem można by wbijać kołki. Dobrze, że poprosiłam Cracka, żeby zarezerwował dla nas najlepsze miejsca. Jeszcze nie wybiła północ, a już tu ciasno jak w puszce z sardynkami.
– Jutro wychodzę za mąż… – zaczęła Eve. Po raz pierwszy to wytłumaczenie mogło się jej do czegoś przydać.
– I bardzo dobrze. Jezu, Dallas, wyluzuj się. O, a oto nasza wesoła kompania.
Eve przeżyła już niejeden szok. Ale to, co zobaczyła, przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Przy stoliku, bezpośrednio pod tancerzem wywijającym swoim atrybutem na wszystkie strony, siedziały Nadine Furst, Peabody, kobieta, w której z trudem można było rozpoznać Trinę, oraz, dobry Boże, doktor Mira.
Zanim Eve zdążyła zamknąć szeroko otwarte usta, przypadł do niej Crack i wziął ją na ręce.
– Siemasz, chuderlawa białasko. Dzisiaj zabawisz się jak nigdy. Zaraz przyniosę butelkę szampana, na koszt firmy.
– Jeśli masz w tej swojej spelunie szampana, koleś, to ja zjem korek.
– Bąbelki są. Czego ci więcej potrzeba? – Zakręcił nią młynka, co spotkało się z entuzjazmem pozostałych gości, po czym zręcznie posadził Eve przy stoliku. – Drogie panie, bawcie się dobrze, bo pożałujecie.
– Masz takich interesujących znajomych, Dal-las. – Nadine zaciągnęła się głęboko dymem z papierosa. W tym lokalu nikt się nie przejmował zakazem palenia. – Napij się. – Podniosła butelkę z niezidentyfikowanym płynem i napełniła coś, co wyglądało na stosunkowo czysty kieliszek. – Ominęło cię mnóstwo kolejek.
– Musiałam ją namówić, żeby się przebrała. – Mavis przecisnęła się na swoje miejsce. – Marudziła przez całą drogę. – Jej oczy wypełniły się łzami. -Zrobiła to tylko dla mnie. – Wzięła drinka Eve i wypiła do dna. – Chciałyśmy sprawić ci niespodziankę.
– I udało się wam. Doktor Mira! Czy mnie oczy nie mylą?
Psychoterapeutka uśmiechnęła się promiennie.
– Wiem, że kiedy tu wchodziłam, rzeczywiście nią byłam. Teraz trochę mi się wszystko pomieszało.
Читать дальше