Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część I

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Zawód - Wiedźma. Część I» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Триллер, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zawód: Wiedźma. Część I: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zawód: Wiedźma. Część I»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dlaczego mistrz wrzuca młodziutką magiczkę na głęboką wodę zagadki, która przed nią pochłonęła 13 ofiar, w tym… kilku magów z doświadczeniem? Bo ma talent. Bo jest wystarczająco wścibska i ciekawska, a dwutomowa podróż w jej towarzystwie przekonuje, że to świetny kompan i – wbrew pozorom – nielichy przeciwnik. Taka jest rudowłosa Wolha Redna, jedyna kobieta na typowo męskim wydziale magii Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Postrach strzyg, gwiazda magii praktycznej, autorka rewolucyjnych tez obalających wiekowe mity o wampirach (w tym bzdury o czosnku), niestrudzona badaczka obyczajów i życia codziennego krwiopijczej społeczności. Gdy przekracza granicę lasu osik oddzielających inne krainy od Dogewy, ojczyzny wampirów, przez myśl nam nie przejdzie, że wysłano ją z poselstwem niemalże dyplomatycznym…

Zawód: Wiedźma. Część I — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zawód: Wiedźma. Część I», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Poniżej spokojnie pasł się cały tabun Stokrotek. Ale nagle rosły, długonogi ogier podniósł łeb, węsząc czujnie, i zobaczyłam cienki, zupełnie prosty róg dzielący grzywkę na dwa loki, jakby ktoś rzucił w konia oszczepem, a ten utknął w kości czołowej. Wiatr wiał w kierunku jednorożców, ogier gniewnie tupnął przednią nogą i stado natychmiast przestało się paść i spojrzało w naszym kierunku – sześć delikatnych, jak gdyby wyciętych z marmuru klaczy o długich grzywach i kościsty źrebak, który szybko schował się w sam środek grupy. Wiatr rozwiewał jedwabiste ogony, łopotał w grzywach, przyginał do ziemi trawę, zieloną u góry i srebrzystą przy nasadzie. Po trawie biegły drobne fale i wydawało się, że jednorożce zlewają się z doliną, jak niedbałe maźnięcia na płótnie malarza. Ogier wydał z siebie zawołanie bojowe, podobne raczej do wycia wilka niż do końskiego rżenia i stanął dęba, przebierając w powietrzu przednimi kopytami. Klacze położyły po sobie uszy i najeżyły się, wystawiając rogi. Przewodnik opadł na cztery nogi i galopem obiegł stado, zbierając klacze w ciasną grupę. Cienkie nóżki źrebaka szybko poruszały się w samym środku tłumu i przestraszyłam się, że zostanie zdeptany. Ale jednorożce okazały się dużo uważniejsze od niedoświadczonych kokoszek. Ustawiły się w kręgu, ogier łbem do nas, z opuszczoną głową, spod wściekle uderzającego kopyta poleciały kępki trawy i grudy błota, brudząc długą sierść na pęcinach. Róg zajarzył się u podstawy, niebieskie ładunki wężykami popełzły w kierunku ostrego czubka, formując świetlistą kulę.

Jeszcze nie rozumiejąc, co się dzieje, nieuważnie wysunęłam się na samą krawędź wzniesienia, trzymając się s gałęzi. Jednorożec tylko na to czekał. Podskoczył, tupnął przednimi kopytami i potrząsnął głową, jak gdyby strącając osę, która usiadła na rogu.

Błysk, gorące uderzenie wiatru i nad moją głową zasyczał niebieski piorun kulisty, poważnie uszkadzając solidny dąb. Pisnęłam, odskoczyłam i przysiadłam, mając nadzieję, że ograniczy się do efektownego pokazu siły. Ale nie, róg znowu się rozjarzył, ładując – tym razem wolniej.

Za moimi plecami rozległ się wyjątkowo niemelodyjny dźwięk, najbardziej ze wszystkiego przypominający głuche beczenie kozła, który wpadł do studni. Ogier parsknął i potrząsnął łbem. Blask nieco zbladł. Obejrzałam się. Len zatrąbił jeszcze raz, korzystając z prostej konstrukcji składającej się z kawałka drewna i złożonych dłoni. Jednorożec zarżał w odpowiedzi, róg zgasł, klacze się nieco rozluźniły i w prześwicie pomiędzy ich grzbietami mignął czarnooki, ciekawski łeb źrebaka. Ale jednorożce nie zbliżyły się do nas – kłusem przebiegły na przeciwny koniec doliny.

– Boją się nas? – z rozczarowaniem spytałam Lena.

– Ciebie – poprawił.

– Rozumiesz je? Co odpowiedział przewodnik?

– Że może mnie i odbiło, ale jemu, dzięki Bogu, jeszcze nie i póki żyje, żaden czarownik nie ośmieli się zbliżyć do jego stada.

– Czemu on aż tak nie lubi magów?

– A wy je lubicie?

– Coś ty, czcimy prawie jak bogów!

– Mhm. W stanie wypchanym, jako kościane popielniczki oraz składniki eliksirów.

Zaczęliśmy się spierać i bardzo szybko się poddałam. Jak na wampira, który nigdy nie wyjeżdżał poza Dogewę, Len niesamowicie dużo wiedział o ludziach i ich zwyczajach.

Desperacki wrzask “Władco! Władco!" postawił wielkiego kleksa na moich nieprzekonujących argumentach. Potykając się i ciężko dysząc, na górę do nas wdrapywał się wczorajszy pechowy chłopaczek.

Czekaliśmy cierpliwie. Upadł, brudząc spodnie na kolanach, stanął na nogach, otrząsnął się, rozmazując czarne i zielone plamy, i pobiegł dalej.

– Co się takiego stało? – Len owinął się płaszczem i lekko zadrżał.

– Władco… tam… waszą wysokość… tego…

– Kto mnie tego? – poważnie zapytał Len.

– Tego… wzywają na naradę!

– Co, aż tak pilnie?

– Powiedzieli, żeby wasza wysokość szedł od razu, jak waszej wysokości powiem.

– Idź, dziecko, nie widziałeś mnie.

Chłopak zapatrzył się na władcę oczyma jak spodki.

– Jak to?

– Idź i powiedz, że mnie nie znalazłeś. Niedługo przyjdę. Sam.

– Ale przecież znalazłem – tępo powiedziało dziecko.

Spojrzeliśmy po sobie i westchnęliśmy jak spiskowcy-królobójcy, na których tajną naradę przypadkiem zaplątał się wiejski głupek.

– Dobrze, w takim razie wracaj do domu… Po drodze nie musisz zaglądać do Starszych.

Przez chwilę milczeliśmy, patrząc na migające pięty wyrostka, który zleciał ze wzniesienia jak zając.

– W takim razie im powiem, że wasza wysokość idzie! To nie kłopot! – wrzasnął, odwracając się w biegu.

– Żeby go… – burknął Len. – A chciałem ci jeszcze coś pokazać.

– To nic, jutro z rana pokażesz. I tak niedługo zacznie się zmierzchać.

– A, prawda, ty w ciemności nie widzisz. -A ty?

– Lepiej niż za dnia. Oczy się tak nie męczą i słuch się wyostrza. A zatem jutro z rana?

– Z samego rana – potwierdziłam zdecydowanie.

Rozdział 11

“ O samo rano" nastąpiło o wpół do czwartej. Tak wcześnie nie wstawałam nawet w dzieciństwie, wybierając się na ryby ze starszymi braćmi. Długo nie mogłam zrozumieć, czego ode mnie chce pochylona nad łóżkiem nieuczesana wampirzyca w białym gieźle i trumniakach i nieco zbyt pospiesznie ogłosiłam: róbcie ze mną co chcecie, ale nie wstanę, po czym przykryłam głowę poduszką. Len, stojący pod otwartym na oścież oknem, zaproponował mi przeniesienie się do grobu – że niby tam mnie na pewno nikt niepokoić nie będzie, chyba że jakiś zbłąkany wiedźmin.

– Kto? – spytałam z prawdziwą ciekawością, podnosząc róg poduszki znad lewego ucha.

– Postać baśniowa. Specjalista w dziedzinie wyszukiwania grobów i zabijania wampirów w czasie ich martwego dziennego snu.

– Postać baśniowa?

– Tak, bo nie śpimy w grobach, a już na pewno nie w dzień.

– Moim zdaniem wy w ogóle nie śpicie – westchnęłam, wyłażąc spod kołdry. – Pokaż mi dzień.

– O, tutaj! – Len bynajmniej się nie zmieszał.

Na wschodzie niebo nieco pojaśniało, gwiazdy przyblakły i księżyc prześwitywał na wylot jak topniejący płatek lodu. Horyzont wydawał się być bladą puchatą nitką. Kosmata ćma uderzyła w pień jabłoni, osunęła się po nim jakiś łokieć czy półtora, desperacko pracując łapkami i skrzydełkami, znowu wzniosła się do lotu, wykonując ciasne pętle i spirale w dół, jak gdyby wracała z nieźle zakrapianego sabatu. Brakowało tylko pijackiego śpiewu, daleko niosącego się po okolicy w zarannej ciszy. Ostatecznie ćmie udało się znaleźć odpowiadającą jej szczelinę w korze i zaczaiła się tam do wieczora, złożywszy skrzydła jak szarą narzutkę.

Starannie przetarłam oczy i odrzuciłam kołdrę. Zrobiło się za późno na odwrót i trzeba się było ubierać.

– Rosa – uprzedził Len, więc posłusznie zasznurowałam buty.

Do bladej nitki dobrała się mistrzyni zorza, wschód udekorował się jasnozłocistą koronką, która przepłoszyła księżyc i przepędziła gwiazdy na ciemną połowę nieba.

– Za kwadrans się rozjaśni do reszty – obiecał Len. -Może zjesz śniadanie? Poczekam.

– Na razie nie jestem głodna. A gdzie idziemy?

– Gdzie nogi poniosą – wzruszył ramionami wampir. – Mnie wszystko jedno, a dla ciebie wszędzie się coś ciekawego znajdzie.

– W takim razie na wschód. Tam jest jaśniej.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część I»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zawód: Wiedźma. Część I» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część I»

Обсуждение, отзывы о книге «Zawód: Wiedźma. Część I» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x