– Pospiesz się – szepcze do niej. – Nie wolno nam się spóźnić. Führer nie może się doczekać, kiedy cię pozna.
Jedzie przez Berlin w powozie. Vogel- wilk jedzie obok, jako strażnik. Salę zalewa blask świec. Piękne kobiety tańczą z pięknymi mężczyznami. Hitler zajmuje honorowe miejsce na środku. Vogel zachęca dziewczynkę, żeby porozmawiała z führerem. Ona przemyka się wśród wystrojonych ludzi i zauważa, że wszyscy na nią patrzą. Sądzi, że to dlatego, iż jest piękna, ale po chwili wszystkie rozmowy milkną, orkiestra cichnie i cały tłum gości gapi się na nią.
– Nie jesteś dziewczynką! Jesteś szpiegiem Abwehry!
– Nie, nie jestem!
– Właśnie że tak! Dlatego masz sztylet i to radio! Wtedy odzywa się Hitler:
– Zabiłaś tę biedaczkę z Suffolk, Beatrice Pymm.
– Nie! To nieprawda!
– Aresztować ją! Na szubienicę!
Wszyscy się z niej śmieją. Nagle okazuje się, że jest naga i śmieją się jeszcze głośniej. Odwraca się do Vogla, szukając u niego pomocy, ale on już uciekł i zostawił ją samą. W tej chwili budzi się z krzykiem, zlana potem siada na łóżku i powtarza sobie, że to tylko sen. Tylko cholerny idiotyczny sen.
Catherine Blake pojechała taksówką do Marble Arch. Incydent w autobusie głęboko nią wstrząsnął. Wyrzucała sobie, że zareagowała tak nerwowo. Gdy tamta kobieta nazwała ją prawdziwym imieniem, wypadła z autobusu przerażona. Powinna była zostać na miejscu i spokojnie wytłumaczyć tamtej, że się pomyliła. Fatalny błąd. Mnóstwo ludzi zwróciło na nią uwagę, patrzyło na nią. Spełnił się jej najgorszy koszmar.
Wzięła taksówkę, żeby się uspokoić i jeszcze raz wszystko przemyśleć. Wiedziała, że zawsze istnieje pewne ryzyko wpadnięcia na kogoś, kto ją rozpozna. Po śmierci matki, kiedy ojciec pracował w niemieckiej ambasadzie, mieszkała dwa lata w Londynie. Uczęszczała do angielskiej szkoły dla panienek, ale z nikim bliżej się nie zaprzyjaźniła. Później jeszcze raz przyjechała do Anglii, na krótkie wakacje w 1935 roku, z Marią Romero. Mieszkały u przyjaciół Marii, na przyjęciach, w restauracjach i teatrach poznały mnóstwo młodych, zamożnych ludzi. Ucięła sobie przelotny romans z Anglikiem, którego imienia nawet nie pamiętała. Vogel uznał, że to się mieści w granicach ryzyka. Prawdopodobieństwo, że natknie się na którąś z tych osób, było minimalne. A gdyby nawet, miała udzielać stałej odpowiedzi: „Przykro mi, ale chyba mnie pan z kimś pomylił". Przez sześć lat ani razu jej się to nie przytrafiło. Przestała uważać. A gdy się przytrafiło, spanikowała.
W końcu sobie przypomniała tę kobietę. Nazywała się Rose Morely i pracowała u ojca jako kucharka. Catherine właściwie jej nie pamiętała: tylko to, że dość nędznie pichciła i zawsze niepotrzebnie wysmażała mięso. Prawie wcale nie miała z nią styczności. Zdumiewające, że tamta ją rozpoznała.
Pozostawały jej dwie rzeczy: zapomnieć o sprawie i udawać, że nic się nie stało, albo zbadać ją, starając się ocenić rozmiary szkód.
Wybrała drugie rozwiązanie.
Zapłaciła taksówkarzowi przy Marble Arch i wysiadła. Zapadał zmierzch, miasto szybko spowijał mrok. Na Marble Arch kursowało bardzo dużo autobusów, między innymi wiodła tamtędy trasa tego, z którego Catherine właśnie uciekła. Przy odrobinie szczęścia może się okazać, że Rose Morely będzie tu miała przesiadkę. Jeśli nie, Catherine postara się wślizgnąć do środka tak, by kucharka jej nie zauważyła.
Nadjechał autobus. Rose Morely siedziała na tym samym miejscu. Wstała, kiedy przyhamował. Stanął. Wysiadła tylnymi drzwiami.
Catherine zaszła jej drogę i powiedziała:
– Jesteś Rose Morely, prawda? Kobieta otworzyła usta ze zdumienia.
– Tak… A ty naprawdę jesteś Anną. Wiedziałam, że się nie mylę. To musiałaś być ty. Ani odrobinę się nie zmieniłaś od dzieciństwa. Ale jak się tu dostałaś tak…
– Kiedy sobie uświadomiłam, że to ty, wskoczyłam do taksówki – wpadła jej w słowo Catherine.
Na dźwięk swego prawdziwego imienia, wypowiadanego w tłumie, przechodziły ją ciarki. Wzięła Rose pod rękę i poprowadziła w stronę ciemnego Hyde Parku.
– Przespacerujmy się – zaproponowała. – Tyle lat się nie widziałyśmy, Rose.
Tego wieczoru Catherine napisała na maszynie raport dla Vogla. Sfotografowała go, spaliła w umywalce w łazience, a potem spaliła również taśmę od maszyny – tak jak ją nauczył Vogel. Podniósłszy wzrok, napotkała w lustrze swe odbicie. Odwróciła się. Umywalka była czarna od tuszu i popiołu. Jej palce i ręce też.
Catherine Blake – szpieg.
Wzięła mydło i zaczęła szorować dłonie.
Decyzja przyszła łatwo. Ale wykonanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczała.
– Wyemigrowałam do Anglii przed wojną – wyjaśniła, kiedy szły ścieżką wśród gęstniejącego mroku. – Nie mogłam już dłużej żyć w kraju pod rządami Hitlera. To było naprawdę potworne, zwłaszcza to, co robił z Żydami.
Catherine Blake – oszustka.
– Musieli ci dać w kość.
– Jak to?
– No, władze, policja. – I szeptem: – Wywiad.
– Nie, nie, wcale nie było ciężko.
– Pracuję teraz u komandora Higginsa. Opiekuję się dziećmi. Jego żona zginęła podczas nalotu, biedactwo. Komandor pracuje w admiralicji. Powiada, że każdego, kto przed wojną zamieszkał w Anglii, uważano za potencjalnego szpiega.
– Och, doprawdy?
– Jestem pewna, że komandora Higginsa zaciekawi, że ciebie nie nękano.
– Przecież nie musisz w ogóle o tym wspominać komandorowi Higginsowi, prawda, Rose?
Nie mogła tego uniknąć. Angielskie społeczeństwo doskonale zdawało sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo stanowią szpiedzy. Wszędzie o tym trąbiono: w prasie, radiu, kinie. Rose nie była głupia. Wspomni komandorowi Higginsowi o tym spotkaniu, on skontaktuje się z MI- 5, ci zaś przeczeszą całe śródmieście Londynu w poszukiwaniu Catherine. Drobiazgowe przygotowania, którym zawdzięczała swoją nową tożsamość, pójdą na marne, a wszystko przez jedno przypadkowe spotkanie z gosposią, która za dużo się naczytała szpiegowskich historyjek.
Hyde Park podczas zaciemnienia. Gdyby nie szum samochodów na Bayswater Road, mogłoby się wydawać, że idą przez gęstwinę lasu Sherwood. Zapaliły swoje latarki, dwa strumienie słabego, żółtawego światła. Rose w drugiej ręce trzymała torbę z zakupami.
– Boże, jak tu wykarmić dzieci z czterech uncji mięsa na tydzień. Boję się, że nie urosną.
Przed nimi zamajaczył zagajnik, bezkształtna czarna plama rysująca się na prawie już zupełnie ciemnym niebie.
– Muszę już iść, Anno. Miło cię było spotkać.
Idą jeszcze trochę dalej. Zrób to tutaj, wśród drzew. Nikt nie zobaczy. Policja pomyśli, że to jakiś rabuś albo zbiegły więzień. Wszyscy wiedzą, jak przerażająco wraz z wybuchem wojny wzrosła liczba przestępstw w West Endzie. Zabierz jej zakupy i pieniądze. Niech to wygląda na napad rabunkowy, w którym napastnik musiał się posunąć do ostateczności.
– Tak cudownie było cię spotkać po tylu latach, Rose. Rozstały się w zagajniku. Rose skierowała się na północ, Catherine na południe. Potem Catherine odwróciła się i ruszyła za gospodynią. Z torebki wyjęła mauzera. Musiała zabić błyskawicznie.
– Rose, o czymś zapomniałam!
Rosę zatrzymała się i obejrzała. Catherine podniosła broń i strzeliła jej prosto w oko.
Diabelny tusz, nie chce się zmyć. Ponownie namydliła dłonie i szorowała je, aż bolało. Zastanawiała się, dlaczego tym razem nie zwymiotowała. Vogel mówił, że po pewnym czasie zacznie jej to przychodzić łatwiej. Szczotką zmyła tusz. Jeszcze raz spojrzała w lustro, ale teraz wytrzymała swój wzrok. Catherine Blake – zamachowiec. Catherine Blake – morderczyni.
Читать дальше