– Jeżeli już będę chciał spytać go o coś konkretnego – rzekł Eagler – poproszę, aby pan zwrócił się z tym do niego. To, czego dowiem się od pana, klasyfikuje się jako informacja uzyskana z bliżej nieokreślonego źródła.
– Cieszę się.
Zachichotał. – Dziś rano nasi trzej porywacze trafili do sądu; pozostaną w areszcie przez tydzień. Wciąż uparcie milczą. Pozwoliłem, by podusili się trochę we własnym sosie, ale dzisiaj wieczorem, po tym, co mi pan powiedział, tak dam im popalić, że zaczną śpiewać jak Trzej Tenorzy!
Eagler zdołał nakłonić porywaczy, aby zaczęli śpiewać, ale ich umiejętności wokalne pozostawiały wiele do życzenia. Podobnie jak Pucinelli, stwierdził, że żaden z aresztowanych mężczyzn nie znał wcześniej Giuseppe-Petera, zanim ten któregoś dnia nie zwerbował w pubie jednego z nich.
– Czy Giuseppe-Peter mówi po angielsku? – zapytałem.
– Tak, i to dość biegle. Hewlitt zrozumiał go bez trudu.
– A kim jest Hewlitt?
– Jednym z porywaczy. To jego głos był nagrany na taśmie. Próbki głosu okazały się zgodne. Hewlitt ma kartotekę grubą jak pańska ręka, ale nie za takie przestępstwa, lecz za kradzieże. Dwaj pozostali też trudnili się tym samym fachem – włamania do domów, kradzieże sreber i antykew. W końcu podali swoje personalia, kiedy uświadomili sobie, że mamy ich na talerzu. Teraz zrzucają całą winę na Petera, ale nie wiedzą zbyt wiele na jego temat.
– Czy on im zapłacił? – spytałem.
– Twierdzą, że nie, ale kłamią. Musieli dostać jakąś zaliczkę. To oczywiste.
– Przypuszczam, że Giuseppe-Peter nie dzwonił do domu w Itchenor, zgadza się?
Eagler milczał. Chyba był zakłopotany, pomyślałem.
– Zadzwonił – podsunąłem – i odebrał jakiś policjant?
– No cóż… zadzwonił jakiś nieznany mężczyzna.
– Ale macie jego głos na taśmie?
– Powiedział tylko „halo” – rzekł z rezygnacją w głosie Eagler – a mój konstabl pomyślał, że to ktoś z komendy, i odezwał się przepisowo, a tamten natychmiast się rozłączył.
– Nie można było temu zaradzić? – stwierdziłem.
– Niestety, nie.
– A czy Hewlitt wyjawił, skąd to Giuseppe-Peter dowiedział się o nim? Przecież nie można ot tak wejść do któregoś z pubów i złożyć pierwszemu napotkanemu tam klientowi propozycji udziału w porwaniu.
– W tej materii Hewlitt milczy jak zaklęty. Nie chce powiedzieć, kto go polecił. Są rzeczy, których zapewne nigdy się nie dowiemy. Dość powiedzieć, że w Londynie, gdzie mieszka Hewlitt, jest wielu Włochów, a on nie zamierza wskazać palcem tego jednego, jedynego spośród nich.
– Mhm – mruknąłem. – Rozumiem.
Zadzwoniłem do Alessi, aby zapytać, jak się czuje, i okazało się, że martwią ją dwie rzeczy – plany rychłego powrotu na tor wyścigów oraz niepewna przyszłość Mirandy i Dominica.
– Miranda jest w kiepskim stanie, a ja nie umiem jej pomóc – rzekła. – John Nerrity zachowuje się całkiem bezmyślnie, on i Miranda sypiają teraz w oddzielnych pokojach, ponieważ nie podoba mu się, że Dominic miałby spędzić noc w jednym pokoju razem z nimi, a chłopiec nie chce zostać ani na chwilę sam.
– To poważny problem – mruknąłem.
– Przypuszczam, że to jest trudne dla nich obojga. Dominic budzi się z płaczem kilka razy w ciągu nocy i nie chce zasnąć, dopóki Miranda nie zacznie go głaskać, tulić i szeptać mu czułe słowa. Jest przez to skrajnie wyczerpana, a John wciąż mówi tylko, że należałoby posłać Dominica do szpitala. – Przerwała. – Nie mogę prosić Popsy, aby pozwoliła jej tu zostać. Po prostu nie wiem, co mam dalej robić.
– Hmm… Jak bardzo lubisz Mirandę?
– Bardzo. Bardziej, niż sądziłam, naprawdę.
– A Dominica?
– To złote dziecko. Ma takie piękne oczy. Uwielbiam go. – Zamyśliłem się przez chwilę, a ona dodała: – Nad czym się zastanawiasz? Co powinna zrobić Miranda?
– Czy jest z nią jeszcze matka?
– Nie. Musiała wrócić do pracy i najwyraźniej niezbyt jej pomogła.
– A czy Miranda ma jakieś pieniądze, oprócz tych które dostaje od Johna?
– Nie wiem. Ale była przecież jego sekretarką.
– No tak. Wobec tego… Miranda powinna zabrać Dominica do pewnego lekarza, nawiasem mówiąc, mojego znajomego, a potem przydałoby się, aby spędziła tydzień lub dwa w towarzystwie kogoś takiego jak ty, w kim będzie miała oparcie i kto będzie mógł poświęcić jej swój czas. Nie wiem jednak, czy to możliwe.
– Da się zrobić – odparła krótko Alessia.
Uśmiechnąłem się do słuchawki. Wydawała się taka spokojna i opanowana, teraz martwiła się już tylko losem Dominica.
– Nie pozwól, aby Miranda wspomniała o mnie przy swoim mężu, gdy będzie wyjawiać mu swoje plany na najbliższe dni – zastrzegłem. – Nie przepada za mną i gdyby wiedział, że właśnie ja to wszystko doradziłem, na pewno starałby się jej to wyperswadować.
– Ale przecież to ty przywiozłeś Dominica z powrotem do domu?
– To dla niego jeszcze jeden powód do zażenowania. Nerrity dwa dni temu powiedział wyraźnie, że rezygnuje z naszych usług!
Zaśmiała się. – W porządku. Jak nazywa się ten lekarz?
Podałem jej nazwisko, a potem obiecałem, że osobiście do niego zadzwonię, by wyjaśnić podłoże przypadku i zweryfikować potrzeby Dominica.
– Jesteś niesamowity – rzuciła Alessia.
– No jasne. A co z twoimi dzisiejszymi jazdami, o których mi wcześniej wspomniałaś?
– Jeździłam wczoraj i dziś na powrózku i nie rozumiem, dlaczego nie zdecydowałam się na to wcześniej. Jutro zacznę jazdy dla Mike Nolanda, a jeżeli uzna, że wróciłam już do formy, wystartuję w przyszłym tygodniu w gonitwie w Salisbury.
– W gonitwie… w Salisbury?
– Właśnie tak.
– I, hm, przydałaby ci się pewnie życzliwa publiczność?
– Z pewnością.
– Masz to u mnie jak w banku.
Pożegnała się ze mną w radosnym nastroju, a wieczorem zadzwoniła na domowy numer.
– Wszystko załatwione – powiedziała. – Miranda mówi, że ten lekarz odnosił się do niej wyjątkowo delikatnie, jutro z samego rana ma pojechać do niego z Dominikiem. Stamtąd przyjadą prosto do Lambourn. Wynajęłam dla niej pokój w domku należącym do emerytowanej niani, z którą spotkałam się osobiście i której ten pomysł bardzo przypadł do gustu. John nie próbował się temu sprzeciwiać, zgodził się na ich wyjazd, za wszystko zapłaci.
– To świetnie.
– Popsy chce, byś też znów przyjechał. Tak jak Miranda. I ja.
– Wobec tego poddaję się. Przyjadę. Tylko kiedy?
– Najszybciej jak możesz.
Przyjechałem tam nazajutrz i jeszcze dwa razy w następnym tygodniu. Dominic sypiał trochę lepiej, a to z pomocą łagodnych środków, które dodawano mu wieczorem do mleka. Zaczął jeść również dropsy czekoladowe, a potem także papkę z bananów. Była niania sarkała nad nietkniętą jajecznicą i ostro strofowała Mirandę – gdybym to ja był na jej miejscu, nerwy już dawno by mi puściły, ona jednak znosiła to z podziwu godną pokorą.
Alessia spędzała w ich towarzystwie całe dnie, razem chodzili na spacery, robili zakupy w wiosce i jedli obiady, potem zaś opalali się w ogródku za domem.
– Spryciarz z ciebie, nie ma co – rzekła do mnie Popsy, podczas mojej trzeciej wizyty.
– To znaczy?
– Dałeś Alessi zajęcie, coś, co jest dla niej ważne.
– To był przypadek, naprawdę.
– Ale zachęciłeś ją do tego.
Читать дальше