Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część I

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część I» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zawód: Wiedźma. Część I: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wiedźma. Część I»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dlaczego mistrz wrzuca młodziutką magiczkę na głęboką wodę zagadki, która przed nią pochłonęła 13 ofiar, w tym… kilku magów z doświadczeniem? Bo ma talent. Bo jest wystarczająco wścibska i ciekawska, a dwutomowa podróż w jej towarzystwie przekonuje, że to świetny kompan i – wbrew pozorom – nielichy przeciwnik. Taka jest rudowłosa Wolha Redna, jedyna kobieta na typowo męskim wydziale magii Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Postrach strzyg, gwiazda magii praktycznej, autorka rewolucyjnych tez obalających wiekowe mity o wampirach (w tym bzdury o czosnku), niestrudzona badaczka obyczajów i życia codziennego krwiopijczej społeczności. Gdy przekracza granicę lasu osik oddzielających inne krainy od Dogewy, ojczyzny wampirów, przez myśl nam nie przejdzie, że wysłano ją z poselstwem niemalże dyplomatycznym…

Zawód: Wiedźma. Część I — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wiedźma. Część I», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chwilowa pauza w wojsku pasiastego wroga zmieniła się w narastający szelest. To zamorskie żuki osypywały się, zlatując w bruzdy. Ostatni raz drygając członowanymi łapkami, zastygały na zawsze. Zbyt późno zrozumiałam, czemu radzi się odprawiać egzorcyzmy, stojąc na brzegu pola. I jak się teraz mamy stąd wydostać? Po tej jednolitej, chrzęszczącej i mlaskającej pod nogami masie?

– Czysta robota! – ochryple rzuciła zielarka, oglądając podniesionego żuka przez lupę. – Faktycznie zdechły! Ale dlaczego?

– Może się zadławiły? – zasugerowałam niewinnie.

Kella zapatrzyła się na mnie ze szczerym przerażeniem. Wiedziałam, o czym myśli. Czy przypadkiem nie mam w zapasie nieco mocniejszego zaklęcia, na ostrozębne pasożyty?

– Nie – rozczarowałam ją. – Niestety, na nic więcej to zaklęcie nie działa, nawet przeciwko gąsienicom kapustnika do boju ruszają wspomniane kobieciny. Zaklęcie jest prościutkie, nie wiem, czemu wasi magowie go nie stosują.

– Może dlatego, że nie mamy magów? Pamiętałam słowa mistrza, ale pozwoliłam sobie na wątpliwości.

– Poważnie? Ani jednego?

– A skąd by się mieli wziąć? Przecież nie przylecą z zamorskich krajów razem z żukami. Własnych szkół czarodziejów nie mamy, a do ludzkich nie przyjmują wampirów.

– I jak sobie bez nas radzicie? – Wyobraziłam sobie życie bez magii i się wzdrygnęłam. W co zmieniłby się Starmin bez ulicznych ogni w szklanych kulach, amuletów chroniących przed ospą i cholerą, magicznych zamków, chłodzących skrzyń, mnóstwa iluzji pieszczących spojrzenie i ukrywających obłażące ściany domów, wieży o ostrej iglicy regularnie wypuszczającej w niebo srebrzystą błyskawicę – regulator pogody. Pogoda uzgadniana była z Najwyższą Radą, podpisywana przez króla i codziennie wywieszano ją na ścianie ratusza.

– A dasz radę wywołać deszcz? – spytała Kella.

– Tylko jeśli zajrzę do notatek., – A burzę?

– I burzę – potwierdziłam niedbale.

– A… grad?

– Dla dobra plonów – wszystko co tylko chcecie – zapewniłam zielarkę.

– Wygląda na to, że istotnie przydałby nam się mag -w zamyśleniu stwierdziła Kella.

– W takim razie zwróćcie się do Szkoły!

– Wolho, weź mnie nie rozśmieszaj. Myślisz, że ktokolwiek z ludzi zgodziłby się żyć i pracować w Dogewie? – wtrącił się Len.

– Ja bym się zgodziła.

– Boże uchowaj! – wyrwało mu się. – Wtedy z Dogewy uciekną wszystkie wampiry!

Nie słuchając moich protestów, złapał mnie na ręce i wyniósł poza granice pola.

Rozdział 18

Koniki niespiesznym truchtem przebyły jakąś połowę drogi. Gdyby nie było ze mną Lena, już dawno zabłądziłabym w świerkowej głuszy, w której w ogromnych ilościach kwitła malina, a zasieki z pokrzywy i jeżyn wzbudziłyby respekt nawet u elfów. Leszczyna zamknęła giętkie gałązki nad wąską ścieżką i puszyste liście co jakiś czas łaskotały czubek mojej głowy. Ale w końcu drzewa rozsunęły się, dookoła pojawiły się jałowce i wierzby, a za nimi pole z machającym skrzydłami wiatrakiem.

– Zobacz, jak pięknie. – Len skinął w kierunku jaskrawoczerwonej kępki przy samej polance, nie wiadomo jakim cudem niezauważonej przez zbieraczy jagód. Dojrzałe poziomki odważnie wyglądały spod listków, opalając się w słońcu.

Nie przepadałam za poziomkami, ale nie mogłam się powstrzymać. Zeskoczyłam z konia, kucnęłam na skraju polanki i delikatnie rozsunęłam liście. Duże owoce same spadały na dłoń, gdy tylko przeciągnęłam ręką po szarozielonej łodydze i wydawało mi się, że ona wzdychała z ulgą, pozbywając się takiego ciężaru. Zbierałam je w garść, delektując się samym procesem zbierania. Jak rybak godzinami siedzący z wędką na pagórku przy zarośniętym stawie, w którym ryby się już dawno skończyły. W domu… gdy miałam dom… całymi dniami nie wyłaziłam z lasu, zbierając poziomki. Od razu przypomniał mi się zapach koszyczków z poziomkami stojących w zimnej, nieco wilgotnej sieni… Siedziałam na progu i pilnowałam owoców, by nie dobrali się do nich braciszkowie-łasuchowie, zanim rodzice nie wrócili z pola. Chciałam, by zobaczyli pachnący skarb nietknięty i mieli okazję w pełni docenić mój trud. Potem schodziłam z warty w sieni, ale poziomek nadal nie jadłam, nawet ze śmietanką. Do tej pory ich nie znoszę… Oddam Lenowi, zdecydowałam.

Poczułam, że patrzy na mnie. Tak w zamyśleniu, oceniająco, uważnie. Podniosłam głowę. Faktycznie, patrzył. Nie miał w ręku nawet jednego owocu. Zagapiliśmy się na siebie jak chłop i niedźwiedź, którym zdarzyło się trafić na siebie przy krzaku malin.

– Co? – spytałam.

– Nic – speszył się złapany z zaskoczenia “niedźwiedź", czyli wampir. – Masz listek we włosach.

– Naprawdę? – Potrząsnęłam głową.

– Zaplątał się. Daj, wyciągnę.

Pochyliłam głowę, dalej śledząc wampira spod zarośniętej grzywki. Palce ostrożnie dotknęły czubka mojej głowy, przesunęły się po potylicy. Po kilku bezowocnych próbach bezceremonialnie przyciągnął moją głowę do swojej piersi i zaczął energicznie grzebać we włosach.

– Len, co tym tam robisz? – zaniepokoiłam się, gorąco dysząc w jego koszulę. W nerwowo zaciśniętej garści gniotły się zebrane poziomki.

– Ucieka – tłumaczył się Len tonem winowajcy.

– Listek?

– Nie, jagodziak.

– Pluskwa?! Wyciągnij ją natychmiast! – zapiszczałam, opierając wolną rękę na piersi wampira.

– Cicho, nie rzucaj się, przestraszysz ją. Poczułam, jak ścigana pluskwa przebiera łapkami, konkurując w zwinności z palcami wampira. Nie najprzyjemniejsze uczucie.

– Przestań się wiercić, bo ją rozgniotę! Zastygłam, rozważając, co jest lepsze – mieć na głowie żywą pluskwę czy rozgniecioną.

Krzyki zawsze rozlegają się w złym momencie. Na dokładkę jest to przywilej nieprzyjemnych krzyków typu “Pożar!", “Tonę!", “Mordują!". Tym razem dobiegł nas nieubrany w słowa wrzask, dziwny i pulsujący, najpierw cichnący, by następnie rozbrzmieć z nową siłą. Zerwałam się z kolan, upuszczając owoce. Kłująca gałąź berberysu strzeliła mnie w policzek, zadrapując do krwi.

Stokrotka niespokojnie zastrzygła uszami, rozdymając nozdrza. Wskakiwałam na nią brawurowo, z rozpędu, od dowolnej strony, w tym konkretnym przypadku – od tyłu. Z większym albo bardziej narowistym koniem ten numer by nie przeszedł, ale Stokrotka już od dawna przyzwyczaiła się, że właścicielka spada jej na plecy ze wszystkich możliwych stron i nie rzucała się. Wzięłam rozbieg do skoku, złapałam rękoma za siodło i jak ptak wzniosłam się nad grzbietem Stokrotki.

I w tym momencie ten drań złapał mnie za nogę! Nie tylko złapał, ale jeszcze pociągnął, z całej siły i bezceremonialnie. Jedną ręką nadal trzymałam się siodła, a druga ześlizgnęła się, instynktownie łapiąc ogon Stokrotki.

– A ty dokąd?

– Tam!

– Po co?

– A po to! – Kopnęłam Lena wolną nogą. Stokrotka, obrażona do głębi duszy, dołożyła kopytami, rzucając zadem jak narowisty osioł. Ja puściłam, ale Len – nie, wskutek czego na dobrą sekundę zamarłam w powietrzu i spadłam twarzą w dół. Niechaj ziemia mi będzie lekka!

– Odbiło ci, czy jak? – ryknęłam, przekręcając głowę i plując. Matka Ziemia mi nie smakowała. Len nareszcie puścił moją nogę, więc podniosłam się na rękach i zobaczyłam, hen daleko w polu, czarną i białą kropkę – nasze uciekające konie. Dzięki bogom, ogon Stokrotki pozostał na kobyłce – a przynajmniej jego nasada. Cała polanka wysłana była białym, jedwabistym, końskim włosiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część I»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część I» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część I»

Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część I» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x